Od wieków wszystkie konflikty wygrywał przede wszystkim ten, kto miał informacje. Tylko w nieprawdziwych książkach, konflikty przedstawione są jako heroiczne zmagania osiłków wyposażonych w maczugi, miecze, karabiny maszynowe lub rakiety balistyczne – podczas gdy w rzeczywistości zwycięzca ma wiedze, informację, możliwość wpływania na opinie publiczną swoją i wrogów, a siła jest tylko dodatkiem do działań podpartych rozumem. W historii wiele jest przypadków spektakularnego wykorzystania technik informacyjnych. W jednej z kampanii w 1805 Napoleon walcząc z połączoną koalicją Austrii i Rosji, desperacko walczył z czasem żeby nie dopuścić do połączenia armii swoich wrogów. W pierwszej fazie starć, mając przewagę liczebną próbował okrążyć armie austriacką pod dowództwem generała Macka, ale na horyzoncie zbierały się ciemne chmury, idących na odsiecz wojsk rosyjskich. Napoleon nie tylko wykonał szereg śmiałych manewrów, ale zaprzągł też do działań szpiegów i informatorów, a nawet w kluczowym momencie dostarczył austriackiemu dowódcy sfałszowaną paryska gazetę codzienną, donoszącą o zamieszkach na ulicach Paryża i przewrocie wojskowym. Mając tak dobitny dowód problemów Francuzów, Mack popełnił wielki błąd i zdecydował się nie cofać do swoich rosyjskich sprzymierzeńców, ale zadekować w twierdzy Ulm, której nazwa przeszła potem do rejestru zwycięstw Napoleona, gdyż okrążeni Austriacy skapitulowali szybko, a potem francuski cesarz pokonał już osamotnionych Rosjan na wzgórzach pod Austerlitz. Jak widać od dawna wiadomo, że prasie nie należy wierzyć. Numer z drukowaniem fałszywych wydań prasy codziennej był powtarzany potem wielokrotnie, aż odszedł w zapomnienie wobec innych technik przekazu jak radio, telewizja czy Internet.
Informacja jest więc orężem silniejszym od wojskowych batalionów, a we współczesnym świecie jeszcze zwielokrotniona siła oddziaływania na opinie publiczną. O ile w dawnych czasach, stronom konfliktu udawało się w miarę utrzymać blokadę informacyjną i odciąć własne społeczeństwo od zgubnych wpływów zewnętrznej propagandy, to obecne czasy stają się polem zupełnie nowej rozgrywki – bardziej o „rząd dusz” i „światową opinie publiczną” niż tylko zmaganiem pancernych dywizji. Już czasy wojny wietnamskiej pokazały, że zwycięstwa na polu bitwy nie przekładają się na wygranie wojny, jeśli własne społeczeństwo, na podstawie prasowych, filmowych i telewizyjnych newsów, ma inne zdanie o przebiegu i wyniku konfliktu niż sami wojskowi dowódcy. Od tamtych czasów poczyniono wielki krok naprzód i ostatnie wojny (jak Irak) mogliśmy oglądać on-line na ekranach telewizorów, już w postaci ataków pocisków samosterujących na radośnie oświetlone miasta czy śledzenie (godzinami na CNN) jak amerykańscy spadochroniarze wyciągają plecaki z błota na polu, gdzieś w północnym Kurdystanie. Kluczem jest nie tylko technika i ilość maszyn , ale informacja , możliwość przekazu własnej wersji wydarzeń i mówiąc po prostu czysta propaganda – która dziś przesyłana jest za pomocą portali społecznościach i facebooka.
Z drugiej strony, nowe konflikty to zupełnie inna bajka i bardziej historie z filmów science-fiction, a mniej dokumentalnych ramówek Discovery Historia. Globalne zintegrowanie przemysłu i społeczeństwa z Internetem i wykorzystanie komputerowych systemów sterowania w każdym właściwie urządzeniu (i też łączeniu ich ze światem zewnętrznym) pokazuje, że w wojnie partyzanckiej jak w Afganistanie może i można latać z karabinem i RPG po górach, ale w konflikcie miedzy bardziej zaawansowanymi państwami, starcie przeniesie się do przestrzeni wirtualnej, znacznie wcześniej niż padnie jakikolwiek strzał.
Na tym tle informacja jaką podał dzisiaj Iran, brzmi szczególnie złowieszczo. Władze islamskiej republiki poinformowały o decyzji odcięcia krajowej sieci komputerowej od świata zewnętrznego – na razie nie będzie działać gmail i Google, ale w konsekwencji może oznacza to blokadę informacyjną krajowego Internetu (a właściwie jego koniec bo nie wyobrażam sobie działania „sieci krajowej”). W tych pobrzękujących groźbami informacjach czai się coś więcej. Wraz z blokadą Internetu, Iran prawdopodobnie odcina od jakichkolwiek połączeń zewnętrznych własne systemy komputerowe i szczególnie wszystko co ma związek z militarnymi instalacjami i urządzeniami do wzbogacania uranu. Doświadczenie z wirusem Stuxnet – najbardziej zaawansowaną bronią cyberświata, do której nie przyznaje się żaden z rządów ani rządowych organizacji – widoczne jak na dłoni. Stuxnet zaatakował irańskie instalacje produkcyjne – precyzyjnie wybierając właśnie urządzenia do wzbogacania uranu (wirówki) i na dodatek sterowniki wybranych producentów. Był też pierwszym odkrytym wirusem, który miał zdolność świadomego uszkadzania maszyn przy wykorzystaniu modyfikacji algorytmów sterujących urządzeniem. W przyszłości w opisie historii cyberkonflików, czas będziemy dzielić na epokę przed – i po – Stuxnet – gdzie nic nie będzie już takie same. Zamykanie swoich systemów informatycznych, odcinanie połączeń to widomy znak eskalacji zagrożenia, bo dopóki działa normalnie facebook,a systemy przemysłowe radośnie przesyłają dane do raportów w centrali – wiadomo że mamy czas pokoju. Teraz brak połączeń może być groźniejszym znakiem niż wystrzelenie kolejnej rakiety dalekiego zasięgu, bo jak wiadomo konflikty i wojny wygrywa się nie rakietami a informacją ….