Nowy europejski dokument „Fit4 55”, to nie tylko kolejne dzieło ciężko pracujących biurokratycznych komisji, ale tak naprawdę wizja i koncepcja nowego świata i nowego stylu życia. Przypomina to wszystkie poprzednie wizje i koncepcje takie jak „20-20-20”, „pakiet zimowy” czy też sam „Green Deal”. Chwytliwa marketingowo nazwa „taki fit dla 55” oznacza drogę do osiągnięcia europejskiego celu redukcji CO2 (55% w 2030 r.) i potem „neutrality”, czyli całkowitej neutralności – zero CO2 netto w 2050 r. Analogicznie składa się z ogromnej ilości biurokratyczno-prawniczego tekstu mającego obecnie prawie 4000 stron, co jest całkowicie niezrozumiałe dla większości społeczeństwa i ekspertów, a na pewno dla polityków. Nie należy się tym przejmować, bo to, co w środku jest mniej ważne. Mniej nawet niż sama generalna wizja prezentowana właśnie w błyskotliwych nazwach i slajdach, a same konkretne zapisy i liczby tak jak i poprzednio na pewno będą zmieniały się szybko zależnie od sytuacji.
Jednak dziś jest trochę inaczej i tak naprawdę „Fit4 55” to holistyczna koncepcja zmiany ekonomiczno-społecznej całej Europy. To desperacka próba utrzymania w ryzach obecnego porządku społecznego, gdzie mniej więcej od dekady pojawiają się ogromne napięcia, problemy ekonomiczne, druk pustego pieniądza i właściwie krach wszystkich klasycznych teorii rozwoju gospodarki. Dawniej także pojawiały się takie chwile i rozwiązywane były zwykle za pomocą wojen lub rewolucji. Dziś „Fit4 55” musi pokazać drogę, co zrobić z postępującym przeludnieniem, z rabunkowym wykorzystywaniem zasobów naturalnych, coraz bardziej oczywistymi i dotkliwymi zmianami klimatycznymi. Każdy z nas podświadomie widzi te problemy, a główna linia obrony klimatu i przyszłości naszego świata jest społecznie bardzo silna, bo trudno być przeciw.
Bardziej konkretnie – Europie chodzi o utrzymanie konkurencyjności w zmieniającym się świecie, o uniezależnienie się od kosztów importu paliw i budowanie własnej przewagi konkurencyjnej dzięki nowym technologiom, oczywiście to wszystko z nadrzędną misją ratowania świata. Jak zawsze w krytycznych chwilach dla ludzkości, jakoś przypadkiem, bogaci będą jeszcze bogatsi a biedni i średniozamożni poniosą wszystkie koszty, dlatego jednocześnie takie zmiany należy przeprowadzić, minimalizując społeczne napięcia. Lawina zmian, którą uruchomiło na początek dążenie do ograniczania emisji CO2 dla ratowania klimatu, rozpoczęła tak naprawdę gigantyczną rewolucję przemysłową – w pewien sposób analogiczną do zmian w XVIII wiecznej Anglii. Wówczas fabryki i maszyny nagle pozwoliły na dominację nad światem wobec manufaktur. Teraz jest podobnie – nowe technologie skupione na „zeroemisyjności”. To też jest automatyzacja oraz ograniczanie pracy ludzkiej i przez to jakże podobnie zaraz nadmiar rąk do pracy, eliminacja możliwości stosowania niskich kosztów produkcji i „tanich gospodarek”, przewaga wielkich koncernów z koncentracją kapitału, technologii oraz przeniesienie punktu ciężkości na „wyścig technologiczny”, co preferują najbardziej rozwinięte państwa.
Tym razem, z czego paradoksalnie się cieszymy, ogromny wysiłek społeczeństw oraz koszty zwykłych ludzi uzasadnia się zmianą klimatu i koniecznością ratowania świata. Zmiany klimatyczne są widoczne gołym okiem, wobec czego trudno jest je kwestionować. Dzięki temu podejmujemy próbę radykalnej zmiany przyzwyczajeń społeczeństwa – zepchnięcia go z drogi konsumpcjonizmu i bezustannego wzrostu wykorzystywania zasobów naturalnych w kierunku naturalnego samoograniczania, ekologii, gospodarki o obiegu zamkniętym i oszczędności. To, co miało początek w energetyce i koncepcji zastąpienia produkcji z wykorzystaniem paliw kopalnych energią odnawialną, teraz rozprzestrzenia się jak fala na wszystkie inne sektory. Ludzie powinni zrezygnować z kosztownego transportu indywidualnego na rzecz transportu publicznego lub rowerów (oczywiście wyjątkowo samochody elektryczne będą dostępne dla wybranych). Zmniejszać się będzie także dostępna powierzchnia mieszkalna, ale będzie coraz bardziej ekologiczna, znacząco podrożeje woda, wywóz śmieci i wszystkie działania uderzające w środowisko. W zamian dostaniemy jeszcze bardziej wyrafinowane elektroniczne gadżety i futurystyczne technologie, ale oczywiście jak w każdym przypadku wojny i rewolucji, ta nowa quasi-rewolucja ma swoich wygranych – na dziś kraje najbogatsze i najsilniejsze technologicznie. Gorzej dla krajów średniego poziomu rozwoju, takiego jak nasz, gdzie przestają się liczyć niskie koszty pracy, a przemysł oparty jest o fabryki mniej zaawansowanych produktów, gdzie najlepszym przykładem są silniki spalinowe i „stary przemysł motoryzacyjny”. Inni mają jeszcze gorzej – kolejne gospodarki poza UE są w tej układance tylko odbiorcą technologii lub miejscem lokowania zupełnie „brudnych przemysłów”, no, chyba że są to giganci, tacy jak Chiny, mający swój własny pomysł na rozwój.
Patrząc w ten sposób już na sam dokument – „Fit4 55” nie jest on żadnym zaskoczeniem i nie przynosi nic nowego, co nie mogłoby być przewidywalne. Zaskoczeniem jest to, że dyskutujemy o takich pakietach dopiero, jak już są ogłoszone – a nie wcześniej kiedy są przygotowywane. Nagle pojawia się prawie 4000 stron, tak jakby nigdy wcześniej nasi europarlamentarzyści ich nie widzieli i nie pracowali w komisjach, a wielce prawdopodobne, że tak się właśnie działo. Pokazuje to też inny mechanizm działania Unii Europejskiej – jeśli nasi najlepsi ludzie w parlamencie Europejskim (zakładam, że są najlepsi) nie umieją czytać i nie chcą uczestniczyć w tak ważnych pracach, a skupiają się na innych rzeczach dla naszej przyszłości drugorzędnych, to sami nie powinniśmy narzekać, że ktoś nas wykorzystuje, ponieważ dajemy wolną drogę najsilniejszym, a my zjadamy okruszki z wielkiego stołu w postaci pensji i diet przejazdowych dla europosłów.
W energetyce „Fit4 55” powtarza się poprzednią linię „Green Dealu” i regulacji ograniczających CO2. Zakładając dalszą reformę ETS, czyli systemu handlu emisjami rozszerzonego na inne poza energetyczne sektory, można spodziewać się zezwolenia na kolejny szybki wzrost cen emisji CO2 i być może ograniczenia darmowych emisji lub ich transfer na Fundusze Modernizacji. Możliwy jest także scenariusz zwiększenia celów dla energetyki odnawialnej o 40%, dalszych silnych zapisów o efektywności energetycznej (dziś już 36% i nacisk na zmniejszanie zużycia energii) i eliminację gazu z energetyki oraz chłodny stosunek do energetyki jądrowej. Gaz nie jest literalnie eliminowany, ale dzisiejsze zapisy w „Fit4 55” jakoś dziwnie przypominają mi traktowanie węgla około 10 lat temu, kiedy wydawało nam się, że niektóre furtki w unijnych zapisach pozostawiają dla niego otwartą drogę. Tak samo obecne rzeczone „furtki” dla gazu chyba za chwilę się zamkną, jedynie właśnie gaz może być traktowany przez UE „przejściowo”, ale w inny sposób niż my to rozumiemy. Długoterminowym planem strategicznym UE jest gospodarka wodorowa, jednak gaz należy ewentualnie rozważać równolegle z nim np. jako źródło wodoru (choć emisyjne), dopóki nie zostaną wdrożone czyste technologie elektrolizerów. Tak samo relatywnie neutralny, choć chłodny stosunek „Fit4 55” dla energetyki jądrowej, pokazuje że nie jest to na dziś preferowana technologia i raczej nie będzie ułatwień dla jej finansowania i inwestycji. Warto też popatrzeć na liczby bezwzględne – ledwo trochę ponad 10 lat temu w 20-20-20 zakładane były cele ograniczenia emisji CO2, udział OZE i efektywność energetyczna. Wówczas wszystkie te składowe były na poziomie 20%, a teraz odpowiednio wynoszą już 55%, 40% i 36% – widać jak szybko Europa się zmienia.
To co wg mnie nowe, to radykalne rozszerzenie polityki klimatycznej na inne sektory. W dokumencie pojawia się zarówno budownictwo, w tym wielkie programy modernizacyjne budynków, także komunalnych oraz rewolucja transportowa. W budownictwie, poprzez zapisy efektywności energetycznej, pojawia się wymóg modernizacji co najmniej 3% zasobów mieszkaniowych rocznie, a generalnie Europa ma zmniejszać zużycie energii o 1,5% rocznie. Żegluga bezpośrednio zacznie być elementem stopniowo wprowadzanego ETS wraz z systemem dystrybucji paliw dla transportu drogowego i budynków. Koronnym wskaźnikiem przyszłości jest zapis o końcu sprzedaży samochodów o napędzie klasycznym już w 2035, redukcji o 55% emisjiCO2 w nowych silnikach spalinowych do 2030 i całkowity ich koniec pięć lat później. Europa przechodzi więc absolutnie na samochody elektryczne, ewentualnie wodorowe i nie będą to już hybrydy a w pełni zeroemisyjne pojazdy. Naturalnie wymusi to jeszcze powszechniejsze strefy „bez spalin” i śmierć dotychczasowego przemysłu samochodowego. Przestaną być produkowane silniki Diesla i benzynowe, zamknięte zostaną wszystkie warsztaty je serwisujące oraz zlikwidowana zostanie dystrybucja paliw. Te 15 lat to niesłychanie mało czasu, co pokazuje, że zmiany są już rewolucyjne i bezwzględne.
Wszystkie zmiany w naturalny sposób powiązane są z kosztami. Będzie czysto i ekologicznie, ale będzie drożej. „Fit4 55” ma zapisy o dodatkowym opodatkowaniu paliw, o kosztach mieszkań i transportu, a energia elektryczna drożeje w nim wobec lawinowo rosnących cen CO2. Bogatym łatwo jest myśleć o dodatkowych panelach na dachu i własnych magazynach energii, kolejnym elektrycznym samochodzie czy nowych gadżetach energo-modernizacji. Tym biedniejszym pozostaje przesiąść się na rower i płacić większe rachunki. Gospodarki słabszych ekonomicznie i technologicznie państw na pewno nie odczują tego wszystkiego neutralnie, ponieważ będą powstawały nowe gałęzie przemysłu, w tym wysokie technologie, a będą zamykane te, które istnieją dzisiaj. Koszty transformacji będą ogromne. Dokument „Fit4 55” zauważa to i mówi o ubóstwie i konieczności solidarności, zwiększając potencjalnie pomoc poprzez specjalnie tworzony Społeczny Fundusz na Rzecz Klimatu (oczywiście finansowany z tych nowych emisyjnych uprawnień w transporcie i budynkach) oraz dodając do Funduszu Innowacji i Modernizacyjnego kolejne elementy zwiększające o nowy element tzw. CBAM – Carbon Border Adjustment Mechanizm. Tu koncepcje są ciekawe i być może stwarzają szanse, ale znowu pewnie pojawi się problem – trzeba będzie negocjować, a nawet walczyć o dokładne zapisy i pieniądze, a jak wzmiankowano poprzednio, jakoś nie widać w tym względzie szczególnej aktywności naszych europosłów. Fundusz Modernizacyjny, tworzony z części opłat za CO2 i rosnący wraz z ich ceną, może być szansą na zasilanie budowy energetyki OZE, jednak należy ją radykalnie przyspieszyć i mieć projekty gotowe do finansowania. CBAM jest z kolei próbą zrównania kosztów produkcji w UE z krajami poza jej granicą – to rodzaj „carbon tax”, czyli dodatkowej opłaty za emisję CO2 bez unijnych opłat. Tak naprawdę postulowany od dawna CBAM byłby szansą na niesprawiedliwe przenoszenie części produkcji poza Unię, a więc wyrównanie konkurencji np. dla Polski, ale tu trzeba pilnować i walczyć o zapisy. Na razie CBAM wzmiankuje jedynie o energii, cemencie, nawozach, stali i żelazie zatem eliminuje możliwość łatwego importu „brudnej” energii z węglowych elektrowni spoza granic UE. Na razie nie mówimy o produktach „masowych”, a tu kluczowe towary powinny mieć „ometkowanie CO2” i podatek graniczny UE, jeśli nie były wytwarzane w europejskim systemie emisyjnym. Już widzę przyszłą walkę lobbystów o to, które kolejne towary będą podlegać CBAM i w jakim zakresie.
Jak w Polsce odbierany jest ten program? Tak jak można było się spodziewać – coś tam się pokazało w internecie, ale wszyscy zapomną o tym za kilka dni wobec kolejnej fali sporów o nieistotne rzeczy lub wobec gorącej kłótni polityków. I nie będziemy nawet rozważać, że świat wokół nas zmieni się radykalnie. Zmieni się natomiast grubość naszego portfela. Tymczasem „Fit4 55”, to naprawdę kluczowa zmiana mogąca przesunąć nasze miejsce w światowej gospodarce – prawdopodobnie w tył, jeśli nie będziemy czytać, negocjować i uważnie się temu przyglądać. Rewolucja technologiczna jest faktem i tego nie zmienimy, pociąg z nowymi technologiami odjeżdża, a my zajmujemy się dyskusjami o węglu kiedy już ginie gaz. Większość zapisów „Fit4 55”, to ewidentnie kolejne koszty i problemy. Nie tylko te związane z zapisami o CO2, ale i z prawdopodobnymi przyszłymi walkami o utrzymanie płatności ETS do budżetów krajowych, posiadanie derogacji i podział funduszy pomocowych oraz już to, co dotknęło energetykę w innych obszarach gospodarki. Swoją drogą interesujące jest to, jak w 15 lat transport przygotuje się na całkowitą elektryfikację, na ew. duże wodorowe ciężarówki i co zostanie z polskiego przemysłu motoryzacyjnego i małych warsztatów. Niezależnie jak będziemy ubolewać, polską gospodarkę czeka długa walka i tak naprawdę tylko gdzieniegdzie możemy znaleźć swoje własne nowe nisze technologiczne. Pojawiają się oczywiście szanse jak postpandemiczna konieczność skrócenia łańcuchów dostaw (a więc nowe fabryki w Polsce, ale tylko jeśli będą miały dostępną tanią zieloną energię), nowe technologie modernizacji budynków czy też kolejna fala rozwoju digitalizacji i robotyzacji, co powinno być specjalnością naszych inżynierów. Stajemy wobec historycznego wyzwania, gdzie nie będzie liczyć się niski koszt pracy w „noszeniu worków”, a jedynie dobre wykształcenie, dobre regulacje prawne i ciężka praca wszystkich opcji politycznych nad rozwojem gospodarki. To wszystko – nieco ortogonalnie wobec obecnych społecznych oczekiwań – da proste życie z dotacjami, kolejne fale zapomóg i darmowych pieniędzy, może nawet gwarantowany dochód, życie na kredyt i bez wyzwań oraz ewentualnie nakręcanie się w kłótniach politycznych dyskusji o wszystkim tylko nie o gospodarce. Tymczasem, tak naprawdę, „Fit4 55” to także dla Polski największe wyzwanie od czasów końca komunizmu – i też nasz wybór, jak będzie wyglądać Polska i jej „fit”.