Niedostrzegalnie w ogniu naszych domowych sporów politycznych, szybko zbliża się jedno z ważniejszych rozstrzygnięć politycznych w historii naszego bliskiego sąsiada – Ukraina rozpoczęła kampanię przed wyborami prezydenckimi. Kampania będzie krótka i intensywna – wszystkich kandydatów należy zarejestrować do 4 lutego, a same wybory odbędą się 31 marca. Właściwie w ogóle o tym nie wiemy lub  jeśli wiemy to nawet nie myślimy – tymczasem w skomplikowanej geopolitycznie układance Europa 2019 – Ukraina musi postawić kolejny krok, który także silnie wpłynie na przyszłość i naszego kraju. Patrząc tylko geograficznie na dwa kraje (Ukraina i Polska) to prawie 80 mln mieszkańców, ponad 900 tys. km2 i gdyby rozpatrywać razem to 3 (ludność) a 2 (powierzchnia) obszar w Europie. Patrząc realnie na dziś – dwa kraje skupione na wewnętrznej polityce i wewnętrznych kłótniach z niską oceną klasy politycznej i z ogromnym bagażem polityki historycznej. Osobno – gracze niskiej ligi geopolitycznej, na dodatek z zupełnie nieprzewidywalnym kierunkiem działania – na Ukrainie nikt nie wie dokładnie co się stanie po 31 marca.

Ponieważ za chwilę komisja wyborcza oficjalnie zatwierdzi listę kandydatów, to właśnie następuje ich ciągły wysyp, ale socjologowie i okresowe sondaże typują już pierwszą grupę faworytów. Co istotne – nie ma żadnego lidera, a jest raczej grupa, z której prawie na pewno nikt nie osiągnie większości w pierwszej turze. Żadna z osób na Ukrainie, nie chce też powiedzieć jasno kto te wybory wygra – wydaje się, że zwykli ludzie wiedzą dokładnie tyle co i my (czyli nic). Według ostatnich sondaży prowadzi piękna Julia Timoszenko (lider partia Batkiwszczyzna) z 18,6 % poparcia, a za nią czwórka z miejscami  w granicach grubego błędu statystycznego – Władimir Żeleński (komik i showman) – trochę poniżej 15 %, lider Platformy Opozycyjnej Jurij Bojko – 11,8 %, Anatolij Gritshenko (kolejna partia opozycyjna) 11,2 % i obecny Prezydent Petro Poroszenko – 10,7 % wg. deklaracji wyborców zdecydowanych na głosowanie na swojego kandydata. Uderza stosunkowo niska jak na europejskie standardy pozycja lidera i duże rozproszenie głosów, druga tura wydaje się ewidentna. (o tym jak wyglądało to miesiąc temu można zobaczyć TUTAJ

Jednak nie tylko wyniki sondażowe są na Ukrainie istotne, ale i rodzaj niedostrzegalnych z góry i zza granicy – wewnętrznych układów i możliwości. Każdy z kandydatów bowiem to nie tylko charyzmatyczny przywódca i przyszły Prezydent, ale i skomplikowana sieć powiazań i układów – czyli całej „grupy wsparcia” ukraińskich oligarchów, struktur państwowych i siłowych oraz własnych organizacji partyjnych. Bez tego wsparcia samo poparcie sondażowe wydaje się za mało warte, bo i tak wszyscy wiedzą kto będzie tak naprawdę walczył o prezydenturę. Tak więc barwna paleta kandydatów to i figury, ale i blotki i każda z tych kart będzie miała do odegrania jakaś role w skomplikowanym rozdaniu.

 Petro Poroszenko – obecny Prezydent – Król Pik

Pomimo słabszej pozycji w peletonie – nie można go nie doceniać.  Mimo wszystko oceniany jest jako zawodnik wagi najcięższej, bo bycie u władzy pomaga w kolejnych etapach kampanii. Poroszenko to wytrwany i długoletni polityk w stylu ukraińskim (dyrektor, minister, przedsiębiorca i znowu minister i potem oligarcha) i jednocześnie biznesman – tu słynne są czekoladki produkowane w jego zakładach i każdy taksówkarz wiozących nas z głównego kijowskiego lotniska do centrum na pewno nam tą fabrykę pokaże. Jego majątek – kiedy był jeszcze liczony to dochodził do ok. 1 mld dolarów dając mu miejsce w pierwszej dwudziestce ukraińskich oligarchów – teraz jest na pewno wyżej, ale nikt już statystyk nie liczy. Poroszenko wygrał poprzednią kampanię prezydencką zdecydowanie (54 % i kolejna była Julia Tymoszenko) i obiecał wielkie zmiany. Z jednej strony, opadła fala entuzjazmu po wydarzeniach kijowskiego Majdana i poprzednich wyborach, ocena Poroszenki przez większość jego rodaków jest stosunkowo niska i widać wyraźne rozczarowanie. Wszyscy narzekają, że nic się nie zmienia i wciąż króluje korupcja (pomimo kilku spektakularnych kampanii zainicjowanych przez obecny rząd),  a płace niskie nie dają możliwości godnego życia (choć obrazki z Kijowa przeplatają bazarowo-kapitalistyczna rzeczywistość jakby wprost z polskich lat 90-tych z luksusowymi samochodami i sklepami jakich nie ma w Warszawie). Dodatkowo pro-europejski kurs Ukrainy wcale nie daje jakiś wielkich kapitałów, pożyczek i lepszego życia (jakże to podobne do polskich oczekiwań z przed 25 lat), zwłaszcza jeśli ma się naprawdę głodowe emerytury, a patrzy na bogactwo rządzących.  Ale z drugiej strony, znowu silne struktury partyjne (Blok Petra Poroszenki), plus możliwość wpływania na struktury państwowe (co zawsze w wyborach pomaga) prawdopodobnie podciągnie notowania. Są jeszcze dwa kluczowe wydarzenia, które mogą zdecydować o przyszłości i które jak widać Poroszenko wykorzystuje. Z jednej strony wciąż tlący się konflikt z Rosją i właściwie codzienne incydenty w rejonie zbuntowanych republik (wciąż giną ukraińscy żołnierze) (TUTAJ), a nawet ostatnie zawirowania na Morzu Azowskim, które postawiło Ukrainę i Rosję na krawędzi wojny (i okresowo wprowadziły na Ukrainie stan wojenny – część opozycji uważała to za krok struktur rządowych w celu przesunięcia wyborów – temu Poroszenko zaprzeczał i stan wojenny wygasł niedawno). Ale Prezydenta widać cały czas w kanałach ukraińskiej telewizji bardzo często w mundurze polowym, pośród weteranów, rekrutów lub jednostek wojskowych.  Co chwile jest też jakaś zmiana w kierunku „patriotycznym” – teraz właśnie ukraińskie siły specjalne dostają nowe sztandary, emblemat i motto „Иду на вы” – co jest okrzykiem księcia Rusi Światosława Walecznego, budzącym postrach u wrogów. Prezydent stawia więc na patriotyzm i skupienie wokół ukraińskich wartości – zresztą widać też jego plakaty z hasłem „Armia – Mowa – Wiara” i to ma być tą szansa na zwycięstwo. Właśnie tym kluczowym czynnikiem jest narastający obecnie konflikt religijny, który zupełnie nie jest zrozumiały z naszej, polskiej , rzymsko-katolickiej strony.  Na Ukrainie zachodzi właśnie wielka rewolucja w kościele prawosławnym – oceniana jako największe wydarzenie od XVII wieku. W tej chwili Prawosławny Kościół Ukraiński uzyskuje niezależność (autokefalię), przestaje być podporządkowany Patriarchatowi Moskiewskiemu i na samym początku roku do Kijowa przekazany został tzw. Tomos (o nim można czytać TUTAJ. Społeczeństwo Ukrainy nie jest co prawda ekstremalnie religijne, ale przywiązanie do tradycyjnych wartości odgrywa silną rolę i wg. niektórych opinii socjologów właśnie podciągnęło  notowania prezydenta o kilka punktów procentowych.  Tak więc mamy i struktury centralne i pół-wojnę i jeszcze religię na dodatek, co powoduje, że z Poroszenką należy się liczyć bardzo poważnie.

Julia Timoszenko – Wielka Opozycjonistka  –  Dama kier 

Julia   dziś prowadzi w sondażach więc warto patrzeć na nią uważnie nie tylko przez pryzmat niezwykłej urody (tym bardziej jeśli wnikliwi obserwatorzy spojrzą na jej rok urodzenia !!). Jej kariera to lustrzane odbicie ścieżki największego rywala, biznes przeplatany z polityką (była nawet premierem) i ocieranie się o transakcje czasami legalne, a czasami trochę legalne inaczej. Timoszenko silnie związana jest z sektorem paliwowo-gazowym (jej problemy to procesy o niewłaściwie podpisane kontrakty importowe z Rosji i nawet czasowe pobyty w więzieniu). Jednak wyjątkowa odporność, zjawiskowa uroda i polityczny talent pozwolił jej na zebranie silnej grupy zwolenników – rodzaj żelaznego elektoratu. Poglądy Timoszenko (jeśli na Ukrainie i w ogóle dziś można mówić o jakiś poglądach polityków) to droga silnie europejska i (przynajmniej głoszona) chęć decentralizacji gospodarki (np. deklarowane niedawno rozwiązanie Naftogazu – rodzaju ukraińskiego qusi monopolisty).  Julia ma oczywiście swoją partię i jest szefową partii „Ojcowizna” (Batkiwszczyzna), więc ma swoje silne struktury terenowe. To silne poparcie jest także i największą jej słabością, Julia przegrała poprzednie wybory kiedy wygrał właśnie Poroszenko w pierwszej turze (wówczas 52 % do 13 Julia), i teraz także ocenia się, że może osiągnąć lekko 20-30%, ale następnie odbić się od szklanego sufitu (i przegrać tak jak przegrała kilka razy w przeszłości), bo tak jak i są jej wielbiciele to też w równym, a może i większym stopniu zacięci przeciwnicy. Problem z którym trudno Julii się uporać to oczywiście zeznania majątkowe, szczególnie jej bliskiej rodziny, która ma różnego typu majątki w kraju i zagranicą oraz dziesiątki kont bankowych (zwłaszcza za granicą). Ale (co widać też po karierze Poroszenki) na Ukrainie polityków ocenia się inaczej i w przeciwieństwie do nas, bogactwo do końca nie  przeszkadza i istnieje przekonaniem, że jak ktoś działa w polityce to bogaty być musi. Julia Tymoszenko dalej dziś prowadzi w sondażach, ale nie jakoś spektakularnie  – na razie na czołówkę peletonu wystarczy. Julia zresztą oficjalnie deklaruje, że jest pewna zwycięstwa – ale w drugiej turze.

Kluczowe na Ukrainie jest też powiązanie polityki z surowcami i polityką energetyczną – a szczególnie sprawą gazu. Gaz jest podstawowym medium dla ogrzewania domów, a rachunki gazowe oczywiście są sprawa polityczną. Obecny rząd (a szczególnie Premier – bo Prezydent przerzucił to sprytnie na niego) musi podnosić ceny gazu dla ludności (co mordercze przed wyborami – w końcu wiemy to po naszych ustawach związanych z kontrolą „cen prądu” w polskim roku wyborczym). Na Ukrainie musi jednak zachodzić urynkowienie, bo jest to warunek konieczny MFW i zachodnich pożyczkodawców, a bez nich rozsypie się budżet. Ukraińcy zostali więc nieprzyjemnie zaskoczeni podwyżkami gazu przed zimą TUTAJ). To też młyn na wodę kampanii Timoszenko, która zapowiada nowy projekt zmiany procedury zaopatrzenia ludności w gaz i możliwość obniżenia rachunków o połowę. Jak to dokonać w realiach prawdziwej ekonomii – tu wypowiedzi Julii są dość populistyczne (ostatnio porównała rynek gazu do cen bananów w Ekwadorze i Niemczech) i pomysł, że ludność powinna płacić ceny niższe, bo zużywa gaz który jest wydobywany lokalnie na Ukrainie (więc tani). Problemem jest, że Ukraina tylko połowę swojego zapotrzebowania pokrywa ze źródeł krajowych, a drugą importuje – teraz całkowicie odcinając się od Rosji (bo z rynków zachodnich w tym także Polski) – stąd też i wyższe ceny na rynku. Tani gaz jest oczywiście możliwy, ale zawsze związany jest ze specjalnym importem rosyjskim (ceny sponsorowane) i niestety ustępstwami politycznymi (pro rosyjska zależność jak w przypadku Białorusi czy Kazachstanu) . Obserwatorzy obawiają się więc, że polityka Julii to tak naprawdę wierzch proeuropejski, a środek prorosyjski i powrót do specjalnych umów (za które była skazana) i koniec niezależności energetycznej a potem i politycznej.  Julia nazywana jest czasami „Putinem w spódnicy”  i nie wiadomo czy właśnie nie skręci w objęcia Putina, ale z kolei jej sztandarowa obietnica – zapłacicie 3,55 hrywny za m3 gazu zamiast 8,55 jak teraz to dla niektórych dar z nieba, bo rachunki wysokie. Dlatego też pojawili się natychmiast przeciwnicy polityczni aby ten kluczowy punkt jej kampanii zniwelować i mamy kilku innych kandydatów (zwykle nikt ich nie zna), ale ich pomysł to obniżyć cenę gazu nie o połowę ale do jednej czwartej!

Władimi Zelenski  – komik z kapitałem  – Walet Karo

Z ciekawych figur warto zwrócić jeszcze na jedną – to Władimir Zelenski – aktor, komik, producent telewizyjny.  Na Zelenskiego można popatrzeć w Internecie – prowadzi tzw. studio Kwartał-95 i to też można obejrzeć na You Tube pod warunkiem, że w miarę rozumie się po rosyjsku lub ukraińsku, a przede wszystkim jeśli lubi się dość siermiężne kabarety klasy mniej więcej jak pokazywane i u nas w telewizji.  Jednak kluczem w karierze politycznej Władimira to serial komediowy „Sługa Narodu” – historia nauczyciela, który nieoczekiwanie startuje w wyborach prezydenckich (i je wygrywa). Dwa sezony tego sitkomu to jeden z najpopularniejszych programów, a wyśmiewane są w nim typowe przywary i problemy ukraińskiej polityki. Nagle więc Władimir Zelenski realizuje swój film w rzeczywistości i ma już nawet chwytliwy slogan „Sługa Narodu – Prezydent” na wszystkich plakatach. Nie ma programu, nie ma struktur – ale ma świetny PR i doskonałe hasło. Czy wystarczy? Na razie na pozycję czarnego konia i wicelidera wyścigu.

Niestety – też nie wszystko jest jak w telewizji i w filmie. Prawda jest brutalna i ktoś za kampanie musi zapłacić i tajemnicą poliszynela jest, że Zeleński to tylko figura na przodzie, a za nim podąża Igor Kołomojski – jeden z najbogatszych ukraińskich oligarchów, personalnie skonfliktowany z Petro Poroszenko. Trzeba porzucić marzenia o „ludowym” kandydacie, bo Zeleński to też jedna z figur ukraińskiej polityki i tak naprawdę ta sama odsłona tego samego systemu. Jego rola przewidziana jest więc na odebranie głosów Poroszence lub też nawet wyeliminowanie go z drugiej rundy i ewentualne przetasowanie grupy oligarchów związanych z rządem. Sam Zelenski jako Prezydent chyba nie byłby Sługą Narodu, ale Sługą Siebie i Sponsorów i na dodatek jest też dość niebezpieczny w prostych rozwiązaniach np. konfliktu z Rosją  – teoretycznie jest przeciw aneksji Krymu, ale uważa że można wszystko załatwić – „w bezpośredniej rozmowie z Putinem”.  Te wszystkie powiazania są teraz mocno wyciągane na światło dzienne, aby Zelenskiego zneutralizować, ostatnio punkt uderzenia to jego spółki produkcyjne Green Family Ltd które zarejestrowane są,  oczywiście na Cyprze ale tak naprawdę są rosyjskie więc teraz ludowy trefniś i żartowniś musi na szybko odciąć się od tego.

Wielu innych kandydatów  –   walety i  blotki

Za pierwszą galerią figur pojawia się malowniczy zestaw kolejnych kandydatów – w większości są to liderzy partii opozycyjnych lub osoby mające zorganizowane jakieś lokalne struktury (np. burmistrze niektórych miast). Wszyscy Ci kandydaci raczej nie mają szans na bezpośrednie wejście do drugiej, decydującej tury wyborów ale albo realizują strategię dotarcia do grup wyborczych i zbudowania przyczółki przed wyborami parlamentarnymi (na jesieni), albo też połączenia sił tuż przez samymi wyborami dla arytmetycznego zbudowania poparcia zagrażającego Julii, Petrze lub Władimirowi. Startują więc liderzy wszystkich partii – Griszczenko (Gritsenko), Bojko (Boyko), obecny Premier Władymir Hrojsman (Groysman) jak i barwny przywódca Partii Radykalnej Oleh Laszko (Lyashko) – często pozujący do zdjęć w ludowej rubaszce i czasami jeszcze z widłami. Jest też jeszcze i Wadim Rabinowicz i ostatnio dołączający do peletonu, burmistrz Lwowa Adrij Sadowy. Jak widać dla nas z polskiej perspektywy zarówno trudna jest dokładna transkrypcja nazwisk (zarówno polska jak i angielska nie oddaje niuansów ukraińskiej wymowy) jak i dokładne połapanie się jakie nurty polityczne i poglądy pokazują kolejni kandydaci.

Na dzień dzisiejszy w sondażach największe szanse ma Griszczenko i Bojko – liderzy partii, których postulaty trudno odróżnić z naszej polskiej perspektywy – ważne, że są opozycyjne do obecnego układu. Pomiędzy wszystkimi tymi osobami mogą zachodzić różnorodne sojusze – mówi się o koalicji Griszczenko z burmistrzem Lwowa Sadowym jak i już teraz wspólnej konferencji programowej Bojko i Rabinowicza. Z tyłu oczywiście różne mozaiki odpowiednich oligarchów jak też i wpływy rosyjskich koncernów i osób ich kontrolujących, jak i ogólnie odradzające się interesy rosyjskich dostaw paliw i gazu.

Osobiście żałuje, że mniej widoczny jest teraz Świetosław Vakarczuk stosunkowo młody piosenkarz, lider zespołu „Okean Elzy”. Można go posłuchać na You Tube i przesłuchać całą dyskografię  – moim zdaniem po pierwszym zainteresowaniu, gubimy się w nieco monotonnych i patetycznych pieśniach, ale rodacy go uwielbiają. Vakarczuk jest uznawany za coś w rodzaju ikony i autentycznego barda narodowego i przez niektórych też za sensownego, uczciwego człowieka. Pokazuje to też, że uczciwość i ideały to cechy, które raczej nie wykuwają polityka a na pewno nie są one odpowiednie dla kluczowych polityków na Ukrainie. Tu raczej trzeba być twardym, nawet bezwzględnym, makiawelicznym i mieć oparcie w strukturach i pieniądzach. To zresztą dotyczy nie tylko Ukrainy a chyba wszystkich systemów politycznych łącznie z naszym.

Paradę blotek uzupełniają już zupełnie egzotyczni kandydaci. Charakterystyczne, że jadąc z kijowskiego lotniska mija się coraz nowe postery kandydatów, a kiedy pytam miejscowych kierowców kto to taki to większość odpowiada, że widzi faceta pierwszy raz w życiu, a o jego partii nigdy nie słyszał. Jest więc i  lider Partii Socjalistycznej Ilja Kiwa, współpracownik byłego prezydenta Gruzji Michaiła Saakaszwilego Jurij Derewianko i kolejne nazwiska, czasami wypełniając jakieś plany budowy poparcia dla grup interesów i nawet krajów a czasami realizując własne pięć minut w polityce (przypominam jak u nas kiedyś to bywało i mieliśmy Partię Piwa, a nawet poważnego kandydata w wyborach prezydenckich, który w  latach 90-tych opowiadał o zbawiennym wpływie wkładek do butów).

Czym to się wszystko skończy  (stan na styczeń)?

W stosunku do poprzedniego miesiąca dalej na razie można tylko stwierdzić, że „za cholerę nie wiadomo”. Kampania będzie barwna, a nawet momentami szalona, co dobrze oddaje ukraińską naturę gdzie jak wiadomo z historii czasami charyzmatyczni przywódcy umieli skrzyknąć tysiące oddanych zwolenników.  Obecna ocena klasy politycznej na Ukrainie jest druzgocząca, szczególnie jeśli rozmawia się ze zwykłymi ludźmi i jeśli ktoś niżej w hierarchii ekonomicznej i dalej od Kijowa to tym gorzej. Jedno z bardziej pozytywnych zdań o obecnym parlamencie jakie słyszałem to „połowa jewrieje a połowa prostytutki” co pokazuje jakie mogą być te inne opinie.  Nikt – literalnie nikt z kim rozmawiałem nie potrafił powiedzieć kto będzie prezydentem, ale z drugiej strony jest jakieś wewnętrzne przeświadczenie, że i tak wyborcy nie decydują o niczym (a w związku z tym znowu będzie Poroszenko-Timoszenko). Wyborcy są zniechęceni i oczekują, że znowu i tak ktoś może zagłosować za nich. Tym bardziej, że usłyszałem też znamienne słowa „czy kiedykolwiek ktoś na Ukrainie dobrowolnie oddał władzę?” co może być skrajnie niebezpieczne jeśli wynik wyborów będzie niejednoznaczny (a na to wszystko wskazuje), a same wybory niekoniecznie najbardziej przejrzyste (to też na pewno). Na razie są możliwe wszystkie rozwiązania – od utrzymania status quo po zmianę na „Putina w spódnicy” albo też nowej grupy oligarchów z komikiem jako „Sługą Narodu”, albo też rodzaj „wszystkiego tego naraz” czyli jeden wynik wyborów a inny stan społeczeństwa i kolejne protesty.  Dwa kolejne miesiące mogą też dorzucić jakieś zupełnie nieoczekiwane zdarzenie (konflikt?) , które zmieni pole gry. Do kwietnia na Ukrainie  — będzie naprawdę ciekawie.

3 komentarze do “Figury i blotki ukraińskich wyborów prezydenckich – wybory już w marcu, a dalej nic nie wiadomo”

  1. Jak to mówią Polscy historycy (,których generalnie szanuję) klucz do sprawy Polskiej leży na Ukrainie. Problem w tym, że wizja dla Europy Wschodniej wg Warszawy jest zupełnie różna od tej w Kijowie, czy innych stolicach e.g. V4 lub Białorusi/Litwy.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *