Weekendowe wyniki wyborów pokazują, że Europa idzie w skrajności i to jeszcze na skróty ….
Stało się zgodnie z zapowiedziami i sondażami. Carla Bruni nie będzie już Pierwszą Damą we Francji, a u steru stanie nowy Premier, który żeby było zabawniej był mężem Segolene Royal (kandydatki lewicy w poprzednich wyborach, która przegrała z Sarkozym, a Holland odszedł od niej do wspólnej znajomej – czysta Francja). Trudno przepowiedzieć przyszłość Europy, ale właściwie można już w ciemno strzelać, że w następnych wyborach może startować Carla Bruni (tylko zmieni obywatelstwo) albo Royal i Sarkozy jeszcze raz – wiec wybór na bank pozostanie w rodzinie. Nam wydaje się, że polska polityka jest beznadziejna i absurdalna , co można wobec tego powiedzieć o dużym europejskim kraju (o którym de Gaulle narzekał „jak można rządzić krajem, w którym jest 365 gatunków sera”) gdzie z jednej strony kasta polityczna jest hermetyczna i ogranicza się do kilkudziesięciu nazwisk, a z drugiej wymaga konieczności ukończenia jednej z dwu prestiżowych francuskich uczelni (90 % osób na najwyższych stanowiskach we Francji). Na dodatek obok sera, wina i fajnej pogody na Lazurowym Wybrzeżu, można dodać rzeczy, które w Polsce wydają się nie do pomyślenia – tydzień pracy ma 35 godzin (ustawowo), a do szkoły w podstawówce chodzi się 4 dni (środa jest wolna), a właśnie dokonano rażącego przedłużenia wieku emertytalnego z 60 do 62 lat. Dla wszystkich, którzy trochę dotknęli tego pięknego kraju z bliska, na pewno miła jest poranna, czarna kawa, która rozpoczyna dzień i ciągnie się czasami do lunchu, po którym to już nie za bardzo warto za coś się zabierać bo właściwie trzeba wychodzić z pracy. Życie jest piękne i wartkie, ideały braterstwa i równości też powszechne, bo Sarkozy przegrał miedzy innymi dlatego, bo usilnie bronił zasady, że maksymalne opodatkowanie może być na poziomie 50 %, a większość zdecydowanie była za podwyższeniem tego progu. Inne przykłady można mnożyć w nieskończoność, jeśli ktoś jeszcze narzeka na polską biurokrację, nieprzyjazność urzędów, przerost etatów nic nie robiących osób w administracji publicznej i absolutnie nieuprzejmych i rozleniwionych taksówkarzy (tam jeszcze kolejne przywileje) – to zapraszam na krótki kurs w świat cudownego socjalizmu – właściwie szkoda, że nie zaznają go polscy pracownicy francuskich hipermarketów.
O ile we Francji, lewicowo, frywolnie i zabawnie, to w Grecji już właściwie na całego. Patrząc na wyniki to chyba tylko cudotwórca z klejem w rękach może poskładać jakąś realną koalicję, a należy pamiętać, że takie tuzy, które zajęły kolejne miejsca z dużym poparciem to Komunistyczna Partia Grecji (wycofać się z NATO i nic nie spłacać), Złota Jutrzenka (skrajna prawica, wyrzucić wszystkich emigrantów), Niezależna Grecja (to umiarkowana ale należy przestać spłacać długi) czy Demokratyczna Lewica (przy innych umiarkowana, ale też należy renegocjować spłatę). Jakimi by nie były, normalny układ się posypał i nawet krótkie posklejanie na „rozumową” koalicję (starte partie, współpraca z UE) chyba nie zadziała na długo, bo każde kolejne wybory dadzą więcej co bardziej kolorowym i egzotycznym programom.
Europa wchodzi nieodwracalnie w stan turbulencji. To co było już standardem od dawna, że stare partie i porządki mają coraz mniej do powiedzenia wobec nowych politycznych meteorytów, teraz idzie w kierunki ekstremalne. Na razie odbicie na lewo – w kierunku marzenia żeby było dobrze, bogato i leniwie. Wszystkim się obieca na kilka lat, może dodatkowo coś dodrukuje i przesunie problem, niestety jeśli gospodarka się nie poukłada (ma dość umiarkowane szanse) to następne odbicie będzie zupełnie w prawo, a tam czekają partie które wskażą na emigrantów i polskich konkurentów zaniżających ceny.
Niestety nie wróży to dobrze racjonalnej energetyce i jakiemukolwiek wspólnemu, długoterminowemu i sensownemu podejściu całej UE. Za chwile będziemy mieli mieszankę haseł skrajnych, populistycznych, „na szybko” i „na zielono”. Lewy krok Francji to osłabienie pozycji lobby atomowego (choć naprawdę Holland zamknie jedną lub dwie najstarsze elektrownie, żeby spłacić wyborcze długi), ale przede wszystkim włączenie w nurt ekologicznych celów nowej Europy. Na swoim podwórku pewnie zostanie po staremu, my na pewno usłyszymy od Francji, że należy inwestować w energie odnawialną, zamknąć elektrownie węglowe i brać z nich przykład z emisją CO2 na mieszkańca (dzięki atomowi mają jedną z najniższych w Europie). Grecja dołoży swoje, bo pełzający bałagan i grecka choroba może dokładać kolejne turbulencje i brak jakiejkolwiek stabilizacji. Generalnie, dalej będziemy konsekwentnie spychani do energetycznego narożnika, a nasze cele będą rozbieżne jak nigdy. Jeśli coś uprawiać to na pewno „energetyczne chaszcze” bo wygląda na to, że biomasa będzie trzymać się mocno …
Jeśli można stuprocentowo coś wywróżyć … to że na pewno nic nie będzie stałego ani jednoznacznego. Konstrukcja UE jest zdecydowanie tylko na „dobrą pogodę”, a takie czasy jak teraz będą raczej skłaniały wszystkich do ściągania wszystkiego co pod ręką pod siebie i przeforsowywania ustaw i regulacji korzystnych dla poszczególnych krajów. Dobre czasy się kończą, a czekają nas mniejsze dotacje, gorsze regulacje, ostrzejsze limity i też ukryte cła i bariery w dostępie do krajowych rynków.
Cała nadzieja …. w naszych politykach. Na tle zmieniającej się Europy, zaczynają świecić blaskiem umiarkowania, rozsądku i konserwatywnego podejścia do ekonomii. Choć … oni też uczą się szybko na nowych trendach ….