Świętego Graala w postaci kielicha, do którego rzekomo miała być zebrana krew Jezusa wiszącego na krzyżu – każdy zna choćby z filmu „Indiany Jonesa” – ta wersja pochodzenia Graala umieszczona była w anonimowym średniowiecznym utworze zwanym pod nazwą „Pierwsza Kontynuacja”, a Robert de Boron (ok 1200 roku) w „Joseph d’Arimathie” rozwija to dokładnie i z kolei na dodatek utożsamia Graala z kielichem z Ostatniej Wieczerzy. W rzeczywistości sam Graal pojawił się wcześniej, bo już ok. 1180 roku w utworze „Perceval” – jednym z cyklu legend o Królu Arturze – autorstwa francuskiego poety Chretiena de Troyes. Tu Graal jest jeszcze bardziej magiczny i nie ma związku z Jezusem, ale występuje nie wiadomo skąd, w jednym akapitów tego średniowiecznego romansu rycerskiego jako skarb – bardziej duchowy, będący w posiadaniu ostatniego członka rodu arturiańskiego – Króla Rybaka (także Ranny Król . Bogaty Król). Król jest ranny i choroba przekłada się także na jego królestwo (Strapiona albo Jałowa Ziemia – Wasted Land ) i tylko Graal utrzymuje go przy życiu. Tylko jeden wybraniec spośród wielu rycerzy przybywających na zamek w celu uleczenia Króla może dokonać cudu i na początku jest to Percewal, ale na końcu okaże się nim Galahad. Obaj razem i jeszcze na dodatek z trzecim rycerzem Borysem występują z kolei w tzw. Cyklu Vulgaty (to znów francuski i anonimowy utwór, ale pisany z kolei prozą około 1210-20), w którym trzej bohaterowie – odnajdują Graala który na chwilę pojawił się, ale i zniknął z Kamelotu (tu Graal jest naczyniem – być może rodzajem misy albo talerza) – w tej wersji Galahad w końcu opowieści wraz z Graalem zostaje wzięty do Nieba. W tych samych latach (ok. 1205) niemiecki rycerz i poeta Wolfram von Eschenbach pisze poemat „Perzival”, w którym Graal jest dla odmiany kamieniem (kamień z niebios ?), ale kamieniem oczywiście magicznym, który daje wieczną młodość i cudowne ozdrowienie. Żeby jeszcze całą rzecz zapętlić można dodać kolejne średniowieczne poematy, gdzie graali jest już kilka albo wrzucić wątki celtyckie no i oczywiście katharskie ze słynnym zamkiem Monstsegur (to położona w Langwedocji na południu Francji, ostatnia siedziba katharów – przez ortodoksyjne chrześcijaństwo uznawanych za heretyckie społeczeństwo – w rzeczywistości czysto gnostyczna społeczność starta na proch w czasie krucjaty w 1244). W Monstsegur miał być przechowywany Graal i tuż przed upadkiem katharów potajemnie wyniesiony na zewnątrz w nieznane miejsce. Tak więc kolejni potomkowie Percivala i Galahada mogą ruszać dalej na poszukiwania, pamiętając, że dodatek Święty (do Graal) jest raczej wymysłem nowożytnych czasów. Graal jest więc czymś… zupełnie nieokreślonym i maksymalnie tajemniczym, ale na pewno bezcennym i przynoszącym rozwiązanie wszystkich problemów. Jego poszukiwanie jest niebezpieczne, żmudne i długie, ale też wymaga czystego serca i wielkiej odwagi. Być może wątpimy i wydaje nam się, że Graal nigdy się nie odnajdzie, ale czytając średniowieczne poematy i oglądając współczesne filmy akcji – trzeba być optymistą – on jest i być może nie tak daleko.
Ponieważ Graala szukają wszyscy, w końcu to być może metafora naszych duchowych poszukiwań, to można te poszukiwania sprowadzić do bardziej prozaicznych (w sensie inżynierskim), np. jak już pewnie zgadliście do poszukiwań w energetyce. Ostatnie ćwierćwiecze to wręcz wysyp „magicznych”, ale i „nowatorskich” pomysłów i różnych koncepcji, które mają rozwiązać to co energetykę trapi – emisje CO2, zużycie paliw kopalnych, zależność pracy OZE od warunków pogodowych, problemy sieciowe czy też możliwość budowy własnych przydomowych elektrowni. Graal pojawia się zarówno ze strony węgla jak i ze strony ekologicznych entuzjastów – a najbardziej widoczny jest w wypowiedziach polityków, kiedy konferencja zahacza o tematy energetyczne. Na trudne pytania, na problem … za chwilę Energetyczny Graal. Mamy więc tego cały wysyp – na początek od pomysłu czystego węgla (właściwie już tylko krok, a będziemy mogli go jakoś spalać bez CO2 albo magicznie zamienić na gaz i też spalić bez CO2 albo przetwarzać i zapomnieć o emisjach). Jak się nie da z węglem, to może z CO2, które można by spróbować wychwycić (CCS) i przetworzyć (CCU), najlepiej w jakieś nowe mało lub zeroemisyjne paliwo. Graala poszukuje też energetyka jądrowa – na razie dość mozolnie w reaktorach IV generacji, albo może małych reaktorach typu SMR. Energetyka odnawialna nie próżnuje i z drugiej strony Graalem na pewno są nowe materiały pozwalające na pokrycie fotowoltaiką ścian budynków, autostrad, a może i naszych ubrań, futurystyczne wiatrako-pływki kombinujące z darmową energią fal skrzyżowanych z wiatrem. Często też jak nie da się do końca materialnie, to przechodzimy w stronę Graala duchowego – a raczej softwarowego i wkładamy do energetyki blockchaina albo inne chwytliwe w danym momencie pojęcie z IT.
Okazuje się, że jednak można bardziej przyziemnie i energetyka może już prawie ten tajemniczy przedmiot/rozwiązanie odnaleźć i schwycić. Od lat tym co najbardziej poszukiwane było magazynowanie energii. To coś niesamowitego co zmieni zupełnie paradygmat obecnie istniejących systemów energetycznych i tu poszukiwacze są naprawdę bliscy sukcesu Galahada – pierwsze bateryjne magazyny (poza hyro & storage) działają i być może stanieją do tego stopnia, że już w tej dekadzie nasza energetyka będzie zupełnie inna niż dawniej. Graal magazynowy pozwala na redukcję problemów z pogodową zależnością OZE i już tylko koszt tego mitycznego magazynu (właściwie naczynia na energię) broni jeszcze go przed całkowitym opanowaniem systemu energetycznego. Okazuje się więc, że energetyka odnalazła (a właściwie już prawie ma w ręku) Graala pierwsza. Na dodatek być może średniowieczne poematy miały rację i graali (przynajmniej w energetyce) jest więcej. Kolejnym jest wodór. Tu co prawda jeszcze trochę trzeba poszperać i poszukać, ale pomysł jest „magiczny”, żeby w obiegu zamkniętym – OZE napędzało elektrolizę i produkcję wodoru, który z kolei produkowałby bezemisyjnie energię elektryczną zamieniając się w wodę (a nią znowu można by rozbić elektrolizą w wodór). To też jest tak nawet niedaleko – kolejna dekada mogłaby przynieść sukces, oczywiście po pokonaniu jeszcze szeregu problemów – nawet mniej technicznych, a bardziej kosztowych. Wydaje się, że dożyliśmy więc czasów kiedy magia jest na wyciagnięcie ręki – magazynowanie energii i gospodarka obiegu zamkniętego – przynajmniej w pierwszych działających przykładach – już za 10 lat.
Parsival, Galhad i Borys już się cieszą, ale oczywiście prosty lud zobaczy sukces nieco później no i będzie musiał za tą technologiczną wyprawę nieco zapłacić. Przekształcenie energetyki z wykorzystaniem tych rozwiązań nie będzie ani łatwe ani tanie i nie potrwa tylko dekadę – to raczej pomysł na całą generację. Raczej koło 2050 i dalej możemy oczekiwać powszechnego stosowania nowych systemów energetycznych i kompletnej przebudowy tego co mamy (i też znacznie większych rachunków za energię elektryczną). Ale pamiętajmy, że całe poszukiwanie Graala ma przede wszystkim wymiar duchowy – dążymy do lepszego świata, a to że będziemy musieli za to zapłacić – zarówno w wymiarze poświecenia naszej istniejącej energetyki jak i konieczności zmian całego przemysłu – jest tylko drobnym efektem ubocznym.