W ostatnim tygodniu najważniejsze informacje ukryte były między wierszami (lub w ogóle ich nie było). Energetyka dalej przygotowuje się do wstrząsów lub też wstrząsowych rozwiązań, a na świecie można zaobserwować zmiany, które dotykają nas coraz bardziej.
Najważniejsze jest to czego nie ma – czyli brak informacji o górnictwie. W tym tygodniu było zadziwiająco bez przełomów. Ceny węgla ustabilizowały się w okolicach 44 $ za tonę, ostatni raz cenę 50$ widziały w listopadzie 2015, a patrząc z punktu widzenia rentowności nowej grupy PGG, ostatni raz widziały poziom dający szansę na brak strat w okolicach połowy 2014.
Niepokojąco zbliżamy się do połowy kwietnia, a według wcześniejszych zapowiedzi i prawdopodobnie ostatecznych pism bankowych z wezwaniami do zapłaty, nowa grupa miała powstać na początku maja. Na razie – mamy ciągłe odkładanie kolejnych spotkań ze związkami (kolejne terminy 6,7 teraz 11 kwietnia). Rozmowy nie mogą dać rezultatów, które spełnią nierozwiązywalną układankę – zachować wszystkie kopalnie, miejsca pracy i takie same (jak nie wyższe) wynagrodzenia, a jednocześnie przekonać inwestorów energetycznych, że nowa spółka nie poniesie strat (wykres powyżej mówi co innego, jeśli średnia cena wydobycia to min 250 zł jak nie wyżej). Wszyscy czekają więc na cud, a inne spółki węglowe pokazują dramatyzm sytuacji wyprzedając wszelkie pozagórnicze składniki majątku tak, aby nazbierać na kolejne pensje i spłaty rat obligacji i kredytów. Nic więc dziwnego, że najlepiej jest ukryć wszystko pomiędzy wierszami.
Konsekwencje zmian rynkowych i transgranicznego rynku energii. Tu dla odmiany pojawiły się pierwsze rzeczywiste informacje, że jak gdzieś jest taniej to tam będzie kupowane. Inwestycja energetycznego mostu z Litwą działa od niedawna. Warto przypomnieć historię tej inwestycji, która planowana była od co najmniej 15 lat (jeśli nie 20) potem konsekwentnie opóźniana i przesuwana. Z punktu widzenia samej stabilizacji zasilania, od dawna było oczywiste, że połączenie północno-wschodnich terenów Polski z zagranica jest idealne. Niestety, było też widać, że jeśli otwieramy rynek – otwieramy też drogę dla konkurencji. Dziś połączenie z Litwą to nie tylko dostęp do litewskiej energii (ta akurat jest droga) i możliwość płatnej pomocy Litwinom, ale właśnie odwrotnie. Dziś Litwa ma coraz lepsze połączenie ze Skandynawią i sprawdzają się przypuszczenia że „litewski most” będzie właśnie wykorzystany w kierunku „do nas”. Tania energia z nordyckich hydroelektrowni łatwo toruje sobie drogę na hurtowych transakcjach i w efekcie zmniejsza zapotrzebowanie na produkcję w Polsce. W tym artykule z CIRE widać kto traci. Elektrownia Ostrołęka, której rolą była właśnie stabilizacja północno-wschodnich rejonów, a cena wytwarzania niestety wysoka z uwagi na koszt transportu, dziś przy takiej konfiguracji transgranicznych źródeł zasilania traci rynek i przychody.
A może być nawet jeszcze gorzej, bo warto wspomnieć o białoruskiej elektrowni jądrowej. W białoruskim Ostrowcu, przy granicy białorusko-litewskiej (60 km od Wilna, 250 od Polski) powstaje właśnie nowa dwublokowa elektrownia (2400 MW, pierwszy blok planowany w 2017 roku). Pewnie optymistyczne terminy 2017 nie zostaną dotrzymane, ale jest duże prawdopodobieństwo, że za kilka lat niedaleko granic będziemy mieli ogromna ilość nadwyżki, niesłychanie taniej energii (inna struktura kosztów, elektrownia bez CO2 poza granicami UE). Na razie Litwini bronią się jak mogą, odcinając Białorusinom dostęp do sieci, jednak …cała ta energia może znaleźć połączenie do Polski i natychmiast wyprzeć wszystkich innych konkurentów. Całe szczęście (dla starych graczy) że jest tam tylko 600 MW przepustowości, ale jakby reaktywować stare połączenia z Białorusią lub udrożnić nowe – mamy wielkie źródło taniej energii – tańszej niż jakiekolwiek naszej. Pytanie jak zawsze będące kombinacją analizy finansowej, społecznej o geopolitycznej – wybrać tanią energię czy drogie, ale własne miejsca pracy? Na pewno – trzeba niestety przemyśleć kilkakrotnie optymistyczne koncepcje budowy wielkiego węglowego bloku w Ostrołęce, bo z połączeniami transgranicznymi można walczyć, ale nie zawsze da się je zablokować.
Rynek się zmienia, ale finalna decyzja należeć będzie do domowych magazynów energii. Od dawna prorokuję, że prawdziwą zmianą będą domowe magazyny energii. To jest właściwy przełom rynku energetycznego, a nie prosumenckie panele fotowoltaiczne. Domowe magazyny w realny sposób pozwalają produkować energię w sposób przewidywalny, a w praktyce powoli „odcinają” końcowego użytkownika od sieci i dają mu własną energię – raczej na własne potrzeby. Nowe magazyny, różnych producentów pojawiają się co chwila – był Powerwall Tesli, teraz na rynek nawet wyprzedzająco wchodzą koncerny energetyczne. Indiańskie przysłowie – „jeśli nie możesz przeciwnika pokonać, przyłącz się do niego” i właśnie Eon rozpoczyna sprzedaż systemów magazynowania energii o czym więcej można przeczytać tutaj.
Wchodząc na rynek sprzedaży kompleksowych rozwiązań (ten pomysł z resztą rozważany był przez polskie koncerny) jeśli spadek sprzedaży do klientów detalicznych jest nieunikniony to może należy wprowadzić nowy produkt i zarabiać na sprzedaży i utrzymaniu?. Dziś jeszcze stosunkowo drogie (wg artykułu „Przykładowo dla trzyosobowej rodziny, która zużywa ok. rocznie 3 600 kWh energii elektrycznej i dysponuje możliwością instalacji modułów PV na powierzchni do 20 m kw. oferta obejmuje instalacje PV o mocy 2,5 KW, magazyn energii o pojemności 4,4 KWh. Koszt takiej inwestycji sięga 10 tys. euro, a roczne oszczędności z tego tytułu 550 euro rocznie.” Pozostawiam dla wprawki wykonanie analizy NPV na lat 15 i 20 i nawet 25 przy realnych kosztach kapitału, ale to początek. Miejmy nadzieję, że technologia magazynów domowych będzie szybko taniała, choć dla „klasycznych” graczy rynkowych jest to wiadomość bardzo niekorzystna. Jednak rynek się zmienia i nie da się tego ukryć pomiędzy wierszami.
Nowa Polska Polityka energetyczna do roku 2050. Tutaj pojawiły się informacje, że takowa ma być opracowana.
Nie ukrywam że budzi to trochę mój strach, ponieważ taka polityka energetyczna pokazywała się kolejno (lata przybliżone) w 1990, 1995, 2000, 2002, 2005, 2006, 2008, 2009 i 2010, 2015, a teraz czekamy na kolejną. We wszystkich tych poprzednich próbach widać było jak w miarę powstawania danego dokumentu, próba pogodzenia ognia z wodą (tzn. konieczności przekazu tylko dobrych dla polityków informacji z realiami rynku energetycznego) powodowała eliminację konkretów i jakichkolwiek treści „niepolitycznie poprawnych” wobec czego każdy z tych dokumentów stawał się bezwartościowy już w momencie publikacji, a nawet jeszcze w wersji redakcyjnej. Warto popatrzeć na ostatnią próbę „Polityki energetycznej”. Była za poprzedniego rządu i to w horyzoncie do 2030. Była też z dominującą rola górnictwa i brakiem odpowiedzi na pytanie- jak to wpasować w ograniczenia europejskiej polityki klimatycznej, warunki ETS i ogólne zmiany na rynku. Można było nawet tam znaleźć sprzeczne wykresy pomiędzy planem ogólnym, a warunkami szczegółowymi w załącznikach. Teraz też w wypowiedziach pojawia się założenie, że węgiel będzie dalej dominującym paliwem, choć nie wiadomo jak i jakie będą tego konsekwencje. Jeśli ma być to realna „Polityka energetyczna” to tutaj – nic nie ukrywajmy pomiędzy wierszami, bo i tak się pokaże.