Ostatni tydzień był trochę jak oglądanie kolejnych odcinków doktora House`a – widzieliśmy szereg objawów i wyniki badań laboratoryjnych, ale prawdziwa diagnoza może pokazać, że aby stwierdzić chorobę trzeba wcześniej znaleźć drugie dno.
Reaktywacja bloku gazowo-parowego w Stalowej Woli.
Mamy jeszcze świeży komunikat o porozumieniu Tauronu i PGNiG w sprawie Elektrociepłowni Stalowa Wola, które pozwoli dokończyć wspólne przedsięwzięcie obu firm, które miało dać ok. 450 MW mocy zainstalowanej (plus ciepło). Optymistyczne początki jak na przykład wmurowanie kamienia węgielnego, w grudniu 2012, powoli zamieniały się w gorzką prozę prowadzenia prac inwestycyjnych (wykonawca -hiszpański Abener) aż zakończyły się katastrofą w postaci odstąpienia od umowy z wyżej wymienioną firmą w styczniu 2016. Obecnie, po wielomiesięcznych pracach przygotowawczych, podpisano porozumienie, które daje szanse na dokończenie prac. Trzeba przyznać, że jest to rodzaj majstersztyku prawniczego i negocjacyjnego i trzeba przekazać słowa wielkiego uznania dla obu firm, że reaktywacja budowy w ogóle jest możliwa. Projekt Stalowa Wola, po jego wstrzymaniu, którego bezpośrednią przyczyną było bankructwo firmy Abener i w konsekwencji rozwiązanie umowy, to rodzaj prawniczego węzła gordyjskiego. Mamy tu poplątane są interesy inwestorów (na dodatek dwóch i to jeszcze teraz częściowo konkurencyjnie działających na rynku), wykonawcy, który to nie wykonał prac i na dodatek zbankrutował, ale teraz na pewno zarządzany jest przez syndyka i prawników i dąży do niknięcia płatności i krar, dostawców, którzy zainstalowali urządzenia i na pewno mają niepopłacone faktury oraz szeregu banków, które finansowały tą inwestycję i teraz mają poplątane pozycje w bilansach i właściwie na każdy z elementów infrastruktury przykładają kartki od swoich prawników informujące że to już idzie pod zastaw.
Równolegle z prawnikami idą problemy techniczne. Oprócz opóźnień w stosunku do harmonogramu, który zakładał oddawanie energii i ciepła do sieci w 2015, a potem 2016, są również problemy z infrastrukturą doprowadzającą gaz. Teraz koszmarem jest samo dokończenie prac, których poziom zaawansowania na papierze wskazuje nawet 80-90%, ale z inżynierskiego punktu widzenia muszą być wykonane właściwie od początku, jak na przykład jak automatyka, a potem rozruch.
Przez chwile wydawało się, że ten projekt będzie jednym z najkosztowniejszych pomników energetyki polskiej (koszt 1,5 mld PLN) i jego dokończenie nie będzie możliwe wobec tylu problemów, ale właśnie podpisane porozumienie daje szanse na reaktywację elektrociepłowni. Po kolejnych tonach dokumentacji prawniczej i skomplikowanych wysiłkach inżynierskich oraz dodatkowym zasileniu pewnie ok. 300 mln PLN, elektrociepłownia ma szansę na start … na dziś wg planów w 2019 roku. Sukces jest duży, ale niestety są też kłopotliwe elementy, o których nie można zapomnieć na przyszłość. Jeden, bolesny dla inwestorów, to przyszła opłacalność projektu, gdyż założono zbyt optymistyczną prognozę wzrostową cen energii na rynku hurtowym (co nie nastąpiło) oraz przeszacowano potencjalny rynek ciepła. W rezultacie elektrociepłownia nawet uruchomiona może mieć problemy z uzyskaniem rentowności (raczej na pewno nie będzie finansowym diamentem), ale inwestujące koncerny stały w obliczu jeszcze większego problemu niedokończonej inwestycji- zamrożonych kapitałów … i braków dostaw ciepła wobec starzenia się innych elektrociepłowni w okolicy. Drugi kłopot jest natury generalnej – właściwie nieuchronne opóźnienia wszystkich inwestycji energetycznych. Tego typu opóźnienia zdarzają się nie tylko w Polsce, ale praktycznie w całej Europie i na całym świecie i dotykają każdego rodzaju dużych inwestycji budowlanych związanych z infrastruktura.Patrząc na skalę komplikacji – blok gazowo-parowy jest kilkakrotnie mniej złożony niż nowoczesny blok węglowy, a pewnie o rząd wielkości prostszy technicznie niż blok jądrowy. Jeśli tu łapie się takie opóźnienia (a mamy i mniejszy problem z przedłużaniem się oddania inwestycji we Włocławku) to naturalne staje się też, że podobnie może być i na obecnych inwestycjach węglowych. Pamiętam jak oddawano 853 MW w Bełchatów II i było to związane z walkami o kary umowne pomiędzy Rafako-Alstom – wtedy nieopatrznie prognozowałem, że było to najmniejsze, właściwie niedostrzegalne, opóźnienie w nowoczesnych polskich inwestycjach -około półroczne wg ostatniego harmonogramu. Najbardziej żałuje, źe to się niestety sprawdziło i za chwilę opóźnienia nowych inwestycji będziemy zwykle liczyć w latach, a nie w miesiącach.
Aktywna konkurencja na rynku energii.
Wiele zmieniło się w telewizyjnych reklamówkach firm energetycznych. Kilka lat temu niewiele z nich wynikało, wszystkie scenariusze były podobne – ładne obrazki z lasem, wodą i żaglówką lub statkiem i na tym tle jakiś rozpoznawalny aktor zachęcający do bycia klientem … jednej z firm wielkiej czwórki. Przez kilka lat wiele się zmieniło, bo i rynek jest zupełnie inny.Już nie wielka czwórka, a co najmniej piątka albo i więcej (bo i PiG oferty PGNiG, a nawet nowi gracze z telekomunikacji), próba zainteresowania klienta nie tylko ofertą taniego prądu ale i gazu (a nawet innych rzeczy) i przede wszystkim … walka na konkret – jakieś dodatkowe usługi i zniżki. Zamiast więc aktorów i oddziaływania do ducha i serca mamy bezpośrednie zachęty dla portfela – ma być taniej, a przede wszystkim mają być usługi dodatkowe. Tak, bo teraz modni są fachowcy. W każdej z reklam pojawiają się panowie w kombinezonach, którzy są dodatkiem do naszego rachunku za energię, mogą wszystko naprawić i we wszystkim pomóc. Na dodatek, koniecznie musimy kupić wszystko razem (prąd i gaz, a może za chwilę nawet z telefonem, internetem i telewizją, a jak już to wszystko mamy to jeszcze będzie rabat na nowy laptop, lodówkę czy telewizor.
Energetyka zaczyna być wielkim supermarketem… brakuje jedynie ofert SPA, ubezpieczenia zdrowotnego lub wyprowadzania psa i dokarmiania rybek. Tu poza optymizmem bijącym z reklam i walki o to, co ma końcowym klientom pomagać mamy małą kroplę dziegciu – dalej niewiele oszczędzamy na samej energii. Proste porównanie (np. www.enerad.pl) pokazuje aktualne oferty rynkowe, gdzie tak naprawdę potencjalne oszczędności można uzyskać jedynie przez zmianę taryfy z G11 na G12 (dwie strefy czasowe). Jeśli pozostajemy przy stałej stawce w czasie całego dnia (G11) to dalej bezpośredni zysk to małe 1-3%. Zyskujemy na samym procesie – premia za przejście i premie za gwarancje przychodów w przyszłości oraz dodatkowe zakupy – dostawy gazu w pakiecie, usługi dodatkowe (elektryk) albo rabaty na kolejne zakupy .Koniec końców lepiej tyle niż nic i dobrze, że konkurencja jest coraz intensywniejsza. Szkoda tylko, że cały model rynku niewiele daje w samym rachunku za energię.
Gaz geopolitycznie i gaz dla naszych domów.
Kluczowe decyzje i kluczowe rozgrywki dotyczą sektora gazowego. W geopolitycznym rozdaniu, mamy kontynuacja szachowań z trasami gazociągów i możliwościami dostaw. Ostatnia decyzja Komisji Europejskiej to gorzka pigułka dla naszych aspiracji mocnego wejścia na europejski rynek połączeń tranzytowych. Chodzi o zwiększenie przepustowości gazociągu OPAL otaczającego nas z zachodniej strony i w łatwy sposób prowadzącej dostawy do naszych południowych sąsiadów, ale już potencjalnie z NordSteamu (I lub może II) i to z pominięciem naszego kraju- widać to dobrze na mapkach nawet w jednym z moich wpisów – dostępnym, tutaj. Nie ma co liczyć na to, że ktoś inny nie będzie śledzić układów połączeń i nie ma co liczyć na to, że niektóre kraje wydają na lobbing znacznie więcej niż my mamy w budżetach. Pomimo podania wielkich słów o europejskiej solidarności, niezależności energetycznej i tak dalej … na koniec zawsze liczą się interesy i pieniądze. A Rosja ma silne argumenty i należy dobrze się do konkurencji przygotować, jeśli chce się w ogóle konkurować. Ostatnio ujawniane ceny (180 $ za 1000 m3 w proponowanych dostawach dla Ukrainy) pokazują jednocześnie jak nisko spadają ceny gazu (formuły cenowe są niejawne, ale prawdopodobnie płaciliśmy jeszcze niedawno co najmniej dwa razy więcej w kontrakcie jamalskim) i jak trudno znaleźć konkurencyjną cenowo ofertę na rynku dostaw alternatywnych (LNG lub potencjalne Baltic Pipe). Jak widać, nikt nie lubi tracić rynków, a rynków zdominowanych w szczególności, z tego też powodu próba zoptymalizowania naszych dostaw wobec niskich ofert cenowych Rosji i budowy rosyjskich gazowych połączeń omijających Polskę, będzie bardzo trudna. Tu już chyba trzeba przygotowywać się do bardzo długiej i skomplikowanej kampanii. Przy okazji kolejna łyżka dziegciu dla nas jako końcowych klientów. Ogólnoświatowy spadek cen gazu, nie odłożył się tak samo na naszych rachunkach. Znów tak jak w przypadkach cen na stacjach benzynowych obowiązuje reguła, że jak coś drożeje na świecie 2 razy to na stacji (i na naszych rachunkach) razy 3 natomiast jak tanieje 2 razy to u nas redukcja jest jedynie o 20 %. Nie widzimy więc jakiejś szczególnie atrakcyjnej propozycji od dostawców (no może poza premiami na początek za zmianę dostawcy), a dla niezorientowanych należy liczyć się też z jej wyhamowaniem (rynek gazu) z uwagi na przyjęte regulacje dotyczące obowiązków magazynowania. Konkurencja pomiędzy firmami energetycznymi, która miała być dynamiczna bardzo przygasła, ponieważ wszystkich innych graczy obłożono ustawowym obowiązkiem opłaty za magazynowanie co skutkuje tym, że w reklamach telewizyjnych teraz króluje PiG, a inni gracze jakby wyhamowali.
Inwestycje energetyczne dalej w górnictwo.
Na koniec rzecz, która właściwie była pewna od dawna. Kontynuacja wspomagania górnictwa przez energetykę. Teraz już bardziej oficjalnie – kolejna grupa górnicza KHW, otrzyma wspomaganie inwestorskie (700 mln), między innymi od jednej z grup energetycznych. Przygotowywany jest także wypróbowany krok ze zmianą nazwy (PHW) i … właściwie mamy problem rozwiązany. Efekt będzie krótkoterminowy, ale na pewno zadziała (inaczej KHW miałby kłopot z płynnością, a nawet możliwością przeżycia) natomiast systemowo zostaje jak dawniej, z poprawką, że koncerny energetyczne stają się koncernami paliwowo-energetycznymi nawet z przewagą tych paliwowych. Enea po przejęciu Bogdanki (w 2015), wchodząc w finansowe zaangażowanie w KHW (czyli PHW) będzie miała znacznie większą bazę surowcową niż korespondującą jej węglową generacją. Poza samym korporacyjnym problemem, którą górniczą grupę wobec tego wspierać (choć powinno być pewnie – tą, która jest najtańsza i najbardziej efektywna) , systemowo energetyka staje się energetyką górniczą, co będzie miało wpływ na przyszłe inwestycje jak i na same środki finansowe koncernów, a więc i potencjalne możliwości inwestycyjne. A to sprawia, że sama strategia grupy powinna być już inna, a ilość kłopotów na horyzoncie, właściwie przewidziana.
Tchórzewski: „Albo (konsumenci) zapłacą więcej za energię i będą ją mieli, albo jej nie będą mieć. Więc oczywistym wydaje się, że wybiorą pierwsze rozwiązanie.”
Czyżby Pan minister się pomylił i przypadkiem powiedział jakąś prawdę… Ups