Mogłoby się wydawać, że żyjemy w wyjątkowych czasach, ale tak naprawdę nasze zachowania są dość łatwo przewidywalne. Szczególnie w zakresie wiary w nowe, super zyskowne i technicznie innowacyjne przedsięwzięcia, co w powiązaniu z giełdowymi mechanizmami zbierania kapitału, cyklicznie powoduje powstawanie tzn. „baniek spekulacyjnych” a następnie ich efektownego pękania – podobnego zresztą do pękania mydlanych baniek jakie puszczają dzieci. Z naukowego punktu widzenia, mechanizm ekonomiczny tego zjawiska był podstawa prac Roberta Shillera (Nobel w 2013, ale za nieco inne prace) , ale o bańkach można łatwo poczytać sobie samemu i wyrobić własne zdanie na ich temat.
Zjawisko baniek spekulacyjnych występowało zawsze (możemy znaleźć je już w starożytności), ale jedna z najsłynniejszych jest to tzw. afera panamska z końca XIX wieku. Był to okres postępu, odkryć geograficznych i technicznych i wiary w nowy uporządkowany świat. Pomiędzy krajami zachodziła wymiana handlowa a statki pływały w ilościach jak nigdy dotąd. W 1879 roku na „bańkową” scenę wkracza Ferdynand de Lesseps, wówczas już leciwy 74 letni inżynier i przedsiębiorca, ale jednocześnie żwawy i wizjonerski biznesmen opromieniony sławą budowniczego kanału Sueskiego (tak naprawdę Lesseps tylko rozpoczął budowę). Rzuca on pomysł jeszcze śmielszy – połączmy dwa oceany kolejnym kanałem – przetnijmy Ameryki w okolicach dzisiejszej Panamy i skróćmy trasy żeglugowe. Opinia publiczna jest zafascynowana, po włączeniu w sprawę ówczesnych rekinów giełdowych (jednak o wątpliwej reputacji) wszystko nabiera typowego dla bańki rozpędu.
O nowym – panamskim kanale mówi się w prasie codziennie (artykuły sponsorowane), kolejni naukowcy i ekonomiści (opłaceni) wypowiadają się w superlatywach o perspektywach technicznych i zyskowności i wkrótce akcje nowego kanału lądują w szufladach co najmniej 500 tys. (a mówi się nawet o 800 tys.) drobnych inwestorów. Po pewnym czasie zaczynają się problemy, pieniądze toną w ekspresowym tempie w panamskich tropikalnych bagnach, 20 tys. pracowników umiera od zabójczego klimatu a koszty rosną w gwałtownym tempie, bo zarówno technicznie sprawa jest trudna jak i zarządzanie spółką nie transparentne i duża część inwestycji jak to w bańkach zwykle bywa, przykleja się gdzieś do kieszeni kadry zarządzającej. Ale prawdziwa bańka nie poddaje się łatwo i co dla niej charakterystyczne ma kolejną fazę wzrostową. Zatrudniane są kolejne „znane nazwiska” dla fasady (tu posadę głównego inżyniera dostał Eiffel), sponsorowani dziennikarze piszą jeszcze lepiej a kolejni naukowcy publikują entuzjastyczne prace naukowe. Wymyślane są nawet nowe spektakularne koncepcje – w tym przypadku wprowadzono coś w rodzaju loterii na nowe emisje akcji (wygrani dostawali akcje podwójnie), co w powiązaniu z korupcją w pełnej skali już dla dziennikarzy i polityków, tchnęło jeszcze trochę powietrza w bańkę.
Jednak koniec przychodzi zawsze, spółka kanału panamskiego bankrutuje pozostawiając większość Francuzów (ale i też wielu inwestorów z innych krajów) z intrygującymi akcjami, które mogą służyć wyłącznie do tapetowania ścian. Oczywiście powoływane są komisje, a nawet pojawiają się procesy sądowe, ktoś popełnia zagadkowe samobójstwo, w wydatkach nie można doliczyć się pół miliarda franków, bo papiery księgowe są niepełne, ale finalnie jak zawsze kończy się niczym i wszyscy zostają uniewinnieni. Każda dobra bańka ma jednak jeszcze ciąg dalszy, bo zwykle ktoś realizuje pomysły i kończy wygraną. Kilka lat po bankructwie cały teren zostaje wykupiony przez Amerykanów, którzy tworzą Republikę Panamy i kończą inwestycje otwierając nowy szklak handlowy pod własnym nadzorem. Pośmiertnie „bańka” zawsze zwycięża (tylko drobni bańkowi inwestorzy tracą), w dniu dzisiejszym każdy statek przepływający przez Kanał Panamski to około 50 tys. dolarów przychodu, a przepływa ich rocznie ok. 15 tysięcy.
Bardzo podobne zjawisko o dużej skali widać mniej więcej wiek później. W 2000 roku rynek elektryzuje informacja o połączeniu dwóch firm – America on Line (AOL) i Time Werner. Jest szczyt nowej bańki – tym razem związanej z nowym medium – Internetem. Już od kilku dobrych lat ludzie ekscytują się nowym zjawiskiem, komputer z fluorescencyjnym ekranem pozwala na wyświetlanie informacji, ale też i na łączenie z innymi ludźmi. Oczywiście ekscytacje budzi przede wszystkim możliwość oglądania zdjęć skąpo ubranych kobiet, ale oficjalnie mówi się o nowych, innowacyjnych biznesach. Podobno ma istnieć możliwość dowolnego wyboru filmów i ściągania ich z sieci, nowe strony internetowe mają mieć wszystkie firmy a zdalnie robione zakupy mają podjechać do domu, w niektórych bankach trwają nawet prace nad rewolucyjnymi systemami, które umożliwia robienie przelewów z własnego biurka (!). Na dodatek pojawiają się komunikatory, które dają możliwość umawiania się przez sieć, przesyłanie tekstów, zdjęć (w ubraniach i bez nich), a może i nawet obraz z własnej domowej kamery.
O niczym innym się nie mówi. Nowe pomysły na biznes opisuje się na połowie kartki A4 i jeśli jest tam zawarte wykorzystanie Internetu – inwestorzy zasypują startupy pieniędzmi. Wyszukiwarki internetowe, porównywarki cenowe, internetowe mapy – to wszystko pobudza wyobraźnię, o tym też piszą cały czas dziennikarze, a poważni naukowcy mówią o kolejnej rewolucji technologicznej i gigantycznych zyskach. AOL znają wtedy wszyscy (to główny provider internetu w USA w tych czasach), a jego kapitalizacja giełdowa była wyższa niż giganta medialnego Time Warner – mającego olbrzymie zasoby multimediów. Fuzja nastąpiła i rozpaliła wyobraźnię (bo i o tym pisali sponsorowani dziennikarze jak i naukowcy z grantami). Internetowa bańka zaczyna jednak pękać już rok później (zaraz po finalizacji fuzji) – tak jak przy każdej dobrej bańce, nie z powodu tego, że pomysły były złe albo rozwiązanie techniczne nieprzydatne – po prostu było ciut za wcześnie i ktoś musiał „przepalić” kapitał. Ówczesny dostęp do sieci realizowany był przez modemy telefoniczne (przez podłączenie kabla), więc przepustowość była za wolna, nie było WIFI, która oplotła nas siecią wszędzie, nie było smartfonów, które dały nam dostęp do internetu w domu, na ulicy, w samochodzie i na plaży. Bańka zaczęła pękać, bo rewolucyjne pomyły jeszcze wtedy nie generowały prawdziwych pieniędzy.
AOL-TM zaczął tracić kapitał, ale jeszcze przez chwile desperacko dolewał paliwa do bańkowego ognia – stosując formy kreatywnej księgowości oraz jeszcze większego sponsoringu dziennikarzy i naukowców. Jak zawsze skończyło się tak samo, bańka wreszcie pękła, świat finansowy na chwile odwrócił się od netu a AOL oddzielił się od Time Warner. Samą fuzję określono największą katastrofą w historii ( choć już pojawiły się nowe). Co ciekawe – przecież te idee internetowe wcale nie przegrały. Pękła sama bańka, ale na jej gruzach wyrosły dzisiejsze giganty – Facebook, Google, Netflix, a nawet Tinder – nie realizują niczego innego niż kopie pomysłów z roku 2000. Tak jak statki nie wyobrażają sobie światowych tras bez kanału panamskiego tak i my nie wyobrażamy sobie banków bez dostępu internetowego (a nawet 360 stopni ). Wszystko zaczęło działać i wygrało, ale później niż zakładano.
Ludzie nie mogą żyć bez iluzji wobec czego rynki finansowe nie mogą żyć bez baniek. Ostatnie 10 lat to bez wątpienia bańka energetyczna. Tym razem nowa koncepcją technologiczną ma być rewolucja w energetyce. Na początek nowa zielona energia. Wiatraki, a za chwile panele fotowoltaiczne mają zrewolucjonizować system energetyczny. Zresztą zmienić ma się wszystko. To ludzie mają stać się beneficjentami jako „prosumenci”, odbierając władze (nad energią) od koncernów energetycznych. Rozproszona energetyka ma zlikwidować centralne systemy i wielkie elektrownie, wytwarzanie energii na własne potrzeby, dzięki możliwościom współczesnej informatyki ma dawać energie nam, sąsiadom i jeszcze do archaicznej sieci. Dalej już klasycznie, jeśli te pomysły podłapią rynki finansowe to wszystko pójdzie jak żaglówka przy sprzyjającym wietrze. Entuzjastyczne artykuły prasowe o nowych technologiach (tak naprawdę 90 % przekazu komunikacyjnego o energetyce dziś to energetyka odnawialna która w globalnym zużyciu energii nie przekroczyła jeszcze 10 %). Nowe instytuty badawcze i powtarzające się opracowania (zazwyczaj z tymi samymi rysunkami), granty badawcze i naukowe raporty. Instytucje finansowe, które dziś dodatkowo wykorzystują lobbing i włączają odpowiednie regulacje na poziomie rządowym i na poziomie Unii Europejskiej (a także samego świata). Nowa energetyka osiąga pewne sukcesy, ale i czasami utyka pośród realnych problemów. Ale od tego mamy kolejną fazę bańki. Do ognia dorzuca się nowe technologie – smart grid i smart metering, które mają rozwiązać wszystko. Nowe fajne skróty i anglojęzyczne nazwy DSR, DSM, AMI, TOU, VP zalewają opracowania i naukowe prezentacje. Jeżeli to ciągle za mało, to trzeba rozszerzyć front na nowe obszary. W przypadki energetyki, tym nowym obszarem jest elektromobilność, a z nią baterie i magazynowanie energii. Jeszcze za mało? Żaden problem. Teraz najmodniejszy trend to sieci społecznościowe, wspólna produkcja i wewnętrzne handlowanie energią pomiędzy domami , najlepiej jeszcze z wykorzystanie specjalnych platform, blockchainu i kryptowaluty. To nic, że mamy problemy z bilansowaniem systemów, to nic że nie ma samych rozproszonych sieci ani, że koszty jednak dalej są wyższe niż klasycznej energii. Naukowcy udowadniają, że to już właśnie dziś a dziennikarze w artykułach sponsorowanych lub niesponsorowanych (o ile jeszcze takie istnieją) pokazują dalej świetlaną przyszłość.
Energetyczna bańka rośnie, aby pęknąć, ale też i zwyciężyć. Tak bowiem się stanie – cała ta koncepcja nowej energetyki jest bardzo podobna i do Kanału Panamskiego i do Internetu. Pomysły zadziałają, ale potrzebują jeszcze trochę czasu, powszechnej bazy klientów i pieniędzy, które zostaną przepalone od drobnych inwestorów. Jestem pewien, że będziemy jeździli elektrycznymi samochodami a magazynowanie bateryjne przez pewien czas będzie standardem. To zmieni system energetyczny a wytwarzanie rozproszone i powszechna dominacja paneli fotowoltaicznych (być może w nowych innowacyjnych formach) będzie jednak faktem. Nowe trendy są korzystne dla światowego przemysłu wytwórczego, tak jak kiedyś elektroniczny mail zabił roznoszenie listów do skrzynek pocztowych. Musimy jednak jeszcze przejść przez fazę pękniętej bańki i chwili zwątpienia. A potem na gruzach zbankrutowanych firm powstaną nowe imperia, Energetyka się zmieni i będzie generowała miliardowe zyski dla nowych korporacji. Być może już dziś kiełkują nowi władcy przyszłych energetycznych czasów, jakiś nowy EnergyFace , PowerStyleShock, GluckEner, Azimuth czy może Branco6. Za 20 lat możliwe, że wszyscy będą znali te korporacje i nowe loga. Bo takie są wnioski z lekcji historii – energetyczna bańka musi pęknąć, ale że zwycięży też nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
W Skandynawii rewolucja trwa w najlepsze i jakoś nie widać, żeby szykował się tam jakiś krach.
Nie jest podobna tu ma przeszkodzie stoi fizyka i chemia.
Raczej górnicy…