Dlaczego energetyki nie mogą komentować energetycy…
Wyobraźmy sobie słynną „lwowską szkołę matematyki” gdyby nagle podczas słynnych dyskusji i rozwiązywania epokowych problemów matematycznych w kawiarniach okazało się, że nagle dostają zupełnie inne wyniki niż zakładali albo Oppenheimera kierującego zespołem tworzącym bombę, który nagle spostrzega, że nie działa reakcja łańcuchowa lub Schroedingera, który jednak zbudował swoje słynne urządzenie i smutnie zanotował, że kot zawsze umiera. Wszyscy muszą porzucić swoje dotychczasowe doświadczenia i spojrzeć na problem naukowy z innej strony. Może po prostu… świat energetyczny jest jakiś inny i mogą się zajmować nim tylko politycy, historycy, politolodzy, prawnicy i … satyrycy. No bo w końcu…
W kraju gdzie nie ma zielonej energii dla przemysłu, już powszechnie okresowo ogranicza się produkcję OZE.
Znowu będziemy mrozić ceny energii na poziomie 500 zł/MWh kiedy energia na giełdzie w sprzedaży była poniżej 300 a jest teraz 400, ale w taryfie URE koło 700 a będzie 600, a w tej połowie roku zamrożona na 412.
Największym surowcem narodowym jest węgiel, ale w wydobyciu jest droższy niż w innych krajach na świecie, więc zabrania się go importować do kraju, gdzie wydobycie (okresowo) jest za małe na potrzeby, ale dzięki temu ceny (krajowe) będą jeszcze wyższe.
Strach padł na użytkowników domowych kotłów gazowych (Dyrektywa EBPD), ale nikt nie czytał tych regulacji, bo w piecach węglowych dalej pali się śmieciami bez problemów.
Górnictwo notuje wielkie straty i wymaga dopłat z budżetu, ale pracownicy otrzymują nagrody z zysku.
Zanieczyszczenie powietrza w niektórych obszarach (często uchodzących za turystyczne) jest gigantyczne, ale duża część społeczeństwa upiera, że używanie starych emisyjnych samochodów i smogowych paliw jest kwestią wolności osobistej – czyli umrę wcześniej, ale wolny.
Nigdy nie mamy czasu na bieżące problemy, ale chętnie byśmy zainwestowali i rozwiązali takie za 10-20 lat (np. małe reaktory jądrowe).
Kiedyś mieliśmy mieć gaz z łupków, ale wszyscy o tym zapomnieli. Teraz od czasu do czasu, wspominane są złoża metali rzadkich, które można wydobyć w Suwalszczyźnie.
Wkrótce uruchomimy taryfy dynamiczne (dla odbiorców indywidualnych), ale też dalej zamrozimy im ceny w taryfach będą więc dynamiczne ale zamrożone.
Silnie protestujemy przeciw ETS (opłaty CO2), że przez to płacimy większe rachunki, ale jednocześnie w większości pieniądze za to przeznaczamy na dodatkowe ekstra premie dla ludzi i inne dotacje – a dla energetyki tylko resztki.
Niezależnie od rządu, transformacją energetyczną zajmują się co najmniej 3 Ministerstwa (a nawet 4), i żadne nie ma w nazwie energetyki, ale za to kompetencyjnie niektórymi zagadnieniami wszystkie razem a niektórymi żadne.
Spółki energetyczne największe zyski (właściwie cały zysk) osiągają dzięki rzadowym dopłatom (rekompensaty) za niepodwyższanie cen energii a pieniądze na rekompensaty biorą się „z rządu” (czyli z drukarki).
Protestujący przeciw „Zielonemu Ładowi” nie potrafią dokładnie powiedzieć co jest w tym Ładzie, ale za to europarlamentarzyści też nie uczestniczą wcześniej w fazie opracowania Dyrektyw.
Od 2019 roku średnie wynagrodzenie wzrosło ok. 45%, a ceny mieszkań w Warszawie dwukrotnie, ale jakakolwiek podwyżka ceny energii na rachunkach to sprawa narodowa i tu nie może być drożej.
… i tak dalej … każdy energetyk może trochę dopisać.
W Oranienburgu (Niemcy) miastu grozi blackout. Przynajmniej w jednym (energetycznie) Niemcy są za Polską.
Alarmistyczne informacje napłynęły z Niemiec. Tam w mieście Oranienburg (koło Berlina) zabrakło możliwości przyłączania nowych odbiorców – w tym regionie nie ma energii. Z uwagi na zbyt powolny rozwój sieci energetycznej nie da się rozwinąć biznesu, bo nie ma „prądu”. Dla Niemiec pesymistycznie, dla nas optymistycznie. Po raz pierwszy wyprzedziliśmy naszego sąsiada w transformacji energetycznej. W Polsce od dawna jest problem z warunkami przyłączeniowymi i to na dodatek zarówno jeśli chce się przyłączyć odbiorcę jak i wytwórcę. Nic więc nowego i możemy zrobić dla nich seminaria i workshopy. Co do zbyt wolnego rozwoju sieci i to zarówno przesyłowych i dystrybucyjnych – też prowadzimy. Czekamy na kolejne informacje, które pozwolą nam się cieszyć, że wyprzedzamy Niemcy w energetycznym wyścigu np. najwyższe ceny ujemne lub stopień komplikacji rynku bilansującego.
Do 2033 roku PSE zdąży, sama elektrownia (jądrowa) nie?…
Pesymistyczno-optymistycznie też jak zwykle o pierwszej elektrowni jądrowej. Według konferencyjno-panelowych informacji PSE oraz w wypowiedziach ministerialnych i wywiadach osób decyzyjnych jest pewne, że zrealizuje się terminowo do 2033 roku wszelkie niezbędne przyłącza pierwszego polskiego bloku jądrowego do krajowej sieci (optymistycznie). Niestety także według PSE, ministerstwa i samej budującej elektrownie spółki nie da się nic podłączyć w tym terminie, bo nie wygląda żeby sama elektrownia była gotowa (pesymistycznie). W projekcie jest opóźnienie, ale będziemy starać się je kontrolować 😊 – już teraz mówi się o roku 2035. Ten rok jest kolejnym na długiej drodze harmonogramów polskiego programu jądrowego gdzie już mówiło się o roku 2020, 2022, 2024, 2030, 2033 a teraz jak widać 2035. Nie wiadomo też czy powiedziano tzw. ostatnie słowo. Tym niemniej warto być optymistą albo przynajmniej racjonalnie optymisto-pesymistą – w połowie kolejnej dekady powinny być gotowe kolejne morskie farmy wiatrowe (o ile oczywiście nie za długo uruchomi się tzw. fazę II) więc prawdopodobnie – coś da się podłączyć do sieci. Na dodatek patrząc na dynamikę rozwoju źródeł OZE, postęp technologiczny i szczególnie szybki rozwój magazynowania to być może elektrownia jądrowa w 2035 r. będzie musiała spełniać zupełnie inne funkcje niż planuje się dziś (można swobodnie obstawiać, że w 2035 r. wszystkie dni świąteczne o ile będą w miarę znośne warunki pogodowe to 100% generacji pokryje OZE, także w okresach tzw długich weekendów). Pierwsza polska elektrownia jądrowa będzie musiała się więc przystosować do pracy na silnie zmiennym obciążeniu i dość dużej liczbie odstawień albo też dodatkowo trzeba będzie wybudować zintegrowaną z reaktorem fabrykę zielonego wodoru nad Bałtykiem, co przesunie termin realizacji na 2040 rok lub później, ale wtedy będzie już tak dużo OZE z magazynami (tanimi), że trzeba będzie jeszcze inaczej projektować bloki jądrowe – więc może 2045 r. Jakby nie patrzeć – przyszłość zawodowa zagwarantowana do emerytury co pisze jako absolwent specjalizacji energetyka jądrowa, który czeka na pracę w polskiej elektrowni jądrowej już od lat 90-tych (ubiegłego wieku).