Ameryka Południowa pełna jest miejsc magicznych. Machu Pitchu odkryte w XIX wieku (a przez tak wiele lat znajdujące się tuż obok zasiedlonych obszarów) zachwyca i zadziwia tajemnica starożytnych budowli. Jeszcze bardziej na południe – miejsca tzw. kultury Nazca –jeszcze mniej zbadane i odkryte. Najbardziej znane z monumentalnych rysunków na pustyni, które według niektórych miały być pasami startowymi statków kosmitów albo tajemniczym przekazem do gwiazd. Ta nieznana kultura ma jeszcze większe magiczne miejsca – odkryto pozostałości ich miast – które …zostały zbudowane, osiągnęły poziom świetności ….a potem zupełnie opuszczone przez mieszkańców którzy rozproszyli się w mrokach dziejów. Nie zniszczyła ich żadna katastrofa naturalna lub biologiczna, brak śladów wojen, najazdów czy obcej ingerencji. Tak jakby osiągając najwyższy punkt swojego rozwoju, nagle się zatrzymali a potem zwątpili w sens dalszego istnienia, wracając na pustynie lub do leśnych chat.
Przypomniało mi się to wraz z serią artykułów które kilka dni temu rozpoczęła chyba publikacja w Rzeczpospolitej o zalewie informacji i nowej cywilizacji informatycznej. Wg obliczeń (zawsze wątpię w tak podawane obliczenia – raczej ktoś to sprytnie na oko wymyślił) – od 2003 nagromadziliśmy tyle informacji (elektronicznie) – że przekracza to wszystkie dane naszej cywilizacji zebrane do tego czasu. Dzisiejszy człowiek w ciągu jednego dnia zalewany jest ilością danych którego jego przodek w XVII lub XVIII wieku dostawał przez całe życie. Liczba danych rośnie ekspotencjalnie – teraz mówimy terra, penta, zeta bajty – a na pewno to nie koniec bo w tym tempie może już jutro lub za rok – w ciągu godziny dostaniemy więcej danych niż nasi rodzice i dziadkowie przez całe życie razem wzięci. Ciekawe co powiedzą … nasze dzieci ….
Z jednej strony przypomina to jedno z opowiadań Lema – w którym dwaj bohaterowie pokonali cybernetycznego króla –rozbójnika – zalewając go danymi w całego wszechświata. Z drugiej strony – czy jeśli mówimy o danych to naprawdę rozumiemy przez to informacje które są przez znaczy nas analizowane i nam potrzebne. Na pewno nie – wszyscy czują podskórnie ze więcej na pewno nie znaczy bardziej dokładnie.
Wydawałoby się ze powinna nas uratować Bussines Intelligence. Możliwość analizowania wielkich zbiorów danych i wyciągania ukrytych w nich informacji. Narzędzie które niezbędne jest w każdym przedsiębiorstwie i tak propagowane przez firmy informatyczne. Wydawałoby się, że w energetyce łatwo znajdzie miejsce w lepszym przewidywaniu awarii , większym bezpieczeństwie pracy. Dziś opomiarowane bloku energetycznego (klasy 200 MW) to około 3000 punktów pomiarowych analogowych (temperatura, przepływ) i dwa razy tyle tzw dwustanowych (0 lub 1 – informacja o stanie położenia klap i zaworów – otwarte / zamknięte). Wszystko mierzone z częstotliwościami 1/sekundę a czasami wielokrotnie szybciej i składowane w wielkich archiwizatorach danych. W każdej godzinie mamy tysiące mega, tera ..itp danych. To oczywiście wykorzystujemy w różnych modelach empirycznych, analizie wzorców danych, korelacjach i sieciach (neuronowych , Beyesenowskich i innych) , nawet rozwinął się obszar tzw. Preventive Maintenance – badania czy nie przeglądać i remontować maszyn nie wg harmonogramu czasowego, a na podstawie wyników pomiarów i porównania z wzorcami. Pomimo tego …. sam mam wątpliwości czy robimy wszystko lepiej i dokładniej, a przede wszystkim czy mamy czas patrzeć na te wszystkie wyniki naszych skomplikowanych obliczeń.
Przemysł i przemysłowa analiza danych jest chyba jednak w powijakach. Patrząc na Twittera, Facebooka, Amazon i inne nowe gwiazdy internetowego (i informacyjnego) rozwoju – tu jest chyba teraz centrum produkcji nowych zbiorów danych. Informacje kto kogo poznał i stał się jego przyjacielem, linki do fajnych filmów i muzyki na mojej tablicy facebookowej, nowe „Lubię to” (to mnie ostatnio rozwaliło) dla grupy „Jeśli poprze nas 100 tysięcy osób to przebiegniemy w gaciach przez Arkadię”) odkłada się kolejnymi danymi na serwerach i macierzach. W końcu sam w każdym wpisie w logu dokładam kolejne kilkadziesiąt kB. Analiza danych szaleje i jest coraz lepsza – widzę kto może być moim przyjacielem i kogo znają moi znajomi, kto na całym świecie kupuje te same książki lub otwiera te same strony na portalach, jak można poznać przyjaciół i zwiększyć swoje szanse w pracy. Do tego dynamicznie rozwijający się internetowych matchmaking dobierający pary (a może i grupy) o podobnych zainteresowaniach plus (jeśli potrzeba) magiczne środki na potencję z gipsu i chińskich ziół lub możliwość powiększenia dowolnych organów ciała. Albo się starzeję (możliwe) albo …mam problemy w prawidłowej analizie danych.
Pamiętam moment …w Iranie (pisałem o tym kraju). Stałem przed elektrownia czekając na jakiś busik, samochody, asfaltowa droga a nagle przez to wszystko przechodzi wielkie stado owiec … Maławe, ciemne , lekko brudne o czarnych nogach , są wszędzie , przechodzą obok , ocierają się o moje nogi i zatrzymują przejeżdżające samochody. Przystaje przy mnie ich pasterz – opiekun, Irańczyk – Pers a może starzec z jakiegoś zapomnianego plemienia, okryty w brudne wełniane szaty o twarzy spalonej słońcem ale jednocześnie mądrej i pogodnej, wydawałoby się ze starszej niż otaczająca nas pustynia. Zaczynami rozmawiać – oczywiście nie znając swojego języka – gestem, słowem, ruchem twarzy czy sama intonacją. „Przeganiam te owce z gór na zimę do schronienia” – powiedział a ja w niepojęty sposób go zrozumiałem. „Piękne to owce” powiedziałem ruchem rąk – a on uśmiechnął się i potwierdził rzecz dla niego oczywistą bo znał je i kochał nad życie. ”Skąd jesteś’ zapytał a ja mówiłem „Polska, Poland, Bolonia” i cos jeszcze, aż zrobiłem figurę żurawia a on rozpoznał samolot i dalekie kraje. Pogadaliśmy jeszcze trochę a owce minęły nas w końcu w swojej drodze do domu dalej zręcznie klucząc pomiędzy pędzącymi samochodami. „Niech Cię Bóg prowadzi” zabrzmiało po polsku i farsi i zobaczyłem go po raz ostatni jak wolno szedł na tle odległych na horyzoncie gór. Nie wiem dlaczego cały czas pamiętam to spotkanie i rozmowę która była chyba ważniejsza niż większość informacji jakie wyczytałem w Internecie w ciągu ostatnich lat. I cały czas się zastanawiam – kto jest mądrzejszy i żyje lepiej – ja wśród nowych technologicznych gadżetów czy on ze swoimi czarnymi, chudymi owcami o dość podłym wyglądzie. I czy przypadkiem nie czeka nas kiedyś los kultury Nazca – zalani danymi o wszystkim co się dzieje na każdym kontynencie i u każdego z ludzi – nie wybierzemy w końcu własnej drogi.