Sycylijskie spotkanie G7 poza medialnym i modowym przeglądem kreacji Pierwszych dam różnych krajów, zaowocowało przewidywalnym pojawieniem się klimatycznego wsparcia dla osamotnionej pozycji Polski w negocjacjach klimatycznych. Amerykański Prezydent podtrzymał (tym razem głośno, na forum międzynarodowym) swoje negatywne stanowisko w sprawie Porozumienia Paryskiego (COP 21- grudzień 2015) i ku pewnemu zaskoczeniu i irytacji rozgrywających innych państw, nie zgodził się z ogólnoświatową wykładnią. Zaskoczeniem jest fakt, że po pierwsze, stanowisko Trumpa z kampanii wyborczej zostało podtrzymane (w końcu, który z polityków bierze na serio to, co mówi w kampanii), a po drugie, że największe, światowe mocarstwo oficjalnie zrywa z polityczną poprawnością i gładką zgodą na walkę z dwutlenkiem węgla jako klimatycznym wrogiem.
Kwestionowane przez Donalda Trumpa Porozumienie Paryskie jest samo w sobie kwintesencją obecnego, światowego stanu polityki, gdzie na papierze wszystko jest piękne, kolorowe i przyjazne, a pod papierem niestety przebija twarda światowa rzeczywistość. Dla przypomnienia – literalnie to co zostało podpisane jest całkowicie niejasne i rozmyte – konieczność ograniczenia o 2⁰C wzrostu temperatury (średniej?) na naszym globie w ciągu następnych kilkudziesięciu lat i to jeszcze przy „indywidualnym wkładzie każdego z krajów” co w realu oznacza, że każde państwo przeczytało je tak jak chciało i następnie uruchomiło własny lobbing. Rezultatem COP 21 jest więc nie to, co dokładnie podpisano, ale to, co na tej podstawie można sobie zawłaszczyć i w jaką stronę kierować następne praktyczne działania polityczne i regulacyjne. Nam, Polakom wydawało się, że w COP 21 zrobiliśmy wszystko i zrobimy jeszcze więcej, a jednak kraje wiodące w kierunku „zielonych” zmian przełożyły Paryż na jeszcze większą walkę z emisją CO2 i bezpośrednie reformy systemu ETS, a pewnie i w następnych latach, na kolejne fale dekarbonizacji i jeszcze większych ograniczeń emisji – nie tylko minus 43% do 2030 -jak obecnie jest planowane, ale nawet o 50%, a może więcej i o potencjalnych zakazach dla węgla. Trump w kampanii wyborczej stawiając między innymi na węglowe stany USA, postawił się po drugiej stronie tej polityki i konsekwentnie nie uznawał tych pomysłów, a odrzuceniem postanowień paryskich blokuje politykę niektórych stanów USA ustanawiających indywidualne cele dla energetyki odnawialnej. Ku zaskoczeniu wszystkich, po wyborach, zaczął też w praktyce zapowiedziane pomysły realizować, m.in. ograniczać rolę EPA (amerykańskiej agencji ochrony środowiska), pomagając energetycznym korporacjom z obszarów węgla, ropy i gazu i generalnie wstrzymując zapoczątkowany przez Obamę (aczkolwiek nie tak radykalny jak w Europie) trend ku źródłom odnawialnym. Każdy więc używa światowego porozumienia klimatycznego tak jak mu wygodnie.
Dzisiejszy kryzys jest poważny – nie udało się zredagować obłych zdań w komunikacje końcowym ze szczytu, a o rozbieżnościach napisano (w dyplomatycznym języku) właściwie bezpośrednio. Przecieki wskazują na to, że albo Trump finalnie porozumienie paryskie całkowicie odrzuci lub też zostanie wynegocjowana jakaś specjalna formuła udziału USA w tym porozumieniu, która całkowicie zdejmie jakakolwiek odpowiedzialność Ameryki za redukcję CO2. Dla USA oznacza to możliwość odrzucenia jakichkolwiek ograniczeń emisji dwutlenku węgla, swobodne korzystanie z paliw kopalnych w miksie energetycznym i zmniejszenie dotacji dla OZE, ale na pewno nie zablokowanie całego segmentu tej energetyki jak u nas. W obu przypadkach na pewno będzie to wiatr w żagle dla naszej, węglowej energetycznie Polski i naszego przekonania o wrogiej polityce klimatycznej Unii wobec naszych węglowych kopalni i elektrowni. W każdym z wyników – Polska stanie po stronie USA i będzie przykład Trumpa przywoływać, co niestety wzmocni też i dysonans naszych negocjacji z „odnawialną” częścią Europy, bo Trump powoli staje się wrogiem numer jeden „postępowego i ekologicznego świata”. Niestety nie wróży to też dobrze, bo każda ze stron zaczyna się zamykać na jakiekolwiek argumenty drugiej i górę biorą ekstremiści.
Wynikiem ewentualnego wyjścia USA z „porozumienia paryskiego” (już wtedy tracącego duże litery, bo coraz trudniejszego w ratyfikacji) będzie tylko dalsza, przejściowa radykalizacja europejskiej polityki klimatycznej. Polska pomimo posiadania, daleko i za oceanem, sojusznika dostanie w nagrodę jeszcze większe limity obniżek emisji i jeszcze szybszą ścieżkę dekarbonizacji. Jednocześnie cały świat będzie emitował CO2 dalej, a temperatura na pewno przejściowo będzie wzrastać tak jak i kolejne fale emigrantów będą dopływać do brzegów Europy. W następnym roku będzie kolejne spotkanie klimatyczne (być może w Polsce ?) i ciekawy problem do rozwiązania jak pogodzić ogień z wodą. W naszym, nowym świecie jednego można być zupełnie pewnym – że politycy wszystkich opcji oderwani są od rzeczywistych problemów świata, a jedynie co naprawdę w politykach jest ciekawe to modowe kreacje Pierwszych dam lub Pierwszych mężów.
Dla mnie osobiście „porozumienia klimatyczne ” to totalna głupota . Trump ma rację – mało tego gdzieś sie przewinęła informacja, że wycofał też program badań klimatycznych NASA warty ponoć 10 mld $ ……. sknera jakaś czy co ??? – ja po prostu myślę ,że oni już wiedzą ,że cała ta kwestia klimatyczna to jedno wielkie oszustwo . Że sie ociepla – no wiadomo dzieje się tak od 20 tys lat. Że tempo ocieplenia przyśpiesza ? – OK występują bardzo silne sprzężenia dodatne które narastają . Że to „człowieki” uczyniły ?- hola ,hola czyżby ????-zaczęło się ocieplać dawno temu , poziom oceanu był wtedy 120m nizszy a człowieki niczego kopalnego nie spalały…. Światowa emisja antropogeniczna energii (i efektów energetycznych np. z gazów i innych) oceniana jest na 0,3W/m2 powierzchni ziemi . Naturalne różnice pochłaniania energii między śniegiem a woda dochodzi do 1000 W/m2 powierzchni – różnica wynosi 3333 razy więcej fluktuacji naturalnych jak działania „człowieków”, dla lądu i wody wynosi ok 500 W/m2 – konia z rzędem temu kto bezspornie udowodni ,że „ludzina” spowodowała coś więcej niż na granicy błędu statystycznego. W kwestii regulacji klimatu kiedyś sądziłem ,że ludzkość nie ma żadnych zasobów ani technologii umożliwiających takie działania……. hau , hau – odszczekuję. Mamy możliwości wpływania bezpośrednio na klimat !!!!
Jak? – ano trochę „nie trendi”…… ale mamy- z zapisów historycznych doskonale wiemy, że erupcje wulkanów w różnych częściach świata wpływały na klimat – generalnie w kierunku ochłodzenia – mniej lub bardziej długotrwałego. Wystarczy poćwiczyć i „łechtać” od czasu do czasu wulkany w miejscach gdzie nie zagrożą bezpośrednio cywilizacji a ich wyziewy ochłodzą klimat – czym „łechtać” ? – no przecież nie piórkiem – atomówką normalnie . Przynajmniej to co wymyśliliśmy przeciwko sobie można w dobrym celu wykorzystać…….. Czy aby ” w dobrym” – i tutaj jestem też wredny bo mam wątpliwości. Nie bardzo widzę powodu dla którego mielibyśmy uważać , że ocieplenie to coś strasznego . Podniesienie sie poziomu światowego oceanu o kolejne 80m (bo na tyle starczy ponoć lądolodu) spowoduje wzrost temperatury oceanu ,wzrost wilgotności atmosfery, zwiększenie ilości i intensywności opadów oraz szybszą cyrkulację energii z okolic okołorównikowych do biegunowych , wcale nie musi być znacznie cieplej tylko klimat wyrówna się na całej planecie . Zanikną obecne pustynie (jak drzewiej bywało) uzyskamy ogromne tereny rolnicze , a że się będziemy musieli przenieść z terenów nadbrzeżnych 80 m wyżej ? – od tysiecy lat tak było , nie stanie się to z dnia na dzień tylko trwało będzie jeszcze setki a może tysiące lat…..średni czas życia obecnej infrastruktury miejskiej wynosi ok. 50 lat czyli miasta buduje się średnio co 50 lat całkiem nowe – można to zrobić paręnaście kilometrów w głąb lądu- albo zwyczajnie „pełznąć” przez lata wyżej. Że Manhattan zaleje – a kogo to obchodzi (no może deweloperów) ale nie nastąpi to za ich życia , i za życia ich dzieci , wnuków i nawet prapraprapraprapra wnuków……Nie dajmy sie ogłupiać.