Zaostrzanie polityki klimatycznej UE paradoksalnie pcha Polskę w rozwój programu jądrowego.
Stało się w piątek i Polska została głównym „hamulcowym” ekologicznej Europy. Tak jak można było przypuszczać osamotniona i jedyna w vecie dla nowych, wstępnie proponowanych, idealistycznych i agresywnych celów obniżenia emisji CO2. Do tej pory ustalenia Pakietu Klimatycznego wymagały zmniejszenia o 20 % do 2020 (z poziomów roku 2005 co istotne), a próba ogólnoświatowego porozumienia w celu zaangażowania wszystkich krajów, całkowicie zawiodła. Mimo to Europa postanowiła być konsekwentna i pod przewodnictwem ekologicznej Danii, zaproponowała nowe kamienie milowe w polityce ograniczenia emisji – 40 % redukcji w 2030, 60 % w 2040 aż do 80 % w 2050. Miały być co prawda zapisane „miękko” jako drogowskazy, ale otwierało to możliwość swobodnego decydowania o „twardych” zapisach już na poziomie posiedzeń komisji, bez możliwości użycia veta przez poszczególne kraje. Tak wiec obawiając się katastrofy ekonomicznej, Polska była przeciw, i mając słabe karty w grze dyplomatycznej, została sama – co już zostało skomentowane i skrytykowane, że jeden kraj nie może stać na drodze świetlanej przyszłości 27-miu.
Jednocześnie, w rocznice tsunami które zalało elektrownię jądrową w Fukushimie, odbyły się protesty przeciwko polskiemu programowi rozwoju energetyki jądrowej sygnowane przez organizacje ekologiczne i Greenpeace. Protesty, nazwane za chwilę happeningiem, bo tak każdy mógł to zobaczyć w telewizji, liczebnie bardzo małe – w wiadomościach pokazano kilkanaście osób. Jak wiadomo telewizja może być tendencyjna, ale za to zawsze pokaże widowiskowo ubranych protestujących, w quasi-ochronne kombinezony i toczących beczki ze znaczkiem radioaktywności.
Polska jest atakowana przez „zielone” organizacje bardzo silnie – zarówno jako wielki truciciel (emisja CO2) i zapóźniony technologicznie wróg postępu (większych redukcji) ale także jako kraj zmierzający do budowy energetyki jądrowej, co jak wiadomo jest też jednym z głównych wrogów na zielonej liście. Można Polskę krytykować, ale trzeba by też dać naszemu biednemu, umęczonemu historycznie krajowi jakiekolwiek szanse. Nowe cele obniżenia emisji CO2 proponowane w kamieniach milowych są bowiem dla Polski niemożliwe do zrealizowania. Szukając usilnie na „zielonych” stronach propozycji jak miałby wyglądać polski system energetyczny trafia się raczej na happeningi i na „NIE” pisane dużą czcionka, natomiast odwołania do raportów i prognoz, są nieliczne i ukryte w materiałach dodatkowych. Z działających linków, mnie udało się dotrzeć jedynie do opracowania „Alternatywna Polityka Energetyczna Polski do 2030” ukrytego w indeksach na dole anty – atomowego opracowania Jana Haverkampa (działacz i ekspert Greenpeace), który jednocześnie zgłosił swój akces do zarządu PGE Energetyka Jądrowa (rodzaj happeningu, a może jakieś głębsze przemyślenia). To opracowanie jest nawet całkiem sensowne, można nad nim dyskutować technicznie, ale obawiam się, że wnioski będą raczej przeciwne do oczekiwań anty-atomowego lobby. Proponowany jako alternatywa, program rozwoju Polski, zastępował bowiem redukcje CO2 uzyskane z elektrowni jądrowych przez powszechne wykorzystanie biogazu i użycie technologii eliminacji CO2 z produktów) spalania w elektrowni węglowej. Żeby dało się jakoś zbilansować, zgodnie z wytycznymi, trzeba by produkować astronomiczne ilości energii z biogazu (24 TWh – co stanowi ok 16 % dzisiejszej produkcji – a jest praktycznie 0) i budować instalacje „wychwytu” CO2 z elektrowni na węgiel (tzw. CCS) – ok 40 TWh – to na dzień dzisiejszy 25 % produkcji. Kilka lat temu może dawałoby się to wcisnąć w opracowania, dzisiejsze doświadczenia są inne – oczekiwania, że biogazownia w każdej gminie i na każdej farmie, przyniosą ratunek sektorowi energetycznemu, już nie mogą być potwierdzone. Nawet w najbardziej pro-ekologicznej Danii (gdzie jest 13 milionów sztuk trzody chlewnej !!) i od lat prowadzony był program budowy scentralizowanych biogazowni, przy dużym dotowaniu cen sprzedaży tej energii, dalej udział w krajowej produkcji samych MWh jest marginalny. Polski program budowy 2000 MW w biogazie do 2020 ( były takie ambitne broszurki) należy traktować realistycznie, i wszyscy już wiedzą, że uzyskanie nawet 5 do 10 % z tych planów będzie sukcesem. Z kolei wychwyt CO2 ze spalania węgla w kotłach był rozważany jako nowa zaawansowana technologia bloków energetycznych gdzieś od pierwszych lat tego wieku. Dlatego wraz z pierwszymi pilotowymi projektami CCS od razu trafił do nowych programów i alternatywnych scenariuszy rozwoju …. ale niestety technika nie nadążyła za oczekiwaniami. Doświadczenia eksploatacyjne są złe, eliminacja CO2 pochłania wielkie ilości energii sprawiając, że cały blok węglowy jest zupełnie nieekonomiczny na dodatek nie wiadomo co z wychwyconym CO2 robić (projekty składowania pod ziemią lub pod morzem dalej są bardziej na papierze niż w realnym przygotowaniu). Wydaje się , że powoli o CCS (technicznie) się zapomina, przynajmniej w obecnych projektach budowy nowych bloków w Polsce mówi się, że będą one „CCS ready” tylko nikt nie mówi kiedy to „ready” objawi się w dostępnej technologii po rozsądnej cenie.
Patrząc na happening przeciwko atomowi, oczywiście zacytowano kilka wypowiedzi, że powinniśmy budować energetykę odnawialną. To samo zawsze w wypowiedziach rzeczników i ekspertów reprezentujących protestujących, zachodzi tylko pytanie jak, jeśli nawet w najbardziej pro-ekologicznych opracowaniach widać, że w naszym równinnym kraju o dość leniwych rzekach, chłodnych zimach i słabo wietrznych plażach, mamy to … co mamy. Powyżej pewnego poziomu Polska nie podskoczy. Nawet usilnie dotując wiatr i inne technologie, co jak dobrze przeczytać realne, techniczne sprawozdania skutkuje tym, że budujemy wielkie kotły na biomasę i palimy w nich drewnem.
Jakie jest z tego wyjście – paradoksalnie energetyka jądrowa. Choć w rzeczywistości polski rząd broni się przed tym jak może, szukając gazu łupkowego, przesuwając plan uruchomienia pierwszej elektrowni i wetując nowe europejskie ograniczenia , to dalsze zaostrzanie europejskiej polityki nakręca ten program jeszcze bardziej. Do tej pory w realistycznych scenariuszach rozważano ograniczenie emisji CO2 o 20 % i złapanie chwili oddechu na ekologicznej drodze. Dziś jeśli przygotowywać się na 40, 60 i 80 % (bo trudno oczekiwać, że polskie weto zatrzyma cały proces na dłużej) to energetyka jądrowa staje się jedynym technicznie istniejącym rozwiązaniem. Inżynierowie odpowiedzialni za realny rezultat, muszą bowiem budować to co mają dostępne komercyjnie i technicznie, nie zaś stawiać na plany na papierze i w wirtualnej gospodarce. Plan rozwoju polskiej energetyki jądrowej należy wiec rozumieć jako wybór „mniejszego zła” i jedyną dostępną technologię jeśli mamy mieć zaraz 40 % redukcji i to już w 2030.
Pytanie więc dla organizacji ekologicznej – co wybrać? Jeśli toczymy jaskrawo żółte beczki w przeciwgazowych maskach i jednocześnie łajamy Polskę, że jest hamulcowym to przynajmniej o jedną naganę za dużo. Technika to niestety nie papier i nie nagnie się jeśli będziemy na nią krzyczeć. Piłka jest wiec po zielonej stronie, czekamy na decyzje co wybrać. A może ta próba udziału eksperta Greenpeace w pracach zarządu PGE Energetyka Jądrowa to pierwsza jaskółka współpracy, a nie happening ?