Słynne słowa S’ils n’ont pas de pain, qu’ils mangent de la brioche! (Nie mają chleba – to niech jedzą ciastka) zwykle (mylnie) przypisywane są Mari Antoninie Austriaczce – ostatniej królowej Francji, komentującej wieści na temat głodu w przedrewolucyjnej Francji. Nie jest to do końca prawda, bo cytat pojawił się już w pismach Russeau (pisane 1765 , ukończone 1769) – więc Maria Antonina musiałaby wypowiadając je mieć tak od 10 do 14 lat, a więc historycy przypisują to zdanie jej poprzedniczkom: Marii Leszczyńskiej albo nawet Marii Teresie lub też innym znamienitym lub mniej znamienitym żeńskim postaciom, arystokracji francuskiej. Maria Antonina padła pośmiertnie ofiarą negatywnej propagandy, której także doświadczała całe swoje doczesne życie, bo około 50 lat po śmierci, francuski dziennikarz i pisarz Jean Baptiste Karr, włożył to zdanie finalnie w jej usta i uczynił symbolem cynizmu i całkowitego oderwania od rzeczywistości, arystokratycznych elit Francji – i tak naprawdę powodu rewolucji. W tym miał rację – w końcu rewolucja z jej wielkimi i szczytnymi hasłami, ale też i terrorem, władzą motłochu i pospolitymi zbrodniami, spowodowana była ogromnymi nierównościami ówczesnej potęgi Europy i katastrofalnymi błędami zarządzających – skupieniu się na idei mocarstwowości i wojen (przy okazji serwując niesłychane wydatki na własne przyjemności i luksus) i postępującej pauperyzacji, biedzie i problemach – zwykłych, prostych mieszkańców. Tych nie widać zza szyb luksusowych powozów lub w kryształowych lustrach sali balowej ani na wystawnych przyjęciach i paradach, jeszcze gorsze jest całkowite wyparcie tych problemów przez rządzących i zastąpienie ideą wielkości, zmiany i postępu – tylko czy rzeczywiście wszyscy dadzą radę taką ideę unieść.
Ostatnie dni to decyzja Europejskiego Banku Inwestycyjnego z siedzibą w Luksemburgu – ważnej europejskiej instytucji, która według swojej misji ma „zapewniać środki finansowe na projekty, które przyczynią się do osiągnięcia celów UE zarówno w UE jak i poza jej granicami”. Bank skupiający przedstawicieli wszystkich krajów UE (Rada Dyrektorów) mający jeszcze Radę Gubernatorów (ministrowie finansów), Komitet Kontrolny i Komitet Zarządzający oraz Prezesa z pensją ponad 300 tys. euro rocznie (ustawowo ten sam poziom co Prezydent EC) – finansuje kluczowe projekty infrastrukturalne (w tym energetykę) oraz co ważne – pokazuje obowiązujące trendy i wytyczne dla całego sektora finansowego w UE. To właśnie EBI jako pierwsze wprowadził limity emisji CO2 dla produkcji energii (początkowo 550 g CO2/kWh) jako próg finansowania, albo nie finansowania inwestycji – de facto odcinając od finansowania na początek całą energetykę węglową, która poniżej 550 w żaden sposób nie mogła się zmieścić. Teraz przyszła pora także i na gaz. Do tej pory z emisjami rzędu 360-450 gCO/kWh, układy gazowo-parowe jak i turbiny gazowe, czuły się w miarę bezpiecznie, a nawet komfortowo z uwagi na eliminację konkurencji. Jako backup energetyki odnawialnej, projekty gazowe były „finansowywalne” i pozwalało to także rozbudowywać infrastrukturę gazową (z czego także korzystała Polska). Teraz to się zmienia. Decyzja na dniach – EBI zmienia prób dopuszczalnej emisji CO2 dla finansowania na poziom 250 g CO2/kWh (i to już w 2021) co w praktyce wskazuje na skazanie na śmierć (w przyszłości) także i energetyki gazowej. W realiach technicznych pokazuje to, że zostaje wyłącznie OZE i OZE będzie dominującą technologią. Oczywiście cała informacja Rady Dyrektorów EBI (ciekawe czy był na posiedzeniu i jak głosował przedstawiciel Polski) podana jest przez Prezydenta Wernera Hoyera w otoczce sukcesu i skierowania EBI w stronę ‘banku klimatu” (jak idea przewodniczącej UE Ursula von der Leyen). Oczywiście można powiedzieć sobie, że to tylko EBI i że są jeszcze inne banki i z najwyżej nieco gorszym oprocentowaniem i warunkami kredytowania, ale chyba nie tylko… Pierwsze działanie (słynne 550) zaraz przemknęło się do urzędowych regulacji UE (np. ograniczenie rynków mocy), a także zostało zaakceptowane jako wskaźnik dla całego sektora finansowego. Zaraz za nim poszedł także nacisk na ograniczanie możliwości ubezpieczania inwestycji, a chwilę potem nawet pierwsze pozwy prawnicze za naruszanie dobra klimatu. Teraz ta nowa decyzja – jest także rodzajem wskaźnika – gdzie podąża Europa. Tylko … Czy tak naprawdę damy radę bez gazu? Może oczywiście izolowane kraje i piękne budynki finansowych instytucji w krajach gdzie cena energii dla końcowych odbiorców jest dwa razy większa niż w Polsce (dopłaty sponsorujące energetykę odnawialną), a cała niezbędna infrastruktura i połączenia gazowe (jak Nordstream) jest już prawie zbudowane. Nieco inaczej wygląda to z perspektywy kraju gdzie 80% energii generuje się z węgla, a w każdym prawie mieście są elektrociepłownie i centralny system ciepłowniczy. Oczywiście można wygenerować eleganckie opracowanie, podpisane przez trzy instytucje i wiele instytutów badawczych, które pokaże jaka jest dla nas świetlana przyszłość żeby stawiać wiatraki, pompy ciepła, panele i paneliki na każdym dachu i płocie. Chciałbym być dobrze zrozumiany – jestem za bardzo dynamicznym rozwojem energetyki odnawialnej, nasz energy mix musi się zmieniać i to jeszcze nawet szybciej niż pokazywany w kolejnych PEP-ach, ale oczekiwania, że polska energetyka stanie się bezemisyjna w 20 lat… są nierealistyczne. Konieczna jest jakakolwiek szansa – i tu na pewno duży udział paliwa gazowego jako rozwiązania przejściowego – stopniowej (nawet bardzo szybkiej), ale transformacji. Koncepcja pokazywana ostatnio w UE i coraz częściej przenoszona z demonstracji strajków klimatycznych na powoli szaleńcze dyskusje w parlamencie europejskim jest nierealistyczna technicznie (nie zamienimy obecnego mix w 100% OZE w 20 lat) – no chyba, że zgadzamy się na zatrzymanie przemysłu, olbrzymie podwyżki cen energii, problemy społeczne nie do udźwignięcia i tak naprawdę… protest przeciwko protestom klimatycznym. Nie jest rozwiązaniem – jak nie macie prądu to sobie kupcie panel, bo pokazuje to zupełne oderwanie od realiów w jakich żyje 90% społeczeństwa, które musi płacić wysokie rachunki. Jestem całkowicie przeciw mrożeniu tych rachunków i sztucznym regulacjom, ale też i przeciw wprowadzaniu zupełnie arbitralnych przepisów preferujących najbogatsze państwa i najbogatsze gospodarki a innych (jak odległe kraje peryferyjne Europy Wschodniej) na stagnację gospodarcza w UE spowodowaną ambitną polityką klimatyczną.
Widać więc, że nowe Ministerstwo ds. Klimatu – będzie miało ciężko w przyszłych negocjacjach UE. A dla samych jastrzębi ekologicznych i zwolenników ekstremalnie szybkiego marszu OZE (już nie tylko bez węgla, energii jądrowej ale nawet bez gazu) pytanie – co jeśli nie da się tego technicznie zrobić w zakładanym czasie? Czy tak łatwo jak nowe regulacje, zostaną wypłacone rekompensaty za utracone korzyści dla gospodarek, które nie mogły zbudować własnej drogi klimatycznej?
Cóż za furia! Rozumiem, że osobiste plany biznesowe ucierpią? Chyba, nie sądzi Pan, że swa aktywność ograniczamy do polskiego podwórka. Jedynym słusznym kierunkiem działań EBI, jest finansowanie wychwytywania CO2, jego składowanie i przerabianie na metan, czy metanol. Chwała EBI, że podjął decyzje dobrze służące naszej cywilizacji.
(…)Konieczna jest jakakolwiek szansa – i tu na pewno duży udział paliwa gazowego jako rozwiązania przejściowego – stopniowej (nawet bardzo szybkiej), ale transformacji.(…)
A czy kiedykolwiek chcieliśmy się stopniowo transformac? Bo jak nie, bo takich chęci sobie nie przypominam, to nie ma o czym rozmawiać.
Tja….. a paliwa gazowego to nie mamy….. acha- jest w łupkach tyle że tak głęboko że nie da się go wydobyć wiec koniecznie trzeba go kupić od ruskich albo lepiej od Niemców w pakiecie z wiatrakami. Acha: -nie mam nic przeciwko OZE czy czemukolwiek innemu tyle ,że winno się „to coś” bilansować „samo z siebie” a nie być dotowane przez wszystkich dookoła . W zasadzie to nie chce mi się już gadać.