Wynalazcy zwykle działają dla idei. Wystarczy im sama radość ze stworzenia czegoś nowego i fascynującego,  ale muszą też coś włożyć do garnka no i zwykle mają dużą grupę innych osób (rodzina, przyjaciele, pracodawcy) którzy przy okazji wielkiej idei widzą też okazję na całkiem przyziemny, czasami wielki zarobek. Tak narodziła się idea patentowania – jak okazuje się pierwszych wzorców można szukać już w XV wieku (1474 – tzw. ustawa wenecka i pierwszy 10-letni okres ochrony nowego pomysłu).  Rozwinięte oczywiście nie gdzie indziej jak w Stanach Zjednoczonych już w 1790 tzw. Patent Bill i korzyści majątkowe za korzystanie z wynalazku. Szybko przeszło po całym świecie i w obecnych czasach zatoczyło koło – z narzędzia sprawiedliwego wynagradzania pomysłu przetworzyło się w narzędzie korporacyjnych wojen i szachowania rynkowych przeciwników.

Drobiazgowe wyduszanie korzyści z patentów i ganianie do sądu, oczywiście nie jest wynalazkiem naszych czasów. Było już dawniej i paradoksalnie …. Przyczyniło się do powstania Hollywood. Otóż na początkach poprzedniego wieku, większość patentów dla rozwoju ówczesnej kinematografii posiadał Edison, który nie tylko widnieje w podręcznikach jako wielki wynalazca, ale był chyba też prekursorem korporacyjnej hydry finansowo-prawniczej, bo ścigał wszystkich i żądał wysokich tantiem. Filmowcy z Nowego Jorku (tam to się rozwijało) uciekali więc na drugą stronę kontynentu i znaleźli przychylne miejsce w Kalifornii (odległość i odmienne stanowe regulacje dawały im ochronę). Kalifornia ma przydomek „złoty stan” (wszystkie stany w USA mają jakieś przydomki) ale nie jest to bynajmniej związane z drogocenną rudą kruszcu, tylko z kolorem wzgórz Kalifornii (zielone w porze deszczowej – krótko, a zaraz potem coś w rodzaju zeschłej słomy, która marketingowo może udawać kolor złota). Dzięki rygorystycznemu podejściu Edisona do patentów odkryła też prawdziwa żyłę złota – zyski z filmów. Producenci i aktorzy cieszyli się ze słońca (lepszego niż w NY) i stworzyli wkrótce Hollywoodland (bo taka nazwa jeszcze do lat 30-tych była na słynnych wzgórzach) dopiero potem land im obcięto i został tylko sam Hollywood.

Wracając do samych patentów. Każdy z inżynierów i wynalazców miał chyba to samo wrażenie, że przejście z obszaru technicznego do formalnego zapisu we wniosku patentowym prowadzi nas do jakieś dziwnego, zupełnie niezrozumiałego inżyniersko świata. Inżynier opowiada jak działa, rzecznik patentowy mówi, że przecież nie oto chodzi, wynalazca opowiada jakie to jest fajne i proste, rzecznik chce zapisów o zastrzeżeniach, sposobie i układzie do wykorzystania i innych formułach. Do tego koniecznie musi być jeszcze schemat- ale jak wreszcie patentowcy go zaakceptują przypomina to coś zupełnie kosmicznego- zwykle kilka bloczków połączonych strzałkami i z zupełnie obłym opisem. Większość osób z którymi rozmawiałem ma takie same odczucie, inżynierski pomysł przelany na formalny papier i ubrany w prawniczo-patentowe formuły staje się kompletnie techniczno niezrozumiały, natomiast ma skomplikowany język, wielki poziom ogólności i nacisk na prawniczą formalizację. To nie dotyczy bynajmniej Polski – warto popatrzeć jak wyglądają ostatnio patenty z rynku informatycznego (w Europie nie da się tego chyba opatentować)- US patent 5.960.411 z roku 1999 dla Amazona który obejmuje …. ideę tworzenia internetowego zamówienia z pomocą jednego kliknięcia czy US patent 8.086.604 Apple który dotyczy Siri (asystent głosowy w iPhone) ale jak popatrzyć na bloczki w schemacie jest uniwersalnym złożeniem jakiegokolwiek przeszukiwania informacji w wielu bazach danych i tak naprawdę poziom ogólności tu jest gigantyczny.

Oczywiście nic nie dzieje się przypadkowo i jest w tym głębsza idea. Apple sam został dotknięty problemem patentowym i na początku był zaatakowany przez „trolli” (firmy prawnicze które same nic nie produkują, nic nie wymyślają ale skupują prawa do patentów (jak najbardziej oble opisanych) a następnie skarzą wszystkich naokoło w celu wyciagnięcia pieniędzy). Apple w 2006 zgodził się zapłacić ponad 100 milionów $ za ogólny patent „przenośnych urządzeń muzycznych” i  był pod atakiem kolejnych firm (to tez czas kiedy RIM (producent Blackberry płaci prawie pól miliarda specjalizowanym trollom). Nauka nie idzie w las i z ofiary Apple przekształca się w bezwzględnego drapieżnika. Rusza wielki program patentowania każdego najdrobniejszego szczegółu (inżynierowie maja obowiązek uczestniczenia w comiesięcznych sesjach z prawnikami patentowymi, a ci przekształcają wszystko w formalne dokumenty. Apple patentuje nie tylko same rozwiązania techniczne ale wszystko co się da – układy graficzne, idee korzystania, kawałki kodu itp. niezrażone jeśli dany patent jest odrzucany to idzie do poprawki i zgłaszany ponownie (Siri było odrzucane i zgłaszane aż do sukcesu przez 5 lat i 10 razy). Efekt – w ciągu kilku lat Apple ma ponad 4000 własnych patentów i skupuje kolejne firmy z rynku – nie dla ich rozwiązań i wartości ale wyłącznie dla kolejnych numerów US Patent. Uruchomienie procedury prawniczej nie da się już zatrzymać. Rozbudowane działy patentowe przechodzą do ofensywy i w latach 2009-2012 Apple staje się najbardziej agresywnym graczem po kolei odrzucających trolli i małych kombinatorów ale też atakując wszystkich swoich głównych konkurentów (kara dla Samsunga ostatnio – 1 miliard $ to jeden z przykładów). Świat nowych technologii i świat informatyki przede wszystkim nie jest już taki jak dawniej. Żadna z firm nie może być globalnym graczem bez dział i amunicji w postaci patentów – nieważne czy dobre czy złe, czy dotyczą sedna problemu i czy są naprawdę sprawiedliwe. Patenty nie dają też już nic prawdziwym wynalazcom – korporacje od razu przejmują wszelkie prawa do wynalazku i ten kto naprawdę coś wymyśli niknie w mroce dziejów (finansowo).  Patent stał się prawnicza korporacyjna bronią, blokowaniem konkurencji, zawłaszczaniem rynków i wykańczaniem nowych graczy. Warto pomyśleć o problemach nawet polskich firm jeśli marzymy o sprzedaży międzynarodowej – dziś nie wystarczy wymyśleć produkt, usługę, mieć innowacyjny pomysł i ciężko pracować – trzeba mieć koniecznie też bardzo profesjonalnych prawników i być przygotowanym na długie sadowe batalie bo są one czymś tak samo naturalnym jak programowanie, testowanie i sprzedawanie towarów.

Znak czasów – pewnie tak. Z inżynierskiego punktu widzenia – nikt tego już nie rozumie. Z prawniczego – wszystko jest w porządku i kręci się znakomicie. Pytanie jak to wpłynie na ogólny rozwój technologii i ludzkiego życia zawieszone jest w powietrzu, ale same rządy (głównie amerykański) zaczyna widzieć problem i zweryfikować system patentowy – aczkolwiek pomysłu jak to dobrze zrobić nie ma bo przecież musieliby działać prawnicy i legaliści przeciwko sobie. Na razie jest jak jest i wiadomo tylko jedno „Patentuj albo zgiń” ….

Idąc dalej tym tropem – przygotowałem opis patent – może np. wniosek US Patent 999.666.999.666. Koncepcja najwyższego algorytmy sterującego optymalnym zachowaniem form spotykanych na Ziemi przy pomocy idei oraz systematycznego przeszukiwania wszystkich przeszłych, obecnych i przyszłych baz danych zachowań i korelacji. Uniwersalny system możliwy dla wartościowania i kwantyfikowania kolejnych etapów postępowania oraz automatycznie określający kategoryzację danego osobnika na koniec okresu używalności.  System do którego możemy zwrócić się w sprawach beznadziejnych i jednocześnie dla nas najważniejszych. Coś czego na co dzień nie ma i jest niezauważalne ale na koniec okaże się być może najważniejsze dla wszystkich. Także i dla prawników i rzeczników patentowych z którymi przecież razem … mógłbym opatentować Boga. Jakie to rodzi możliwości wytaczania procesów o ochronę własności intelektualnej …..

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *