Z naszymi piłkarzami zwykle jest tak samo. Na początek duże deklaracje i przysięgi o graniu do końca. Mocna piosenka plus obrazki przywołujące dni chwały. Wielkie obietnice i dyskusje czy złoty medal czy brązowy, no bo przecież wyjście z grupy to na pewno, a te drużyny na początku to jakieś słabe i właściwie to się zastanawiamy ile dokopiemy Hiszpanii lub Brazylii. W najgorszym razie remis, ale jak to zwykle u nas „zwycięski” bo korzystna liczba bramek. Potem…. Jest już jak zwykle. Z każdą minutą przed meczem coraz mniej optymistyczne wypowiedzi ekspertów, piłkarze z nieco smętnymi minami i rozbieganym wzrokiem, niejasne wypowiedzi i już nie wiadomo czy na pewno da się ugrać choćby remis. Niepokojące uwagi że właściwie to jest sport i liczy się samo uczestnictwo i widowisko, a wynik może być różny. I zwykle tak jest ….końcowy wynik jest inny, spuszczone głowy i łzy w oczach, pot na koszulkach i niepewne kręcenie głową, nie tak miało być …. coś zawiodło. Wyćwiczone fragmenty gry nie zadziałały jak trzeba, przeciwnik zaskoczył nas od pierwszej minuty, niewykorzystane sytuacje się mszczą, a potem to już zwyczajnie nie mieliśmy siły biegać i wyszły na wierzch braki w wyszkoleniu technicznym. Rywale też po raz kolejny pokazali klasę i okazali się zwyczajnie lepsi … teraz wiedzą to komentatorzy, ale trzeba znaleźć dodatkową przyczynę. Wtedy też już wiadomo, nie wszyscy się przyłożyli, popełniono błędy na wczesnym etapie przygotowań, poprzedni i obecny trener zawalili, nie wszyscy piłkarze zaangażowali się do końca bo pewnie mieli swoje osobiste sprawy albo zachowywali siły na grę w zagranicznych klubach. Do tego … zwyczajnie nas oszukano, przeciwnicy faulowali, a sędzia był stronniczy. Co prawda nie wszystko jeszcze stracone, bo wciąż matematycznie zachowane są szanse na awans , ale tylko musi zaistnieć splot zdarzeń których prawdopodobieństwo równe trochę poniżej ułamka promila, ale nasi deklarują że wierzą i wyjdą na kolejny mecz już zdeterminowani ….. i potem zwykle jest tak samo.
W piłce to wszyscy już tylko kiwają głową, gorzej że zaczynamy powtarzać kalki drużynowych zmagań w prawdziwej gospodarce. Z Parlamentu Europejskiego przyszły niestety niepomyślne wieści, w kolejnym głosowaniu dotyczącym backoloadingu. Pod tą sympatyczną nazwą kryje się lobbowana przez niektóre kraje i na pewno przez pewne koncerny, mniej już sympatyczna operacja ekonomicznego faulu na wolnym rynku, bo sztucznego usunięcia z europejskiego systemu handlu pozwoleń na emisję 900 mln ton CO2 w oczywistym dążeniu do podbicia ceny – obecne piki w kierunku 3 euro nie były zbyt opłacalne dla producentów urządzeń dla odnawialnej energii bo czyniły węgiel zbyt konkurencyjnym. W role czołowego faulującego weszła europejska komisarz ds. energetyki Connie Hedegaard, sympatycznie i miło wyglądająca Dunka, która z całkowicie pozbawionym jakiejkolwiek myśli wyrazem twarzy (albo też tylko z jedną myślą)od zawsze realizuje opcje tylko jednej strony boiska). Cena pozwoleń od razu zaczęła piąć się w górę (teraz 4,6 Euro) ale oczekiwania są znacznie wyższe, wiec Connie na pewno jeszcze raz zagra ofensywnie, choć w tej ostatniej ustawie Parlament Europejski zaznaczył, że backloading ma być tylko jednorazowy, ale od czego są regulacje i głosowania, przecież kilka miesięcy temu całą koncepcję ten sam parlament odrzucił, ale teraz dał się przelobbować i pod hasłem poprawek i sprawiedliwego dla białych niedźwiedzi i niektórych producentów interesu, zagłosował zupełnie inaczej. Można się zżymać (i wszyscy będą) i płakać że znowu nas faulują, ale nie od dziś wiadomo, że na boisku raczej już nie grają dżentelmeni. Czy to piłka, czy ekonomiczne przepychanki w europejskich i innych parlamentach, zawsze kluczowe są interesy danej grupy czy grupy stron i trzeba się liczyć, że z piękną miną, ładną garsonką i nienagannymi manierami, można też skutecznie kopać po kostkach. Jak się gra – trzeba na to być przygotowany i tym razem znowu niestety nie udało się zebrać koalicji popierającej nasze interesy (na tym interesie przegrali też dziś mocniej Bułgarzy i Rumuni).Co gorsze , idziemy w stronę rozliczeń piłkarskich bo ostatnie dni to (w oczekiwaniu na niezbyt pomyślną informację z PE) zaczyna brać górę polityka rozliczeniowa kto jest winien całemu Pakietowi Klimatycznemu i polskim problemom z europejskimi emisjami. Tymczasem dla energetyki (jak i dla polskiej piłki) to wszystko jest już obojętne i przeszłe. Gramy dalej – w takich warunkach w jakich nam przyszło. Kluczowe jest dla nas, żeby polska polityka energetyczna była ponadpartyjna i w jasny sposób miała konsensus wszystkich, inaczej zawsze dostaniemy po kieszeni. Dalej trzeba , dzień po dniu lobbować i znajdywać odpowiednich partnerów i jak nie dziś to jutro wygrać kolejne głosowania.
Inaczej (bez treningu i drużyny) się nie da. Nawet jak nas skopią dziś, to z jasnym planem i treningiem, wygramy w kolejnych turniejach. No chyba że jak w sporcie – jesteśmy narodem indywidualistów i zamiast piłki możemy grać tylko w tenisa. Ale wtedy to już bez polskiej energetyki, a tylko z grami komputerowymi ….
„Od negocjacyjnego sukcesu Premiera Tuska w grudniu ubiegłego roku dot. emisji CO2 minęło już pół roku. Przedstawiciele branży ostrzegają jednak w „Gazecie Wyborczej”, że na razie nie robi się nic, aby ten sukces wykorzystać.”
tak brzmiały komunikaty prasowe na początku czerwca 2009 roku.