Polska opinia publiczna i polskie wiadomości mają tylko dwa położenia – entuzjazm lub totalna krytyka. Tak jakby ktoś przesuwał opiniotwórczą wajchę z położenia „największy aplauz” w „najstraszliwsze potępienie” bez żadnych miejsc pośrednich. Dotyczy to bez wyjątku wszystkich wydarzeń – od polityki, gospodarki po sport. Jaki wielki entuzjasta tenisa, z radością obserwuje ostatnie sukcesy naszego tenisisty w prestiżowym turnieju w Paryżu (po raz pierwszy od czasów Fibaka – a to już prawie 30 lat temu, polski tenisista (mężczyzna) awansował do finału dobrych, notowanych zawodów. Sukces jest na pewno wielki, natomiast euforia i wręcz entuzjastyczna nagonka mas mediów – aż mordercze i chyba kładące niesłychaną presję na zawodnika.  Janowicz nagle awansował (w rok) z okolic 200-tnego miejsca w rankingu do pierwszej trzydziestki (teraz) , a mamy już właściwie zwycięzcę turniejów wielkoszlemowych i pogromcę Federera i Nadala. Wierzę, że tak będzie, ale na pewno potrzeba do tego ciężkiej pracy, wiary w siebie i … spokoju – bo na pewno jeszcze w karierze młodego sportowca będą wielkie sukcesy ale i czasami porażki, które jak wiadomo też uczą, nawet więcej niż wygrane. Fajnie byłoby wspierać wtedy tak samo jak oczekiwać sukcesów. Przykład Agnieszki Radwańskiej i jej wielkich osiągnięć pokazuje, że można mieć fenomenalne osiągnięcia , ale media i prasa zawsze czekają na więcej , a jak trzeba to dowalą za nie wiadomo co. U nas – jak wspominałem – tylko wajcha na wielkie oczekiwania lub na wielkie rozczarowania. Nie ma miejsc pośrednich, trzymania kciuków, wspierania i realnej oceny.

Problem jest szerszy od samego sportu bo tak samo dzieje się w technice. Media zgubiły się chyba w kilkusekundowych wiadomościach i prześciganiu się w słupkach oglądalności wobec czego szukają jedynie „newsa” – tematu maksymalnie gorącego, ale za to żyjącego najwyżej kilka godzin. Jeśli więc już jakiś wynalazek – to musi być przełomowy i na skalę światową (nawet jeśli badania dopiero wstępne, a jakiekolwiek urządzenie za kilka lat). Jeśli z kolei nie ma osiągnięcia to znaczy że katastrofa i jakiś wynik absurdalnych badań, że jesteśmy najmniej innowacyjni lub najbardziej zacofani i do tego biadolenia zatroskanych komentatorów. Praktycznie nie da się wypowiedzieć zdania, ze tak naprawdę nic nie jest czarno-białe, a do wszystkiego należy podchodzić z umiarem i rozsądkiem i najlepiej jeszcze bez presji czasu.

Media tak podporządkowały nasze życie, że za chwile będziemy żyli też w ich rytmie – od wielkości do całkowitego pognębienia. Niedawno, wszyscy oglądaliśmy pokazy awaryjnego lądowania LOT-owskiego samolotu bez podwozia (i szczyciliśmy się że nasi piloci potrafią wylądować bez kół) , dziś mniej entuzjastycznie wywlekany jest raport, mówiący o tym, że tak naprawdę zawinił wciśnięty (zdezaktywowany) bezpiecznik, który gdyby był na swoim normalnym położeniu pozwoliłby lądować normalnie. Czekam wiec na chwilę, kiedy media rzucą się szukając, kto bezpiecznik wyłączył i nagle może zamiast bohaterów poszukają winnych i to w ciągu 5-cio sekundowych fleszy wiadomości.

Niestety nie działa to pozytywnie dla całej techniki – bo szukamy wyłącznie rozwiązań szybkich i z sukcesem. Sukces w technice i inżynierii jest niestety okupiony ciężką pracą i długim terminem realizacji, a coś co tworzone jest „od razu” , zwykle „od razu” przestaje działać. Niestety media,  skróciły nasze oczekiwania do trudności i czasu wykonania , a oczekują jedynie cudów, aby następnie na szybko wrzucić kogoś na pożarcie. Na pocieszenie można powiedzieć ,ze nie do końca to znak naszych obecnych czasów – już Napoleon mówił „od wielkości do śmieszności tylko jeden krok”. Tak naprawdę jest to parafraza jeszcze wcześniejszego powiedzenia Mirabeau (Honoré Gabriel Riqueti, Hrabia de Mirabeau) nieco już zapomnianego bohatera Rewolucji Francuskiej. Był on postacią o tyle ciekawą, ze stanowił ostatnia szansę dla francuskiej monarchii na zachowania resztek władzy, a pewnie też i życia. Mirabeau grał jedną z kluczowych ról w rewolucji, choć po cichu był zwolennikiem monarchii konstytucyjnej. Był tez charyzmatycznym mówcą i swego rodzaju trybuna ludowego, który mógł ująć wolę ludu w karby i prawdopodobnie poprowadzić go w stronę spokojniejszej formy współpracy z królem. Na nieszczęście dla tego ostatniego, Mirabeau umarł nagle w 1791 roku, albo na chorobę, albo został otruty, albo jak twierdzą niektóre źródła na skutek przedawkowania ówczesnych substytutów dzisiejszej viagry, bo jako pełen testosteronu mężczyzna w  mocnej sile wieku, często wspomagał się podobno tego rodzaju używkami, które wówczas były często pochodnymi strychniny i różnych innych dziwnych rzeczy. Mirabeau umarł więc, a z nim ostatnia nadzieja francuskiej korony, zostawiając po sobie parafrazę i naszych dzisiejszych czasów i dowód, że czasami wielkie rzeczy i zdarzenia mogą też zależeć od drobiazgów – jak awaryjne lądowanie (i kasacja) wielkiego samolotu od małego, przypadkowo wciśniętego przełącznika albo upadek wielkiej monarchii od połknięcia o jednej za dużo, podejrzanej pastylki na potencję ….

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *