Większość osób już oglądało, tylko mała część nie zna „Bandersnatch” – specjalny odcinek „Black Mirror” na Netflixie. To odświeżona koncepcja filmu interaktywnego, w którym każdy z widzów (tzn. ten trzymający myszkę lub pada) ma możliwość interakcji kierując akcję na inne tory. Odświeżona, bo okazuje się, że film interaktywny już kiedyś pojawił się w historii. Palma pierwszeństwa w tej kategorii przypada…Czechom, którzy w 1967 roku wypuścili „Kinoautomat: Człowiek i jego dom” w reżyserii Raduza Cincery. Podczas pokazów czeskiego filmu widzowie głosowali (na sali kinowej) i przy równoległym pokazie z dwóch projektorów (zasłaniano jeden) akcja leciała w takim quasi-interaktywnym stylu, ale z uwagi na ograniczenia techniczne – zakończenie było tylko jedno. „Kinoautomat” pokazywana nawet w telewizji (w Czechach w latach 90-tych roku prawdziwie interaktywnie, bo równolegle na dwóch kanałach telewizyjnych), pamiętam to też i z polskich projekcji. Było to dość zabawne, bo grupa czeskich aktorów, których znało się na pamięć z innych filmów, po kolei podejmowała decyzje strategiczne, np. kucharz czy kuchenka gazowa ma być ustawiona przy ścianie czy też na środku kuchni, i przez chwile wstrzymywano obraz jak gdyby czekając na wynik telefonicznej sondy u widzów, a potem gdy wybór padał jednak na kuchenkę, która innowacyjnie stawała na środku, bohater przekonywał się, że to jednak daje lepsze możliwości gotowania posiłku (tak naprawdę z uwagi na tak „wyrafinowanie ciekawą” akcję, na dłuższą metę całej tej interaktywności nie dawało się oglądać chyba, że po jakiś środkach psychotropowych J). Teraz odnowiony „Bandersnatch” wraca i już łatwo daje nam szereg wariantów iluzji zmiany kreowania rzeczywistości, bo co kilka minut musimy dokonywać wyboru w jedną lub drugą stronę, a wariantów zakończeń jest około 10 (podając za internetowymi formami).
Można więc łatwo rozszerzyć koncepcję „Bandersnatch-a” na inne tory i interaktywnie pograć z polską energetyką choćby do 2030. Zaczynamy …
Dziś certyfikaty emisyjne CO2 są po ok. 27 Euro za tonę, a cena energii w kontraktach terminowych (BASE_Y_20) na 2020 jest na poziomie około 270.
Klikam „zostawiamy” i zaraz wchodzimy w strefę kolejnych unijnych regulacji, w końcu nowi decydenci UE to kraje „starej Unii” i jastrzębie ekologiczne i nic się nie zmieni, więc zaraz koszty certyfikatów skoczą do 50 euro/tona i zostanie wprowadzony obligatoryjny zakaz palenia węglem w elektrowniach w 2028. Cena na BASE_Y_29 skacze do 580 PLN/MWh, a to wcale nie koniec, bo nie mamy czym zastąpić raptownie wstrzymanego Bełchatowa.
Cofam się trochę interaktywnie w tej wersji „zostawiamy”, ale tu tylko tzw. „fałszywa pętla”, bo jest wybór: Inwestuj w czyste technologie węglowe TAK lub NIE i nawet jak wybierzemy TAK, to po kilku scenkach z naukowcami w białych kitlach okazuje się, że te nowe technologie nie działają albo zostają i tak zabronione nową unijną regulacją i znowu wpadam na BASE_Y_29 po 580…
Odklikuje na powrót do początku i zaczynam zmieniać na energy mix i wybieram pierwszą opcję – energetykę jądrową. Buduje i buduję i tylko wskaźnik „dostępne środki” powoli zaczyna świecić sią na pomarańczowo, zaraz na czerwono i za chwilę pokazuje się interaktywna przyszłość z serialami „Czarnobyl VI” i „Fukushima 3.0” i tysiące ludzi w pochodach z transparentami z przekreślonym znakiem radioaktywności, kładzie się na ulicach wokół Ministerstwa Energii i blokuje okoliczne kawiarnie. Elektrownia jądrowa powstaje, ale interaktywnie nieukończona i rozgrzebana przed 2030, a BASE_Y_29 wyskakuje już na 650.
Idę w wariantową inną opcję i wszystkie siły „stawiam na zielone”. Wiatraki rosną na morzu i lądzie i właściwie nie można już przejść pomiędzy obracającymi się łopatami i polami pokrytymi panelami słonecznymi. Klikam i klikam, ale jakby nie klikać – nie da się 80% pokolorować na zielono, bo za chwilę i tak energii braknie, bo nie da rady tak na szybko jeszcze postawić magazynów. BASE_Y_29 wynosi około 550, ale za to na bilansującym są mniejsze wahania i w peakach też jest trochę niżej jak poprzednio. Co prawda na ulicach pojawiają się żółte kamizelki w górniczych kaskach, biją się z policją, a grupa ubranych w górnicze stroje posłów wraz z górniczą orkiestrą okupuje parlament już 450 dni.
Jeszcze jedna próba i nad morzem wyrastają nowe gazoporty, a linie gazowe na wskroś Polski od północnego zachodu do południowego wschodu. I tak mieszam trochę gazu z wiatrem i słońcem, ale zużycie roczne gazu wyskakuje mi na 30 mld m3 i dalej muszę korzystać z rosyjskiej rury, a kleszcze nordstreamowe dają wysokie ceny. Dalej nie udaje mi się zbić BASE_Y_29 poniżej 500, górnicza orkiestra z posłami dalej okupuje Sejm.
Zmęczony wariantami energetycznymi, wracam więc do rozrywki i znowu puszczam sobie oryginalnego „Black Mirror: Bandersnatch”, bo może coś przegapiłem. Bohater w cudnie, wracających latach 80-tych, przeskakuje po interaktywnych ścieżkach losu. Cały film można traktować filozoficznie jako odwieczne pytanie o granice ludzkiej woli – czy rządzi nami wybór i przypadek czy też całkowite podporzadkowanie się deterministycznemu układowi losu i planet (a może nieznanych popychających nas lub bawiących się nami sił). Można go traktować jako filozoficzne science-fiction ze światami równoległymi lub dwoistością każdego wyboru (zły w jednym i automatycznie dobry w świecie równoległym) i znowu można się zastanawiać czy nie jesteśmy jakimiś fantomami czy bytami wirtualnymi w komputerowej grze lub samym filmie Netflixa. I niestety zaczyna być jeszcze gorzej niż z energetyką, bo jakby nie klikać to okazuje się ze „Bandersnatch” to pełna ściema, bo i tak można tylko skoczyć z balkonu, zamordować ojca (tu opcje czy ćwiartować czy pochować) ewentualnie z dodatkiem mordowania innych osób lub opcjonalnie zwariować z kompletnym rozpadem jaźni. Tu „Bandersnatch” wcale nie różni się od swojego czeskiego pierwowzoru, w którym zakończenie może być tylko jedne … Ale czy tak nie jest w życiu i czy tak też nie jest z naszą energetyką? Czy w ogóle mamy jakieś pole manewru i czy w ogóle nasze decyzje są w jakikolwiek sposób nasze, a nie „wyklikane” przez okoliczności czy przez inne siły? A może pozostają nam tylko obrazy na ekranach i świetna muzyka z lat 80-tych, bo cała reszta to zupełnie do…
Ciekawe czy francuzi odejdą od atomu ?niemcy czekają na NS2 🙁 tylko ich mozna rozpuścić ” w kwasie .niestety brak chyba sensu niestety Pola ciagle strzela w niebo .ludy mamy bystre niech sobie zakladaja co chcą byle kultury im pokazac co w byc może .bo i tak przyjdzie walec i wyrówna a tradycja nogi ma ? ile tradyca córka ma nóg:)
Atom ma takie znaczenie militarne, że żadne mocarstwo nie zrezygnuje przemysłu skupionego wokół yellow cake… prędzej zbuduje nam elektrownie za darmo.
No to w takim razie postawić twarde „weto” eko-cwaniakom i tyle. Aha i rozpocząć medialną dyskusję nad ….Polexitem : – nie to żeby od razu wychodzić ale nie dać niszczyć polskiej gospodarki durnymi wymysłami klimatycznymi- dlaczego durnymi pisałem wielokrotnie. Odseparować się od Niemców przesuwnikami i rygorystycznie bronić naszej sieci. Ciekawe co „niemiaszki” zrobią bez naszej Dolnej Odry , Turowa , Bełchatowa jak im Hz padną na pysk…… Jeden systemowy zapad i wyleczą się z eko- głupot . Poza tym wypadało by zwiększyć zainstalowane moce w mikro-PV i mikrokogeneracji i stymulować (w pozytywnym znaczeniu) ten rynek albowiem tylko tutaj leżą jeszcze rezerwy zwiększenia wytwarzania energii elektrycznej bez inwestycji strukturalnych. Obecnie małe PV zaczyna sie zwracać po 4-5 latach w wykonaniu „hand made” i na komponentach z „AliExpress” co dla indywidualnego odbiorcy jest już atrakcyjne. W tym konkretnym przypadku „małe jest piękne”- w odpowiednim rozproszeniu i nasyceniu sieci nie wymaga specjalnego rezerwowania (zadziała statystyka) a drutom wszystko jedno w którą stronę płynie prąd. W nieco większym wymiarze – dla małego przemysłu okres zwrotu to minimum 8-10 lat czyli dla „szefów eko-pasjonatów” no chyba ze przytulą „unijną kaskę” na ten cel (na którą wszyscy się składamy). Dla komercyjnej produkcji energii to ” hardkor ” dla inwestora i moim zdaniem nie ma sensu bo obecnie ceny czarnej i zieleniny są dołujące a URE niczego nie reguluje poza oczywiście psuciem wszystkiego w wolnych chwilach. Osobiście po doświadczeniach jestem jak najdalej od jakiegokolwiek „rynku regulowanego” w Polsce.
Odizolujmy oba systemy i zobaczymy kto pierwszy zaliczy zapad… Chociaż poczekajmy na suszę co ją zapowiadają, bo kroi się weryfikacja twoich przewidywań, kiedy to nastąpi black out na pół Europy.