Piątek 27 maja – 7 rano. Jadę do pracy i wielkie zdziwienie …jakoś mało samochodów, żadnych zwyczajowych korków, mój ulubiony system (zintegrowany) wspomagania komunikacji jak nigdy nie świeci napisem „Utrudnienia” lub „Zator przed Ludną”, ale niezwyczajnym mi zielonym światłem pokazuje, że wszystko wolne …przez chwilę myślałem że sobota może albo jakieś święto które przeoczyłem gdy nagle ….. obrazy z wczoraj … straż miejska zwija się jak w ukropie , biało czerwone wstęgi ogradzają kolejne trawniki, a samochody pomocy drogowej z uśmiechem pod wąsem wywożą kolejne małe samochody zapłakanych staruszków ….. normalnie zapchane do granic ulice świeca czystością …gdzie niegdzie silnie zbudowani mężczyźni szepcą coś do klap marynarek noszonych z wdziękiem w prawie 30-sto stopniowym upale, a na dachach już na pewno snajperzy czyszczą swoje lunety wielkokalibrowych karabinów podglądając opalające się na balkonach nastolatki ….tak ….przyjeżdża do nas prezydent zaprzyjaźnionego mocarstwa (i jeszcze chyba 16-tu innych) ….
W telewizji co chwila apokaliptyczne informacje, co się stanie od godziny 15-tej (a może i wcześniej), mapa Warszawy z czerwoną blizną zamkniętych szlaków i wszyscy się zastanawiają czy na drugą stronę miasta trzeba jechać przez Młociny czy Kabaty. Nie wszyscy zresztą bo Pani Prezydent miasta poleca żeby może wyjechać na majówkę i lepiej nie przeszkadzać co czyni chyba większość mieszkańców – bo na ulicach żadnych korków nie ma.
A kiedyś było inaczej. Gdzieś w latach 70-tych , Prezydent Ford był w Warszawie – pamiętam siedziałem na barana na ramionach taty i machałem chorągiewka z flagą amerykańską – dawali wszystkich i wszystkich też zwolnili z pracy albo ze szkoły lub uczelni. Na ulicach (i na trasie Łazienkowskiej) musiał być szpaler ludzi , gęsty, entuzjastyczny i machający …Zresztą to samo robili chyba potem na Breżniewa, ale jakoś mniej ludzie machali i chorągiewki ZSRR brali mniej entuzjastycznie …
Był też papież, zaraz po pierwszych latach stanu wojennego, mieszkałem w bloku (wysokim) koło stadionu Dziesięciolecia, który jeszcze wtedy nie miał takiego fajnego kształtu i dla bezpieczeństwa w windzie siedział ZOMO-owiec w pełnym rynsztunku z karabinem. Miał przyjść do mnie kolega i nagle słyszę ciężkie, podkute buty na schodach , ostry dzwonek do drzwi i silna twarz wojskowego pyta podsuwając szkolną legitymację – „Czy znacie takiego ?” ….. Do dziś trochę żałuje, że nie zrobiłem kumplowi kawału i nie powiedziałem „W ogóle nie znam człowieka” …ale chyba nie byłby to dobry dowcip …
Teraz – znak czasów ….ludzi wcale nie potrzeba …lepiej żeby siedzieli w domu …nie dzwonili nigdzie (i tak komórki zagłuszają). ..a ulice są zamykane na 3 godziny i więcej …Totalny paraliż (przynajmniej tak nas przygotowują media) – całego centrum – Obama będzie mieszkał w Marriocie – wiec każdy może sobie wyobrazić co się będzie działo w samym sercu miasta – więc większość warszawiaków na wszelki wypadek nie pójdzie do pracy pewnie J ….
Nie pierwszy to raz …. Zawsze jak ktoś ważny przyjeżdża dzieje się to samo …zastanawiam się, czy może czasami mogliby do Krakowa lub Poznania przylecieć i tam mieszkańcom pokazać jak się zamyka miasto, ale wcale nie potrzebuje ludzi na ulicach …Myślę że to trochę absurd …w końcu mieszkańcy też pracują, płaca podatki, umawiają się ze znajomymi i nie muszą wpadać w totalny paraliż – zwłaszcza jeśli na dodatek nikt z polityków nie chce ich oglądać na ulicach. Fajnie byłoby jeśli wreszcie zaplanowaliby te spotkania tak, żeby dać też pożyć i mieszkańcom. Korporacje dawno to rozwiązały – ponieważ czas jest ważny, a podróże lotnicze są kluczowe – coraz więcej biur i konferencje center jest nie w centrum, ale zaraz koło lotniska. Może by tam zbudować też i w Warszawie – fajny super budynek z hotelem (i byłoby dobre security), a nie musieliby zamykać zaraz pół miasta …albo …kolejne spotkania nie w Warszawie poproszę …ja już widziałem kilku prezydentów i innych celebrytów. …. Dajmy szanse innym ….