Powoli wszyscy mają dosyć oglądania ciągle starannie wystylizowanych selfie lub nowych modowych kreacji szafiarek. Tak naprawdę nie daje się już odróżnić jednego profilu instagramowego od drugiego – te same pozy, te same ujęcia, a nawet te same produkty nachalnie promowane przez influencerów. Nic dziwnego – internetowy świat musiał na to odpowiedzieć i teraz naprawdę modne … jest bycie sobą.
Nowa modna aplikacja – BeReal. – to coś z rodzaju starego Instagrama (zdjęcia i komentarze), ale z nowatorskim pomysłem. Poza zwykłym profilem – BeReal. zmusza użytkownika do wstawiania rzeczywistych i realnych zdjęć – wysyłając o różnych przypadkowych porach dnia powiadomienie ze trzeba dodać swoje aktualne selfie (zrobione właśnie w tym momencie). Prawdziwy użytkownik z BeReal. ma wiec tylko 2 minuty (po otrzymaniu powiadomienia) żeby uruchomić aparat i zrobić aktualne zdjęcie (a jak wiadomo 2 minuty to daleko za mało dla dobrego zapozowania). Użytkownicy są więc – real – na szybko złapani i zdyszani na ulicy, dziewczyny bez makijażu na nieposprzątanej kanapie lub jakaś stara i niemodna modowa stylizacja akurat podczas sprzątania pokoju lub gotowania kiepskiego obiadu.
BeReal. pokazuje więc nowy trend – chcemy widzieć ludzi (i naszych potencjalnych internetowych a potem realnych przyjaciół) takimi jakimi są. Trend i aplikacja tworzy wewnętrzne kręgi znajomych, którzy powoli przestają się wstydzić tego zawsze ukrywanego bycia sobą, a przy okazji może dają szansę na zmniejszenie możliwości wpadania na „catfisha” lub też życia pod ciągła presją konieczności pozowania i stylizacji.
Czy to się utrzyma? Nie wiadomo, myślę, że szybko BeReal. zostanie wykupiony i włączony do Instagrama lub TikToka i być może zostanie on finalnie skomercjalizowany. Jest to też pierwsza fala pokazująca, że „internet na pokaz” powoli się przejada. Na nikim nie robi wrażenia selfie na szczycie K2, selfie z tygrysem, selfie z wywalonym biustem czy selfie nad talerzem fikuśnych przekąsek w modnej restauracji. Fala wraca z nadzieją, że chcemy widzieć kogoś, ale przede wszystkim siebie „takim jakim się jest” i może jeszcze krok dalej, zaczynamy tęsknić za prawdziwym, realnym światem, a nie tylko jego wirtualną i cyfrową kopią.
Trzymam kciuki i może kiedyś wróci też zapomniana sztuka pisania listów, czytania książek i następnie realnej konwersacji podczas prawdziwych, bezpośrednich spotkań. W końcu może jesteśmy jeszcze ludźmi z krwi i kości, a nie tylko cyfrowymi awatarami.