Wymiana gabinetów i kadry zarządzającej zawsze była związana ze zmianami politycznymi. W historii odejście jednego z władców, nigdy nie pozostawiało jedynie izolowanej pustki, zaraz jak po wrzuceniu kamienia w wodę , fale zataczały koncentryczne kręgi, zmywając coraz większą grupę stanowiącą zaplecze polityczne i gospodarcze. W dawnych czasach bywało naprawdę poważnie. Patrząc naprawdę wstecz, rządy egipskich faraonów opierały się na koncepcji „maat” – czegoś w rodzaju religijno-filozoficznej zasady uporządkowania i harmonii, której podstawą była władza faraona, zapewniająca sprawiedliwość i ład, a zapobiegająca stoczeniu się świata w chaos (izefet). Wszystko działało bez zarzutu oprócz, krótkich momentów po śmierci danego faraona, kiedy należało wyłonić sukcesora (nie było to wcale jednoznaczne, a wobec wielkiej ilości kandydatów łączonych więzami krwi nawet problematyczne). Związane było też z wymianą osób towarzyszących władzy w codziennym życiu (służba i pomoc domowa) oraz kadry zarządzającej państwem. Druga grupa związana często z kapłanami, po prostu była wymieniana na inną, dla pierwszej perspektywy były (we wczesnym okresie) bardzo nieciekawe – faraon w życiu pośmiertnym potrzebował towarzyszy, wobec tego cały dwór – służba, kucharze, skrybowie i inni, podążali do grobowca razem z władcą (nie do końca wiadomo czy dobrowolnie, a raczej skutecznie i szybko pozbawiani życia). Proceder trwał aż do ósmego faraona Kaa (wcześniej w pobliżu jednego z grobowców znaleziono pochowanych 338 służących), ale później został zastąpiony (prawdopodobnie w większości przypadków) tylko pochówkiem symbolicznym – faraon zabierał w podróż tylko figurki swoich dworzan. Generalnie nic nie zmieniało się w kolejnych wiekach, a każda zmiana polityczna wiązała się ze zmianą gabinetów doradców i kierujących gospodarką. Ciekawe były zwyczaje Zulusów, którzy pod koniec XVIII i XIX wieku, stworzyli silne militarnie i organizacyjnie państwo w części obszarów południowej Afryki. Jeśli mówi się o Zulusach, to zawsze należy powiedzieć Czaka (Shaka) – charyzmatyczny król, który pierwszy doprowadził ich do potęgi, głównie militarnej podbijając i wcielając do królestwa sąsiadujące plemiona. Zulusi wypracowali też specyficzny sposób sukcesji – w momencie kiedy uznawano, że dotychczasowy władca traci już siłę i wigor albo zaczyna postępować nieracjonalnie dla ogółu, następował szybki przewrót, spiskowcy wbijali noże lub ostro zakończone włócznie i doprowadzali sprawę do końca, przy okazji wymieniając też całą kadrę zarządzającą. Przypadek Czaki też jest interesujący, w 1827 roku po śmierci swojej ukochanej matki Nadi, popadł w rodzaj otępienia graniczącego z szaleństwem, wydał bowiem rozkaz żeby przez rok nie zbierać plonów i nie żywić się mlekiem (podstawa diety Zulusów, a nawet rozkazał zabić większość krów) , a na dodatek zakazał też kobietom rodzić dzieci (pośrednio wymagał wiec wstrzymania się od jakichkolwiek stosunków seksualnych, a kobiety które zaszły w ciążę miały zostać uśmiercone). W szybki sposób zaraz zadziałały metody regulacji życia politycznego Zulusów, a Czaka zginał w zamachu, ustępując drogi kolejnemu następcy. Problem okresów przejściowych jest więc wieczny, i zawsze po burzy politycznej następuję okres wstrząsów wtórnych, aż do całkowitego opanowania sytuacji. Zabawne jest to, że zdarza się oczywiście wszędzie, podobno ekipa Demokratów (administracja Białego Domu) po wyborze G.W. Busha na Prezydenta, opuszczając miejsca pracy, przeprogramowała telefony i klawiatury usuwając litery G i W. Wiedzieli bowiem, że ich czas minął, a muszą czekać na kolejną szansę przy przyszłej zmianie politycznych trendów.
Nie inaczej jest u nas i stało się nagle w sobotę, tak, że wciąż jeszcze nie ma na razie widocznych objawów. Jedna z głównych politycznych partii, w dorocznych partyjnych wyborach , nieoczekiwanie zmieniła Prezesa stronnictwa, co będzie miało konsekwencje nie tylko polityczne, ale też i gospodarcze i pośrednio też energetyczne. Patrząc na historię dawną i najnowszą, trudno oczekiwać, że wszystko zostanie tak jak dawniej, raczej za chwile ruszy karuzela negocjacyjno-taktyczna, czego rezultatem może być kolejne przetasowanie , najpierw w samej partii, potem w sferach rządowych, ministerstwach, a potem w niektórych spółkach, także energetycznych. To duży problem w warunkach polskich, gdzie kariery zarządów liczy się w miesiącach i co najwyżej latach. Niemcy jako wzorzec (wg mnie) pewnej stabilności potrafili wypracować inny konsensus, i tam koncerny energetyczne i ich władze, zmieniają się w sposób skrajnie zachowawczy i konserwatywny. Rok temu nastąpiła zmiana w jednym z nich, co było odbierane jako trzęsienie ziemi (poprzedni Prezes był na stanowisku kilkanaście lat), a sam proces ogłoszony był z półrocznym wyprzedzeniem wraz z prezentacją kolejnego kandydata i jednoczesną współpracą obu tych osób. U nas niestety znacznie bardziej gwałtownie i z dnia na dzień, i kolejna sukcesja to co najmniej kilkumiesięczne (jeśli nie dłużej) wdrażanie do działania operacyjnego. To także kolejny czynnik ryzyka dla całego sektora energetycznego, w szczególnie gorącym okresie inwestycyjnym. Nagłe 17 niespodziewanych głosów więcej, otwiera zupełnie kolejną, nieoczekiwaną płaszczyznę problemów, i niestety wydaje się że 2012 to już inwestycyjnie rok stracony i pierwsze miesiące 2013 też będą bardzo trudne. Cóż, nie pierwszy to taki przypadek i pewnie nie ostatni, należy się tylko pocieszać, że kiedyś w historii dawnych państw, zmiany były o wiele bardziej gwałtowne i mniej zgodne z kodeksem prawa pracy ….
Słuchając Piechocińskiego mam nadzieję, że to zmiany będą na lepsze. Wstrzymanie budowy elektrowni w Ostrołęce, pierwotna umowa z Gazpromem (teraz renegocjowana), niepewna prawnie sytuacja w łupkach, brak zainteresowania dla geotermii i powołanie najdroższego prezesa w spółce wirtualnej energii jądrowej – to tylko najbardziej banalne, bo widoczne okiem laika obciążenia Pawlaka w dziedzinie energetyki. Litania mogłaby b yc dłuższa, ale po co? Kto z obecnego rządu troszczy się jeszcze o interesy naszego kraju (w ich retoryce „tego kraju’)