Wczoraj była taka panika na giełdach światowych, że strach otworzyć dzisiejsze wiadomości. Komentarz, że „inwestorzy dyskontują koniec świata” szczególnie mi się podoba , bo z jednej strony jesteśmy cały czas bombardowani pesymistycznymi prognozami o zbliżającej się katastrofie z drugiej rzeczywiście coś w tym jest, że obecny kryzys ? korekta? zawirowania ? ma swoje źródło gdzieś w podświadomości, lęku i przewidywaniu najgorszych scenariuszy. Dawno już przestano patrzeć na jakiekolwiek analizy finansowe czy techniczne – giełda stała się w chwili obecnej skrzyżowaniem indiańskich wierzeń z tarotem i czytaniem proroctw Wernychory i Nostradamusa. Patrząc literalnie na wyniki firm i parametry ekonomiczne krajów – może sytuacja nie jest oszałamiająca – ale porównując z przeszłością – wcale nie taka tragiczna. Bardziej w sferze wirtualnych budżetów krajowych niż rzeczywistych wyników spółek – które paradoksalnie są w miarę dobre i jeszcze kilka lat temu generowały by entuzjastyczne komentarze firm inwestycyjnych i radosne wzrosty kursów akcji. Dziś jest inaczej – nawet najlepsze wiadomości przyjmowane są z lekceważeniem, a wyławiane tylko te negatywne. Wzrosty sprzedaży i zysku o 50-100 % u większości firm – nie robią na nikim wrażenia – ogólny nastrój – że będzie coś źle (pisałem o tym też i z Ameryki – rzeczywiście takie nastawianie widać nie tylko w komentarzach telewizyjnych i gazetowych ale w rozmowach zwykłych ludzi). Chyba podświadome czekanie na zapowiadany koniec świata (proroctwo Majów przekształcone przez szukających zysku słabej jakości pisarzy ustawiane na 21 grudnia 2012, a teraz potwierdzany usilnie w pismach starochińskich, babilońskich, u Nostradamusa i górali spod Nowego Targu). Notabene – ta data wyjątkowo perfidnie wybrana (21 grudnia) bo nie wiadomo czy robić zakupy na święta – więc widzę już, jak w przyszłym roku będę wielkie stosy karpi i choinek czekać na klientów dopiero kilkadziesiąt godzin przed Wigilią (jedynie duże obroty pewnie w monopolowych).
Sytuacja na giełdach naprawdę musi być poważna bo przecena nie oszczędza spółek energetycznych. W normalnych czasach – kryzysu czy zawirowań – następuje odwrót od nowych technologii, ryzykowanych rynków a przeniesienie inwestycji na najbardziej bezpieczne obszary –właśnie energetyka i szeroko pojęte utility. Tymczasem – mamy cięcie równo po wszystkich akcjach. Spółki energetyczne spadają tak samo jak wszystkie, mimo że (Polska) ich wyniki wyglądają bardzo dobrze – przykładowo ostatnie informacje z Taurona, to zarówno wzrost sprzedaży. Tu należy czytać dokładnie wzrost, ale nie tak wielki, bo część przyrostu w liczbach bezwzględnych to efekt obligo giełdowego – elektrownie Taurona nie sprzedają wewnętrznie tylko przez giełdę. Jednak w wartościach zysku –sytuacja wygląda bardzo dobrze ( prawie dwukrotnie więcej niż oczekiwano) – a mimo to (tak samo jak ENEA i PGE) inwestorzy indywidualni uciekają z rynku. Energetyka nie jest już bezpieczna przystanią ….
Tymczasem technicznie i biznesowo – jest to jedyny sektor który łatwo przetrzymuje uderzenia kryzysów. Ewentualne spadki produkcji przemysłowej odbiją się oczywiście na mniejszym zużyciu energii, ale nie będzie to spadek o 20 ale tylko o 5-6 %. Przy małej wrażliwości klientów indywidualnych – koncerny energetyczne są najbezpieczniejszym biznesem na świecie. Jeśli patrząc na wyniki energetyki – w 2010 to było ponad 8 % netto – świetnie jak na tak bezpieczny obszar i wcale nie zapowiada się że będzie gorzej. Oczywiście konieczność inwestycji, opłaty za CO2 i tak dalej powodują nacisk na koszty, ale energetyka da sobie radę – cały czas słyszymy o konieczności uwolnienia taryf (cen) dla klientów indywidualnych (taryfa G) pod hasłem zwiększenia konkurencyjności rynku – musi to nastąpić i paradoksalnie w pierwszej fazie da tylko możliwości dobrych podwyżek, a co za tym idzie utrzymanie zyskowności koncernów …. Tak wiec – dla energetyki będzie dobrze – o ile tylko zniknie irracjonalny strach inwestorów i wiara w koniec świata… a tu możemy czekać nawet do 22 grudnia 2012.