opublikowano na Newsweek.pl http://opinie.newsweek.pl/swirski–dlaczego-nie-wybudujemy-zadnych-elektrowni-na-razie,95211,1,1.html

Dyskusja o energetyce zdominowana jest przez mityczne budowle gdy w rzeczywistości niewiele się dzieje.

Historia zna wielkie przedsięwzięcia infrastrukturalne. Wielkie podziwiane obecne zabytki i cuda architektoniczne niekiedy powstawały długo, a niekiedy naprawdę stosunkowo krótko. Oblegane Koloseum w Rzymie zbudowano w około  10 lat, a monumentalną piramidę Cheopsa w około 20. Oczywiście są i dłuższe przedsięwzięcia – katedra Sagrada Familia w Barcelonie datuje się na 1882 r i dalej gotowa w około połowie (przewidywane ukończenie około 2030, no ale tu w projekcie maczał palce Gaudi), katedra Yorku w Wielkiej Brytanii 252 lata, a niektóre kompleksy świątyń Majów przez ponad 400. Na tym tle polskie osiągnięcia tworzenia infrastruktury drogowej, kolejowej i energetyki plasują się jak zwykle u nas – pośrodku – ani nie najszybciej wśród rekordzistów ani też nie najwolniej, choć wciąż nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. Zawsze gorące miejsce w moim sercu ma odcinek kolejowy Kraków-Zakopane, gdzie malowniczy pociąg (zwany w rozkładzie ekspresem) dystans około 150 kilometrów przemierza w jakieś 3 godziny i wciąż znikąd poprawy aczkolwiek gorąca dyskusja co dalej,  zdominowana jest przez futurystyczne projekty napowietrznej kolei magnetycznej lub innych UFO-podobnych rozwiązań.

W szeroki i gorący sposób dyskutuje się też w mediach i wśród polityków o polskiej energetyce i konieczności jej modernizacji. Na tapecie czasami zapytań poselskich, czasami przetargów i odwołań a na pewno wielu opracowań, jest budowa szeregu elektrowni (gorąco dyskutujemy jakich typów), bo w perspektywie już nawet kilku lat zaczyna być niepokojący możliwy deficyt produkcji (niekiedy prognozowany już na 2016, a niekiedy rok lub kilka lat później). Szerokie plany, wnioski i projekty mają ze sobą wiele wspólnego – albowiem żaden z nich nie zostanie w najbliższym czasie zrealizowany. Większość z nich stanowi całkowitą projekcję totalnie wirtualnych projektów, a nawet te które teoretycznie zostały już rozstrzygnięte i uruchomione (na papierze) – tu przykłady kontraktów nowych bloków Opole, Rybnik, Kozienice – dalej nie wychodzą poza fazę dokumentów, studiów, konsultacji i analiz. Dlaczego w tym kraju nie jesteśmy w stanie zrealizować obecnie dużych inwestycji energetycznych, nawet w momencie kiedy widać zagrożenie przyszłych dostaw ?

Po pierwsze – zawsze najważniejsze – pieniądze i system finansowania inwestycji. Energetyka jak i inne wielkie projekty infrastrukturalne (drogi, kolej) wymaga ogromnych nakładów inwestycyjnych, oferując długoterminowe okresy zwrotu. Od wieków można budować ją w systemie nakazowo-rozdzielczym (jak w socjalizmie przez wielkie inwestycje rządowe) lub z wykorzystaniem reguł wolnego rynku (kredyty i traktowanie jako wieloletniej inwestycji).  Pierwszy sposób doskonale sprawdza się w Chinach (kilkadziesiąt bloków energetycznych rocznie !) i w Rosji (dotowanie własnych koncernów). W Europie jeszcze do początku XXI wieku, sektor traktowany był jako nudny, ale oferujący gwarantowane stopy zwrotu, więc wybierany do dywersyfikacji portfela inwestorów. Niestety ostatnie lata, zupełnie rozregulowały sektor bankowy – coraz większe oczekiwania żeby coś zwróciło się zaraz albo co najwyżej po kilku, a nie kilkudziesięciu latach i to najlepiej bez ryzyka. Tymczasem regulacje energetyczne Unii Europejskiej zgubiły to co kiedyś było główną zaletą energetyki dla inwestorów – przewidywalność i gwarancje. Nie są gwarantowane zyski ze sprzedaży energii elektrycznej – bo rynek został zliberalizowany i to w modelu giełdowym, który doskonale sprawdza się w warunkach, kiedy na rynku jest za dużo produkcji energii elektrycznej. Nie można więc przewidzieć i zagwarantować ceny sprzedaży energii bo kształtuje ją giełda. Elektrownie i koncerny konkurują miedzy sobą, a rynek skutecznie obniża ceny – można to nawet zobaczyć w Polsce w chwili obecnej kiedy 1 MWh na rynku hurtowym to około 170 – 180  złotych. Model rynku jest świetny przy nadprodukcji, natomiast nie daje żadnych sygnałów cenowych do inwestycji, dopiero przy dużych niedoborach wytwarzania, ceny idą w górę, ale za to dynamicznie i astronomicznie. Doświadczyli tego Amerykanie w Kalifornii w okolicach roku 2000 (ponad 70 mld $ strat dla spółek energetycznych) i całkowicie zmienili rynek na inny model. Na dodatek „zielona” polityka Unii Europejskiej wprowadziła zakłócenia prawne i strukturalne do teoretycznie  w pełni rynkowego modelu energetyki. Z jednej strony nie jest możliwa pomoc państwa dla koncernu do wybudowania elektrowni bo to jest traktowane jako niedozwolona pomoc publiczna, ale z drugiej państwa słono dopłacają do wytwarzania energii odnawialnej przez specjalne sztuczne systemy „kolorowych certyfikatów” (np. Polska) lub mechanizmu specjalnych taryf (Niemcy) albo karzą wytwórców energii nieodnawialnej – certyfikaty CO2 . Dla inwestorów – energetyka stała się totalnie nieprzewidywalna – ani rynkowa , ani centralnie zarządzana – z najgorszymi cechami obu takich systemów – nie ma pieniędzy państwowych ani gwarantowanych cen, ani stabilnych warunków uzyskiwania przychodów, ale za to wielkie ryzyko czy nie zmienią się jakieś regulacje prawne wywracające zupełnie plan finansowania i rozliczenia inwestycji ( zmiany współczynników dla różnej wartości certyfikatów dla zielonej energii, cały rynek handlu emisjami CO2 gdzie w ogóle nie wiadomo kto, ile, i kiedy będzie płacił, zagrożenia dodatkowymi zmianami prawa dla energetyki jądrowej). Wniosek dla bankierów wykładających kredyty jest jeden – w ten interes nie należy wchodzić, co jak zwykle tworzy raj dla spekulantów lub bardzo płynnego kapitału i oczywiście powoduje gigantyczne problemy w finansowaniu inwestycji. Tak jest więc i w naszym krajowym przypadku, mamy projekty, mamy nawet wstępne kontrakty, natomiast nie mamy jeszcze finansowania (i przy obecnej cenie giełdowej energii i problemach z ryzykiem prawnym będzie go bardzo trudno uzyskać). Oczywiście można założyć, że koncerny będą budować za swoje własne fundusze, ale pewnie tylko założyć bo i tak nie starczy na wiele i znowu będą opóźnienia. Efekt jest katastrofalny zwłaszcza dla czasu realizacji inwestycji, przykładowo u nas nie buduje się znowu nic, a ostatni blok Bełchatów II budowany był (jak policzyć od pierwszych papierów) ponad 10 lat (i tak nieźle), a za granicą Rosjanie właśnie wprowadzają koparki na plac budowy elektrowni jądrowej na Białorusi, którą mają skończyć w 2017 (oczywiście finansując wszystko z pieniędzy rządowych).

Po drugie (jeśli już będą pieniądze) to możliwość wybudowania nowych bloków. Katastrofa na rynku inwestycji drogowych i procedury upadłościowe dużych koncernów budowlanych, rykoszetem uderzy w możliwości budowania energetyki, bo największe przedsiębiorstwa budowy kotłów, generalnych wykonawców inwestycji, biura inżynierskie – właśnie z tymi upadłymi gigantami są związane. Mamy wiec osłabione spółki, które mają coś zbudować, kiedy nie ma pieniędzy, a na dodatek specjalistów, materiałów i urządzeń wystarczy na budowę prawdopodobnie góra trzech obecnie najbardziej rozkręconych przetargów. Niepokojący może być też długoterminowy scenariusz bardzo podobny do  „boomu drogowego” – na razie nie ma nic (w energetyce) więc firmy ścigają się w cenie i wyrafinowanych parametrach, za kilka lat zabraknie mocy wytwórczych wiec nagle rzucimy się do budowania, ale zabraknie ludzi, materiałów, maszyn i wszystko jeszcze podrożeje co podpisane prawie dumpingowo pierwsze kontrakty znowu rzuci na kolana.

Po trzecie – bardziej dla zachowania magicznej symetrii potrójnych argumentów – to sam niepokojący kierunek dyskusji medialnej, a wobec tego zainteresowania polityków. Otóż w Polsce jak zawsze, tym bardziej zaciekle dyskutuje się o inwestycjach i rozwiązaniach technicznych im bardziej są one odległe w czasie i najlepiej jeśli prezentują „kosmiczne” rozwiązania. Przykład idzie codziennie, mamy kryzys u bram, ale stać nas na kosmiczny system obrony rakietowej i będziemy go rozważać w projektach i grantach. W moim ulubionym połączeniu kolejowym do Zakopanego, przez chwile wszyscy mówili o podwieszanej kolei magnetycznej (a dalej tłuczemy się jak w XIX wieku). W Warszawie z Wilanowa na Ursynów nie mogę bezpośrednio dojechać bo zamknęli małą nielegalną drogę, ale za to na prawie serio rozważa się pomysł kolejki linowej z gondolami. W energetyce temperaturę rozgrzewa spór czy atom czy morskie farmy wiatrowe, co jest może nawet zabawne w momencie gdy żadna z takich instalacji nie powstanie do 2025, gdyby nie to, że po drodze mamy lata 2016-18 i pewnie problemy z energią. W energetyce jądrowej po przetasowaniach kierowniczych widać koncepcję „nowego otwarcia” co skutkuje, że w tym roku nic się nie zrobi, a cała strategia zostanie zmodyfikowana z początkiem 2013 – przynajmniej w kierunku, że będziemy wybierać inwestora łącznie z zapewnieniem źródeł finansowania (a nie tylko technicznie jak obecnie). W morskich farmach wiatrowych, wreszcie też pojawiły się rozsądne głosy, że tu rozmawiamy o technologiach w okolicach roku 2030, a nie za tydzień. Ale niesieni wiarą w cud tak popularną u niektórych w domowych inwestycjach w cenne metale, których teraz szukają po domach odpowiednie służby, znowu znajdziemy jakieś nowe wyjście. Jedną z koncepcji są przydomowe elektrownie, panele fotowoltaiczne na dachach i możliwość własnego (domowego – tzw. prosumenta) generowania energii elektrycznej. Koncepcja atrakcyjna medialnie i o tyle miła dla ucha, że wydaje się, że rozwiąże wszystkie problemy bez konieczności zmagania się z efektami ubocznymi (koszty, finansowanie, zanieczyszczenia, energia jądrowa i opór społeczny, itp.). Co do realizacji, pozostawiam do sprawdzenia czy w 2014 otrzymamy 2,5 do 4 tys. MW w tej formie wytwarzania i nawet z chęcią przyjmuje zakłady.  Cała nadzieja paradoksalnie w globalnym europejskim lub światowym kryzysie, bo to powoduje spadek zapotrzebowania na energię, a więc zawsze odsunięcie czarnych wizji na kilka lat do przodu.

Czas mija stosunkowo szybko i z kalendarza spadają kolejne lata. Polska energetyka stoi zamrożona w miejscu i cały czas nie chce ruszyć szybkim krokiem. Cały czas pogoda do inwestycji jest niesprzyjająca i chyba nie poprawi się aż do momentu …. kiedy pojawią się problemy ze światłem.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *