Zaczęło się w nocy…. jednak w zimie czasami pada śnieg, a nawet wieje też i wiatr. Mordercza kombinacja zawiewa drogi i prowadzi miasto na skraj szaleństwa.  Bitwa została przegrana już koło 7-mej rano.  W radiu słyszę głos rzeczniczki miasta, że może być problem z utrzymaniem czystości asfaltowej nawierzchni na niektórych drogach, co budzi uśmiech na wszystkich twarzach kierowców walczących z kilkunastocentymetrowa breją.  Podobno ktoś widział w Warszawie asfalt, ale to było w tunelu i na niewielkim odcinku.  Ludzie z rozpaczą, ale i pogodą ducha dostosowują się do wszystkiego , samochody suną w koleinach jeden za drugim, zawiane szyby, przez co nic nie widać, system antypoślizgowy cały czas na jaskrawo żółto, przede mną facet w dostawczym co chwile staje i pracowicie wyciera szyby bo chyba padły wycieraczki. Ludzie na przystankach tłoczą się w wielkich grupach i potem w autobusach i tramwajach jak karpie na święta przy szybach, przez które nic nie widać.. Teraz skręcam, za mną samochód robi zupełny obrót na śniegu, ale wszyscy spokojnie max dwadzieścia na godzinę, a czasami wyprzedza nas pieszy idący bokiem ulicy. Widzę pierwszy pług – ale to właściwie traktor, pług podniesiony, kierowca skręca staje i zapala papierosa. Samochody suną uporządkowane, już dziesięć na godzinę, cały czas sypie i wieje, na ulicach już dwadzieścia centymetrów brei i pierwsze zaspy po bokach, ludzie wysypują się z tramwaju i patrzą na przejściu z nienawiścią na kierowców w ciepłych samochodach, a ci z kolei na tamtych, że oddychają świeżym powietrzem. Jadę w tym miejskim szaleństwie i puszczam „Ga Ga Zielone Żabki” – nieco anarchizujący fenomenalny zespół o brzmieniu jak Brygada Kryzys z dawnych lat. Pytania i dźwięki jak znalazł – co się dzieje, czy ten system w ogóle działa, i że chyba tak jak teraz to kompletnie do niczego. Skręcam z rozpaczą w boczna uliczkę … a tu jak w raju … białe płaszczyzny i ulica nietknięta kołami aut, lekki śnieżek prószy przez drzewa, piękna dziewczyna przechodzi prze ulice, już spóźniona pewnie do pracy, przestaje się przejmować i spieszyć, zdejmuje czapkę a wiatr rozwiewa długie włosy, facet z psem , wielki kudłaty owczarek, najszczęśliwszy na świecie, bawi się kijkiem, idylla i spokój. Przez chwilę chcę stanąć i też poczekać, ale nagle ulica się kończy i znowu droga pełna samochodów. Ustawiam się w sznurek, koleiny śniegu i błota, wielki medal dla kogoś co zobaczy kawałek odśnieżonej drogi, ludzie w kapturach i wielkich czapkach, z boku coś się w wodzie popsuło, wóz SPEC stoi, ale pracownicy zrezygnowani zapalają papierosa – i tak się nie uda, niektórzy pracownicy służb lub dozorcy  szuflują żeby chodnik choć trochę odśnieżyć, ale dalej pada i zawiewa. Kolejny  samochód tańczy na drodze i kolejny dostawczy ma kłopot z wycieraczkami, ale tu pasażerka , może to żona, co chwile wyskakuje i czyści szybę.  Na skrzyżowaniu drugi dzisiaj odśnieżacz , duży z pługiem ale ten pług znowu podniesiony –  nie będą czyścic drogi ? . Ludzie i samochody przez coraz większe zaspy i koleiny. Ma padać do 15-tej. Pomocy …..

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *