Jeśli coś drożeje zwykle możliwe są dwie strategie. Jedna to zdanie się na „niewidzialną rękę rynku”, konkurencje pomiędzy podmiotami i powolne uspokojenie sytuacji. Druga metoda to wszelkiego typu urzędowe kontrole cen i „ręczne” sterowania za pomocą modyfikacji podatków, czasowych zwolnień lub w wersji skrajnej nawet wprowadzenia cen regulowanych (co trenowano już w starożytności).  Obie metody mają swoje wady i zalety i obie wymagają racjonalnego podejścia – w pierwszym przypadku dobrze rozwiniętego rynku konkurencyjnego, a w drugim – staranności w planowaniu urzędowych zmian i bardzo precyzyjnej legislacji.

Inflacja jest faktem i każdy widzi ją codziennie. Niespotykany wzrost cen na rynkach hurtowych jest także faktem i czymś co zaskoczyło wszystkich analityków. Wystarczy otworzyć strony europejskich giełd energii, żeby zobaczyć niewyobrażalny wzrost cen, które jeszcze niedawno oscylowały w okolicach 50 euro/MWh a teraz szybują (w dość zmiennych zakresach) pomiędzy 130 a 250 Euro/MWh. Równolegle astronomiczny wzrost cen nośników energii (gazu) i perturbacje na rynkach budzi obawę, że wzrost inflacyjny to nie chwilowy wybryk a realne zagrożenie dla gospodarek. W Polsce – kraju, który zawsze ma na wszystko rozwiązanie, od razu pojawiła się „Tarcza” która ma tego inflacyjnego potwora osłabić – problem czy przypadkiem nie wylewamy dziecka z kąpielą.

„Tarcza” w zakresie regulacji związanych z cenami energii przygotowana jest dość chaotycznie i jak widać w pośpiechu bez analizy wszystkich „naczyń połączonych”. Niewątpliwie dobre rozwiązania na dany moment jak obniżka podatków (akcyza i VAT) pośrednio uderza też w wolny i konkurencyjny rynek energii. Chodzi o VAT, którego stosowanie wyjaśniają teraz interpretacje Ministerstwa Finansów. Z tego co czytam…  będzie to cios dla wszystkich którzy zmienili dostawców energii lub próbują znaleźć oszczędności poprzez wolną konkurencję. VAT obecnie (23 % jak wiadomo) na dziś dotyczy obu głównych składników naszego rachunku – opłaty za zużytą energię elektryczną jak i opłaty za dystrybucję (dostarczenie energii). Obniżenie VAT (energia do 5%, a w niektórych materiałach do 8 %) (w okresie styczeń -marzec) ma obniżyć sumaryczne opłaty… ale tu pytanie – który VAT? za energię czy też także i za dystrybucję? Wyjaśnienie Ministerstwa jakie pojawia się na portalach internetowych jest nieco zmrażające – okazuje się, że jeśli są to tzw. usługi powiązane (to znaczy energia i jej dostawa jest oferowana przez ten sam podmiot) to wtedy VAT obniża się na wszystko. Spadek VAT o 15-18% ma o tyle mniej więcej rekompensować kilkudziesięcioprocentowy (prawdopodobnie) wzrost opłaty za energię (czyli pewnie ok. 10-20% wzrost całego rachunku). Wraz z obniżką (wyzerowaniem) akcyzy ma to dać sumarycznie nieznaczne (max kilkunastoprocentowe) podwyżki i inflację w ryzach (przynajmniej zredukowanie wpływu wzrostu cen energii).

Jednak efekt uboczny tego rozwiązania może zabić cały wolny rynek – czyli usługi TPA (Third Party Access) – możliwość zmiany sprzedawcy energii elektrycznej i zakupu energii od spółki obrotowej, która nie świadczy jednocześnie usługi dystrybucji (dostarczania). Czytając literalnie wyjaśnienia Ministerstwa Finansów w tym przypadku wyższy VAT na usługi dystrybucyjne – chyba zostaje (oczywiście pojawia się wyjaśnienie, że nie pozwala na taką obniżkę prawo UE). W ten sposób wylewamy dziecko z kąpielą i już całkowicie uśmiercamy rynek zmiany dostawców (na dziś efekty zmiany są dość iluzoryczne – symulacje takiej możliwości na lekcjach ze studentami dają coś pomiędzy kilkanaście do kilkadziesiąt złotych rocznie). Zróżnicowany VAT na dystrybucję (gorszy dla konkurencyjnych dostawców) już zupełnie „uśmierci” realne możliwości oszczędzania i skomplikuje konkurencję. I tak po także niefortunnie i pośpiesznie przygotowanych „zmrożeniach” cen energii na koniec 2018 i w roku 2019 wolny rynek jest w strzępach (większość mniejszych firm wycofała się z ofert dla klientów indywidualnych i mamy wybór tylko pomiędzy koncernami państwowymi). Teraz kolejne „ręczne regulacje antyinflacyjne” w praktyce spowodują powrót do znanych i praktykowanych w komunizmie rozwiązań – stała regulowana cena dla indywidualnych użytkowników.

Na pewno sam zliberalizowany rynek energii w Europie ma wiele wad. Na pewno nie działa idealistycznie jak przewidywano. Na pewno możliwości oszczędzania dla klientów indywidualnych są znikome a ceny energii rosną nie tylko przez zmiany na rynkach hurtowych, ale i przez parapodatki. Pytanie jednak czy mądrym jest całkowite „zabicie” tego wolnego rynku?  Bo jak nie będzie konkurencji to co pozostanie? Doświadczenia antyczne pokazują wielkie spisy urzędowych cen (wszystkich) – tylko, że to nigdy nie zadziałało.

Cała nadzieja, że może jednak Ministerstwo Finansów przemyśli interpretacje albo może, że są jakieś przekłamania na obecnym etapie legislacji i jakiś kawałek konkurencji zostanie uratowany.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *