Najbardziej znanym duńskim księciem jest oczywiście postać literacka – i jak to w literaturze bywa – całkowicie wymyślona. Dla Szekspira piszącego Hamleta, Dania była tylko rodzajem fasady i dekoracji dla przedstawienia właściwych problemów, namiętności i ludzkich tragedii, ale w naszych głowach już nierozerwalnie z Danią się kojarzy. O samej tragedii Hamleta, przemiany rozmyślającego o śmierci, nieco bezwolnego idealisty nie wiemy tak naprawdę wiele, ale zawsze kołaczą nam w głowie nieśmiertelne cytaty. O sile, jaką może wywrzeć fasada i pierwsze wrażenie, świadczy też i duńska energetyka – na zewnątrz, nierozerwalnie w naszych głowach, kojarzona jednoznacznie z nową rewolucją, ekologią i wiatrem. Właśnie pojawiły się nowe newsy o proponowanych zmianach regulacyjnych finansowania energii w Danii , a więc pytanie czy tak naprawdę coś się zmienia i jaka jest ta energetyka duńskiego księcia ?

Transformacja energetyczna w Danii.

Suche fakty pokazują jak zawsze dwie strony medalu i każdy z oponentów może wybrać sobie coś dla siebie. Dania nie jest wielkim krajem, ale potrafi efektywnie się promować, więc wydaje się nam większa niż jest w rzeczywistości. Tak naprawdę cały sektor energetyczny (zawodowy) to ok. 14 GW mocy zainstalowanej i trochę ponad 30 TWh rocznej produkcji.Kierunek na radykalną zmianę energetyki Dania objęła już w połowie lat 90-tych, wtedy to rozpoczęła się budowa źródeł zdecentralizowanych i źródeł odnawialnych – u nich rozumianych jako wiatr i lokalna biomasa oraz zaczął się silny nacisk na efektywność energetyczną. Ta ostatnia w sposób szczególny odniosła sukces , bo patrząc na ilość zużywanej energii elektrycznej widzimy pik na ok. 50 TWh w 1996 i potem poziom ok. 40 a następnie znaczące redukcje właśnie do aktualnego 30 TWh na dzisiaj. Imponujące rezultaty (w liczbach względnych) można zaobserwować także po wprowadzeniu energetyki odnawialnej. W strukturze produkcji udział wiatru rośnie, aby osiągnąć rekordowe ponad 42% (rekord światowy) w 2015. Wiatr w Dani dominuje, jak i duński producent (Vestas) walczy o dominację na całym świecie – ten przemysł jest wiec kluczowy dla całego kraju i silnie decyduje o powodzeniu całego rozwoju ekonomicznego. Można powiedzieć, że Dania to model strategii sukcesu energetycznego i energetycznej transformacji, a założenia mówią o całkowitym wyeliminowaniu paliw kopalnych do roku 2050, a może nawet wcześniej.

Druga strona medalu.

Skąd więc w takim razie wahania „wiatrowego Hamleta”? Sukces ma bowiem też i drugą stronę i pokazuje, że w energetyce jak się ciągnie w jedną stronę to wychodzi w drugą. Cała struktura produkcji energii w Danii to oczywiście wiatr, ale i… węgiel (kiedyś wysokosprawne, duńskie elektrownie węglowe były tak samo słynne w Europie jak turbiny wiatrowe dzisiaj). Węgiel oczywiście stopniowo oddaje pole, ale trzyma się stosunkowo mocno (około 33 -40 %), a w środku są odnawialna biomasa i nieodnawialny gaz. Technicznie zmiany duńskie eliminują paliwa kopalne mając dodatkowy handicap w postaci dobrych warunków wietrznych właściwie na całym terytorium i możliwość równomiernego rozłożenia rozproszonych źródeł i obecności silnych łączy transgranicznych z ościennymi krajami. Strategia techniczno-ekonomiczna Danii jest więc prosta – mając silny przemysł wiatrakowy, wspomagany cały czas zamówieniami krajowymi, lobbuje się na zewnątrz, a krajowy system działa, ponieważ i warunki są dobre i obszar niewielki. W liczbach względnych produkcja wiatrowa w Danii jest już nieco mniej imponująca, bo moc zainstalowana w wiatrakach to niewiele ponad 5 tys. MW, a więc Polska właśnie przegoniła wiatrakowo Danię, a za chwilę będzie miała właściwie takie same poziomy generacji energii z wiatru, jednak niestety znacznie słabszą plakietkę marketingową. Kluczem do duńskiego sukcesu jest pytanie- jak transformacja udała się ekonomicznie- jednak odpowiedź na nie jest taka prosta… Mamy bowiem typowy paradoks „nowej wizji energetycznej” – wzrastający udział energii odnawialnej, taniejąca energia na rynku hurtowym i … najwyższe ceny energii dla użytkowników indywidualnych. Energia w Danii (odpowiednik naszej G11) to bowiem 30,4 eurocentów za kWh (dla porównania Polska to 14). Energetyka odnawialna jest więc subsydiowana opłatami konsumentów prywatnych, bo tylko oni płacą, koszty energii dla przemysłu są niższe ok. 9 eurocentów). Dania jest więc modelowym przykładem zmian struktury energetycznych płatności w Europie. Poniżej przedstawiam dane z Eurostat (dostępne tutaj).

Źródło Eurostat

Po lewej stronie widać trend wzrostu cen energii dla gospodarstw domowych w Europie, po prawej strukturę i wysokość tych płatności w różnych krajach (Dania skrajnie na prawo, Polska w środku). Musimy być świadomi faktu, że rewolucja energetyczna jest też rewolucją w cenach i perfekcyjnym zabiegiem marketingowym zmiany postrzegania cen. Okazuje się, że ceny dla odbiorców indywidualnych rosną, bo jednak energia odnawialna jest droższa. Zmienia się też struktura cen, ponieważ w modelowym przykładzie Danii – największy udział mają podatki i różnego rodzaju opłaty dodatkowe (to już 66%), a sama energia marginalnie (15 %). Zmieniamy więc sposób tego jak płacimy – czy nie przypomina nam się telefonia komórkowa, albo jakieś inne, nowe opłaty abonamentowe? Jakby pokazać to w reklamie to można nawet mówić, że energię mamy za darmo (albo najtańszą – zupełnie jak darmowe połączenia) ale jak przychodzi do zapłacenia rachunku to okazuje się, że płacimy tyle co zawsze, a może jeszcze więcej. Problemem bowiem jest to, że w telekomunikacji trend (całkowity)idzie w dół, ale w energetyce się to nie udaje i paradoksalnie, z roku na rok jest coraz drożej dla konsumenta. Niemniej jednak da się to ładnie, marketingowo opakować – tak jak miałem ostatnio możliwość dyskutować na panelu Energia 21 i usłyszeć, że jest to „odkrycie oczekiwań konsumentów i nowy, innowacyjny model sprzedaży”. Klient więc wybierze energię zieloną, energie darmową, ale i zapłaci tyle ile trzeba. W tym myśleniu jest innowacyjna logika, bo dla takich krajów jak Dania to wielka korzyść (rozwój Vestas, a bogate społeczeństwo zapłaci rachunki bez problemów), gorzej dla biedniejszych, bo to trochę model promowania coraz nowszych modeli iPhone`ów dla biedaków, ponieważ mają kamerkę do robienia selfie i połączenie internetowe.

Tym niemniej nawet dla Duńczyków, wzrastające opłaty zaczynają być problemem. Właśnie ostanie wiadomości mówią o pomyśle na zniesienie opłaty – u nich nazywającej się PSO (Public Service Obligation) i będącej motorem sponsorowania potem wiatru i innej energii odnawialnej w FiT. Okazuje się, że jak wszędzie przewidywane opłaty (dopłaty) od klientów indywidualnych poszybowały wyżej niż początkowe plany (Niemcy maja podobnie) i w Danii wynoszą rocznie 7-8 mld koron (korona jest po ok. 0,6 PLN) i wzrosły co najmniej dwukrotnie wobec planu. Nowa propozycja (na razie koncepcyjna – tu nie ma jeszcze zmiany) to odejście od składnika PSO w rachunkach indywidualnych i przeniesienie kosztów … no właśnie tu zaczęła się dyskusja, bo wychodzi na to, że da się to zrobić jedynie w nowych podatkach. Ekonomia jest bezlitosna – jak zabierze się w jednym miejscu to zaraz w drugim widać tego skutek. Widać, że duński zakręt to tak naprawdę początek dyskusji- na ile wydajny jest dotychczasowy model finansowania rozwoju energetyki odnawialnej z kieszeni prywatnych klientów. Wydaje się, że doszedł już do ściany (klienci nie dadzą rady więcej płacić) i natychmiast trzeba wymyślić coś innego. Czekamy na twórcze podejście speców od marketingu i promocji i nową, fajną nazwę w podatkach, certyfikatach, opłatach międzynarodowych czy też specjalnych funduszach wsparcia. Bo na pewno „duński wiatr” nie umarł i nasz rodzimy węgiel nie będzie mógł powiedzieć „Dobranoc słodki książę ”. Reszta wciąż nie jest milczeniem, a walka o koncepcje i kształt europejskiej energetyki będzie toczyć się dalej.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *