Od niedawna na portalu kierunekenergetyka.pl cyklicznie pojawiają się materiały, w których na bieżąco komentuję wydarzenia w branży energetycznej. Zapraszam do lektury na portalu oraz u mnie na blogu.

Energetyczny przegląd tygodnia.

Przez ostatni tydzień (a właściwie dwa ostatnie) w energetyce nie wydarzyło się w sumie nic nowego, obserwowaliśmy jedynie kontynuację konkretnych tematów- polityki naciskania na węgiel, kolejnych problemów sektora odnawialnego ( a problemy z energetyką wiatrową to już można powiedzieć faza krytyczna) i zmiany managerskie w koncernach energetycznych – czyli dokładnie tak samo jak w poprzednich tygodniach – znak czasów, że w energetyce tydzień, dwa, miesiąc, a może nawet i pół roku zawsze oznacza to samo.

Wiatr już nie powieje ?

Modyfikacja ustawy „wiatrakowej” nabiera nie tylko tempa, ale staje się coraz bardziej realna co spędza sen z powiek wszystkim, którzy zainwestowali tam pieniądze lub też chcą w jakikolwiek sposób pracować z energetyką wiatrową. Zapisy, które dla odnawialnej branży są najbardziej kontrowersyjne czyli- minimalna odległość nowej instalacji z turbiną wiatrową od zabudowań mieszkalnych – 10 x wysokość, wyższe podatki od inwestycji oraz częstsze obowiązkowe przeglądy techniczne dla dopuszczenia do ruchu – cieszą przeciwników stawiania wiatraków, natomiast branże OZE wprawiają w nastrój iście pogrzebowy. Wieszczy się kres rozwoju tej branży w Polsce, możliwe procesy o wielomilionowe odszkodowania dla inwestycji planowanych i tych, które są już w realizacji ( z powodu zmiany warunków ekonomicznych) i wreszcie prognozowany problem z osiągnięciem przez Polskę europejskich celów udziału OZE w strukturze wytwarzania energii zgodnie z pakietem klimatycznym. Ta kwestia od razu została skomentowana przez Ministerstwo Energii jako zagrożenie hipotetyczne, ponieważ wg ME cele klimatyczne na 2020 osiągniemy „z rozpędu”. A jak będzie naprawdę? Proponowana ustawa, która wydaje się, że na pewno zostanie uchwalona, bo determinacja legislacyjna jest wielka, a jakiekolwiek poprawki konsekwentnie odrzucane, rzeczywiście może mieć istotny wpływ na energetykę wiatrową. Dzisiaj farmy to ok 5200 MW mocy zainstalowanej, a przyszłe prognozy mówiły o poziomie od 9 tys. MW (realistycznie) do 13 tys. MW (bardzo optymistycznie) w roku 2020. Czy teraz nowe inwestycje będą możliwe? Środowiska OZE mówią, że nie – poniżej dwa obrazki z prezentacji opracowania Instytutu Ochrony Środowiska (udostępnionej dla mnie przez PSEW).

Cichocki Z., Hajto M., Borzyszkowski J., Bidłasik M., Kuśmierz A., Gorczyński C. 2013. Analiza podstaw lokalizacji elektrowni wiatrowych w Polsce w aspekcie ich oddziaływania na środowisko. Sprawozdanie z realizacji zadania 10-OZ-BM-1430. IOŚ-PIB Warszawa (manuskrypt).
Cichocki Z., Hajto M., Borzyszkowski J., Bidłasik M., Kuśmierz A., Gorczyński C. 2013. Analiza podstaw lokalizacji elektrowni wiatrowych w Polsce w aspekcie ich oddziaływania na środowisko. Sprawozdanie z realizacji zadania 10-OZ-BM-1430. IOŚ-PIB Warszawa (manuskrypt).

Jeżeli powyższe analizy są prawdziwe i dokładne (a nie ma powodu, żeby w nie wątpić) to wydaje się, że 10x wysokość wiatraka jako ograniczenie lokalizacyjne co przekłada się na ok 1,5 do 2 km dla największych obecnie instalacji, które są zarazem najbardziej efektywne ekonomicznie, skutecznie morduje wszystkie nowe projekty. Przy tak małych możliwościach obszarowych dla inwestycji, naturalne jest zwiększenie kosztów i tak naprawdę zahamowanie potencjalnych mocy zainstalowanych pewnie do ok 6- 6,5 tys. MW max do 2020. Czy to z kolei wystarczy na „rozpęd” do wypełnienia celów OZE? Przypomnijmy te cele – jak zawsze 20% w Pakiecie Klimatycznym 20/20/20 (czyli dyrektywa 2009/28/EC) oznacza dla każdego kraju co innego i tak naprawdę dla Polski jest to 15,5% w udziale energii odnawialnej w całości zużycia energii pierwotnej i 19,3% w samej energii elektrycznej. Na dziś jesteśmy na poziomie około 13% (energia elektryczna) i musimy wdrapać się jeszcze o jak widać 6% co najłatwiej w planach przychodziło właśnie z wiatru- dziś struktura OZE w Polsce jest prosta – dominuje głownie wiatr i biomasa z dużym udziałem współspalania. Jeśli „wiatr nie powieje” to automatycznie przechodzimy w iluzoryczną ścieżkę rozwijania biogazowni (co naturalnie ma ograniczenia w polskiej strukturze rozdrobnionych gospodarstw) i w praktyce będzie musiało oznaczać konieczność odblokowania pełnego wsparcia dla biomasy w wielkich instalacjach i być może znów współspalania w energetycznych kotłach węglowych. Może więc i będzie jakiś rozpęd, ale jak widać z pewnym skrętem że i tak wyjdzie na węgiel tylko z drewnem.

Światowe informacje energetyczne – pomiędzy plotką, lobbingiem i półprawdą.

Współczesne informacje prasowe, w których czytamy tylko pierwsze zdanie, dają doskonałą możliwość przemycania chwytliwej informacji w pierwszym zdaniu (reszty przecież i tak już nikt nie czyta). Coraz trudniej jest odróżnić co jest realną informacją techniczną, co uwypukleniem tylko wybranego skrawka informacji, a co pogłoską lub plotką, a jak plotką to nie wiadomo czy całkowicie wyssaną z palca czy też mającą w sobie ziarnko prawdy. Dwie informacje z rynku światowego – potencjalne planowane opóźnienia w projektowaniu elektrowni jądrowej Hinkley Point w Wielkiej Brytanii oraz ograniczenia w energetyce węglowej w Chinach – i zadziwiające podobieństwo problemów tych krajów z naszym krajowym podwórkiem. Na początek Wielka Brytania i nowe inwestycje w energetykę jądrową. Problem Anglików jest bardzo podobny do naszego – konieczność przebudowy Energy mix i eliminację (dużej części) energetyki węglowej dla obniżenia emisji CO2 (a też i pytanie co robić ze starymi elektrowniami węglowymi które trzeba wycofać z eksploatacji, a ich moc odbudować – w jakiej technologii ?). I angielska koncepcja inwestycji w energetykę jądrową – a więc zeroemisyjną z punktu widzenia CO2 i sztandarowa inwestycja w Hinkley Point C, gdzie wybrany jest już reaktor EPR i konsorcjum inwestycyjne (EdF z wielkim udziałem chińskich firm i chińskiego kapitału nawet w strukturze własnościowej elektrowni). Jakby nie patrzeć – jak w lustrze te same problemy mamy Polsce – jaki Energy mix, jak finansować inwestycje i jaka będzie finalna decyzja co projektu jądrowego.

Mimo, różnic w realnym działaniu, Anglicy również mają szereg problemów w tych obszarach. Projekt się opóźnia, a ostatnio prasa (artykuł w Financial Times) obiegła wiadomość o ty, że sam EdF, a właściwie jego inżynierowie apelują wewnętrznie o kolejne przełożenie terminu inwestycji i przeprojektowanie reaktora w kierunku mniejszych mocy. Artykuł od razu został skomentowany i skontrowany przez EdF w oficjalnym komunikacie, w którym twierdzą, że absolutnie nic takiego nie ma miejsca i termin uruchomienia pierwszego reaktora (2025) ma zostać utrzymany. Na ile plotka ma akurat tutaj jakieś ziarno prawdy? Nie wiadomo, jednak moc dostępnych na rynku komercyjnych reaktorów Gen III + rzeczywiście jest zbyt duża. Mamy bowiem rzeczy ciężkie i wielkomocowe – powyżej 1000 MW, a w przypadku EPR nawet 1500 w jednym bloku, a więc i konieczność stałej produkcji w podstawie zapotrzebowania. Tymczasem współczesny system energetyczny (z uwagi na wkomponowanie OZE) coraz bardziej potrzebuje czegoś mniejszego i bardziej elastycznego, wiec nawet jeśli nie w Hinkley Point C to w przyszłości, jeśli mamy mówić o konkurencyjnych reaktorach jądrowych, będą musiały mieć jednak mniejszą moc i kompaktową budowę. A Anglicy będą mieć ten sam problem jak my – bo jeśli nie atom to trzeba reaktywować węgiel, a wtedy przekraczają europejski poziom zobowiązań klimatycznych , chyba że OZE będzie bardziej rozwinięte i z nowymi magazynami i zdobędzie większy udział w rynku. Inna alternatywa to rozmycie europejskich regulacji i ich zdezaktualizowanie. Jakby nie było inna strona UE, ale energetyczne problemy takie same.

Teraz na chwilę zajrzyjmy do Chin, gdzie pojawiają się informacje, że Chińczycy ograniczają energetykę węglową. Istotnie, kilkanaście projektów (z wielką dla nas na pierwszy rzut oka mocą – 20 GW) zostaje odłożonych na półkę. Z jednej strony spowolnienie gospodarcze zmniejsza też chiński głód na energię, wobec czego nowe elektrownie nie będą już tak szybko budowane, ale też i kolosalne zanieczyszczenia na chińskim rynku zaczynają być problemem. Chiny mocniej inwestują więc w OZE, ale przede wszystkim nowy przyrost mocy opierają o wielką ilość (ponad 26 w toku, 50 planowanych) nowych reaktorów jądrowych (tam nikt nie przejmuje się tym, że blok ma 1000 MW, a nawet 1500 MW – tam tak moc jest konieczna). Jak naprawdę jednak wygląda ta chińska energetyka węglowa – warto popatrzeć przez chiński efekt skali. Jest tam bowiem ok 1500 GW mocy zainstalowanej total (dla przypomnienia naszego miejsca w szeregu – my mamy 40 !), a w węglu jest tam 1000 GW. Patrząc na wyniki OZE 12% dziś i planowane 15% w 2020 nagle widzimy, że coś nam to przypomina – jakby nie atom to struktura procentowa zupełnie jak u nas. A więc i cos optymistycznego z tych wszystkich informacji – wszyscy mają takie same problemy, a nic tak nie cieszy, jak to, że innym też jest ciężko 🙂

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *