Przez kilka dni w wyszukiwarkach internetowych najczęściej wyszukiwanym krajem będzie Panama. Bynajmniej nie przez położenie geograficzne, historię, zjawiskową florę lub faunę czy też ciekawe zwyczaje kulturowe. Dziś na tapecie są „Panama Papers” – dokumenty pochodzące z firmy prawniczej o egzotycznej nazwie Mossack Fonseca. Oczywiście do wczoraj o Monseca nikt nie słyszał, jak tez nikt nie zaprzątał sobie głowy Panamą, a jak się okazuje, świadczy to tylko o naszej indolencji biznesowej , a także o karygodnym braku środków finansowych. Mossack Fonseca to jedno z większych biur prawniczych specjalizujących się w operacjach zakładania spółek w tzw. „rajach podatkowych” – miejscach, gdzie płaci się niewielkie podatki i ceni dyskrecję. Tam nikt nie pyta o szczegóły- kto jest właścicielem danej firmy i danego konta, a już na pewno takich informacji nie przekazuje się dalej.

Raje podatkowe.
Takich „organizujących biznes” firm są setki jak nie tysiące i jest to odpowiedź rynku na popyt, bo ilość interesów prowadzonych w rajach podatkowych stale rośnie i szacuje się, że liczy już kilkaset tysięcy. Oczywiście w 99,99% są to wirtualne biurka i wirtualne szyldy, a przy nowoczesnych środkach technicznych i dobrym IT można być więc „obywatelem świata” i zwinnie „zoptymalizować” swoje przychody i przepływy finansowe w praktyce redukując jakiekolwiek obciążenie do rodzimego budżetu do zera, jedynie zostawiając przyzwoitą prowizję do fasadowych spółek (i oczywiście do organizatorów biznesu jak Mossack). Możliwości dynamicznego rozwoju biznesu w takich krajach jak Wyspy Dziewicze, Jersey, Kajmany, Bahamy, Panama oraz innych wyspach i państewkach o egzotycznych nazwach i elastycznych skrytkach bankowych, dawno już odkryli najbardziej możni tego świata, politycy wszystkich opcji, którzy lubią egzotyczne biznesy i oczywiście większość firm i korporacji– i nic dziwnego w tym, że prym w tej kwestii wiodą najlepsze i najbardziej hi-techowe przedsiębiorstwa- podobno Google ma około 120 takich spółek.

Podatki nie są dla bogatych.
W tej kwestii można być bardziej lub mniej oburzonym lub bardziej lub mniej ironicznym, ale jedno jest pewne – świat nie jest uczciwy i nie jest „symetryczny”. Podczas gdy od „normalnych” ludzi oczekuje się rygorystycznego płacenia podatków i wielkich danin na państwo, a przepisy są coraz bardziej biurokratyczne i bezwzględne, to dla firm z pieniędzmi i dla ich bogatych właścicieli, nagle pojawia się wielka furtka „optymalizacji” podatkowych. Jeśli jest już z czego uszczknąć to nagle są i specjaliści i cały zestaw zgrabnych procedur i organizacji, pozwalających nie tylko zarobić (nie płacąc podatków), ale i zatrzeć dokładnie wszystkie ślady. Co istotne – wszystko przy udziale najlepszych zasobów świata prawniczego i sądowniczego, który z jednej strony prześciga się w interpretacji przepisów i nacisku na „słabych” obywateli, a z drugiej elastycznie i innowacyjnie nagina wszystkie paragrafy i chroni „tych silniejszych”. Uznawane jest to za rodzaj „pomysłowości biznesowej” i „optymalizacji podatkowej”, dzięki której większość bogatych osób nie płaci podatków (za pewną opłatą dla środowiska prawniczego znajdywane są furtki znoszące podatki) i staje się rezydentami podatkowymi innych państw. Idąc dalej, wiele firm teoretycznie „krajowych” nie ma nic wspólnego z danym krajem, bo w rejestrach figurują cypryjscy bądź inni egzotyczni właściciele, a dalej już nie wiadomo, bo to oczywiście głęboka, egzotyczna tajemnica. Strefa, moralnie oczywiście, co najmniej szara jak nie całkowicie brudna, ale prawniczo biała, w naturalny sposób łączy nie tylko środowiska biznesowe, ale i polityczne i oczywiście cały sektor kryminalny i pralnie brudnych pieniędzy, bo interes i mechanizmy biznesowe są tutaj zadziwiająco podobne.

Czy protesty mogą w czymś pomóc?
Ocenę moralną jak wiadomo należy pozostawić dla księdza, natomiast efekt wyborczy jest coraz bardziej widoczny. Jeśli w ujawnianych dokumentach widać premierów demokratycznych państw (Islandia, rodzina z Wlk. Brytanii), jeśli są tam królowie i władcy autorytarni i ich najbliżsi zausznicy (Arabia Saudyjska, Rosja, Syria, Ukraina i inni) to tylko potwierdzenie tego co podskórnie czują wyborcy. Jesteśmy globalnie oszukiwani przez polityków. Za fasadami twierdzeń o uczciwości i konieczności poświecenia się dla państwa, widać jedynie dążenie do napchania w jak najszybszym tempie kieszeni i to jeszcze oszczędzając na podatkach. I trudno się teraz dziwić ogólnoświatowej fali protestów- od polskich wyborców głosujących przeciwko partiokracji, po nawet takie poparcie dla nowych ruchów w USA. Ludzie nawet jeśli według wszystkich starych i nowych teorii są „tłumem”, „nieświadomą masą” i zbiorowiskiem idiotów wodzonych za nos przez reklamy to nawet oni, widzą niesłychaną rozbieżność pomiędzy oficjalną propagandą na poziomie „wciskania kitu”, a realnym postępowaniem elit. Widzą, protestują, a elity? Nic nie robią. Najgorsze w tym wszystkim jest nie to, że takie działania w ogóle mają miejsce, ale to, że wszystko się rozmywa, bo powiązania finansowo-prawniczo-rządowo-publiczne są zbyt silne. Zaraz też i afera „Panama Papers” ucichnie, pojawią się (już nawet są) oficjalne wypowiedzi, że owszem „spółkę założyłem, ale z niej nie korzystałem , oficjalne dochodzenia utkną w gąszczu biurokracji i braku dostępu do egzotycznych kont i środków na podróże do „raju”. Może ofiarą będzie jakiś pojedynczy islandzki premier, bo raczej nie zanosi się, żeby król Arabii miał problem. Podniosą się te prawnicze zastrzeżenia, że po pierwsze wszystkie dowody zostały użyte z naruszeniem prawa (bo na pewno na kartkach, mailach i dokumentach była klauzula, że są zastrzeżone), a tak naprawdę, że są to działania na wolnym rynku i nie można ich ograniczać i jeśli są kraje i mają „rajskie” przepisy to wszystko jest w porządku. Tymczasem… chyba niekoniecznie. I wcale nie patrzę na to z punktu widzenia uszczuplania budżetów państwa (i większych podatków dla obywateli), ale też i konkurencji biznesowych.

Lepsze warunki dla biznesu dla nieuczciwej konkurencji.
Firmy, które nie płacą podatków mają przecież w ten sposób lepsze możliwości biznesowe, a taki sam dostęp do rynku – to rodzaj handicapu jak w wyścigach konnych, tylko użytego w odwrotna stronę. Oryginalny handicap (które to słowo w potocznym języku polskim też odwróciło swoje znaczenie) wcale nie był korzystny – to lepszym koniom , czy też koniom z lżejszym dżokejem dodawano obciążenie żeby wyrównać szanse, tu „optymalizacje” podatkowe zmieniają sytuację, będąc „cypryjską” czy „kajmańską” spółka można wyciągnąć z rynku więcej mimo, że nie przestrzega się do końca reguł z wyścigu. Czy można wobec tego zrobić cokolwiek? A może właśnie w naszym kraju można zrobić pierwszy krok i odwrócić sytuację? Poniżej kilka sugestii działań, które wydają się sprawiedliwe… co nie oznacza, że równie sprawiedliwe wydawać się będą organom je wprowadzającym. Można np. wymagać jawnych rejestrów właścicielskich (nie tylko krajowe KRS – wymagania do wszystkich) i w przypadku nieujawnionych właścicieli z „rajów podatkowych” klasyfikować te spółki do osobnej grupy.
W przypadku korzystania z „rajów podatkowych” – a więc wykorzystywania transferu opodatkowania i zmniejszania przychodów państwa, wprowadzać też regulacje, które wykluczają te firmy z biznesu przez państwo sponsorowanego (a więc płaconego właśnie z tych naszych podatków).

Przykład pierwszy- brak możliwości uczestniczenia w przetargach publicznych (dlaczego nie płacąc podatków korzysta się z rynku publicznego finansowanego z podatków ?)

Przykład drugi: zakaz uczestniczenia w konkursach grantowych i jakichkolwiek innych formach dotacji publicznych (analogicznie).
Nie jestem naiwny by sądzić, że coś się istotnie zmieni, ale może zmieni się rozłożenie tych ciężarów (handicapu) – realnie w jeździectwie obciąża się konia ze zbyt lekkim jeźdźcem – po to żeby wyrównać szanse – może jeśli nie płacicie podatków to też nie golcie nas biznesowo.

Scenariusz na kolejny film.
W koincydencji do „Panama Papers” wczoraj w jednej ze stacji telewizyjnych pokazał się „Wilk z Wall Street” (nomen omen), z doskonałą rolą Leonarda di Caprio, oparty na realnych wspomnieniach amerykańskiego „przedsiębiorcy” Jordana Belforta. Film (i książka będącą kanwą scenariusza) podobno dokładnie odpowiada realiom rynków finansowych lat 90-tych – kokaina i inne wysoko-przetworzone produkty sektora farmaceutycznego, stosunki damsko-męskie bynajmniej nie w formie akceptowanej przez kółka różańcowe i wszechogarniający biznes – ale w formie całkowitego wciskania kitu, braku jakiegokolwiek budowania wartości, wymyślania jakiegokolwiek produktu – tylko naciąganie i tworzenie sztucznej wartości, która zamieniana była jednak na prawdziwe zadrukowane pieniądze. Belfort był kimś, kto dziś nazwany byłby agresywnym i niekonwencjonalnym inwestorem, oferującym swoim klientom produkty „wysokiego ryzyka o niecodziennej stopie zwrotu” – czyli normalnymi słowami- naciągaczem sprzedającym stare, rozwalające się budy i szopy oraz inne śmieciowe biznesy za miliony, za pomocą agresywnego marketingu i jeszcze bardziej agresywnego, nielegalnego pompowania akcji, szeroko posługując się zabronionymi lekko i zabronionymi całkowicie sztuczkami giełdowymi.

W realu (i częściowo w filmie) został w końcu osaczony przez dochodzenia i skazany, ale w więzieniu napisał o sobie książkę i mamy wszystko z pierwszej ręki. To były lata 90-te, a dziś na pewno jest tylko gorzej, bo po drodze mieliśmy wielu kolejnych wilków (jak piramida Madoffa), mniejszych wilczków i wielki kryzys z 2009 roku. Całość światowej gospodarki zmierza w kierunku mieszaniny absurdu, fikcji i groteski, gdzie jak przedstawiał jeden z maklerów z Wilka „…przecież nikt nie wie czy akcje pójdą w górę , w dół czy w bok – zresztą to nieważne – istotne jest tylko, aby wziąć prowizję”. Różnicą pomiędzy czasem Belforta, a obecnym jest to, że dziś milion dolarów to grosze na rynku finansowym i że jeszcze te finansowe prowizje, zamiast na konto w Szwajcarii należałoby zapakować do Panamy lub na Wyspy Dziewicze (aby nie płacić podatków) i natychmiast wydać na jeszcze lepszą kokainę i droższe dziewczyny. Jest jeszcze jedna istotna różnica – wówczas przynajmniej na końcu go złapali, a praktyki uznane zostały za nielegalne – dziś jeśli robi się to samo (a może jeśli fałszuje się np. testy silników samochodowych, by spełniały normy, które sami wprowadzaliśmy, aby klient zapłacił więcej) – to mamy lepszych prawników, którzy udowodniają, że tak naprawdę „nic się nie stało”, a wszystkie dowody zostały zdobyte w sposób nielegalny, a więc tak naprawdę to jeszcze chłopakom z Panamy należy się odszkodowanie.

Panama papers a energetyka.
Jeśli tak kręci się cały rynek finansowy, jeśli tak działają politycy, jeśli oficjalnie widzi się w papierach „rajskich spółek” dużą część elity politycznej i ekonomicznej spotkań w Davos – nic dziwnego, że mamy i wielki problem w energetyce. W końcu każdy biznes może być innowacyjny i w każdym można wszystko tak zaplątać, że zależeć będzie od prawnych kruczków i wahania cen akcji. Poniżej kilka punktów do zastanowienia:

  • Dlaczego obniżanie emisji CO2 w Zjednoczonej Europie ma ocalić świat przed efektem klimatycznym jeśli już za jej granicami już wolno emitować CO2 bez ograniczeń? dlaczego nie można produkować towarów w Europie z emisją substancji szkodliwych, ale można już te towary bez przeszkód kupować z chińskich fabryk (gdzie przeniesiona jest produkcja) i jednocześnie emisja substancji szkodliwych i CO2 jest wielokrotnie większa?

  • Jak do działań globalnych w celu zmniejszenia emisji CO2 ma się wynik, że przez przesunięcie industrializacji z Europy i USA do Azji emisja CO2 zwiększyła się globalnie 3 krotnie (porównania 1995 – 2015)?

  • Dlaczego działając w ramach wolnego rynku (system ETS) i liberalizacji handlu jednocześnie możemy arbitralnie podnieść cenę uprawnień emisyjnych za pomocą wycofywania pozwoleń z rynku (MSR od 2019)?

  • Czy mówienie o jakimkolwiek wolnym rynku w energetyce ma sens jeśli jednocześnie regulacyjnie możemy obciążać („końskim handicapem”) np. węgiel przez CO2, a wiatr przez limity odległościowe – każdy z ruchów prawnych praktycznie zmienia „stan gry”?

  • Jak do przepisów międzynarodowych, które tworzą europejski rynek energii (w tym także nowe ETS i przyszłe przepływy transgraniczne) ma się próba wyłączenia Nordstream 2? Regulacje trzeciego pakietu energetycznego dawałyby możliwość dostępu wszystkim uczestnikom rynku, a także właściciel infrastruktury nie może być jednocześnie sprzedawcą, ale Nordstream 2 to albo tylko rozbudowa pierwszego, albo inwestycja prywatna (wyłączona) albo ….czekam np. na interpretację… że ponieważ idzie pod wodą na pewnej głębokości to nie podlega ustawom „lądowym”

  • Jak zmieniają się ceny surowców i czy w tym jest jeszcze jakiś sens i zależność popyt-podaż czy też czysta gra spekulacyjna (parafrazując ceny mogą iść w górę albo w dół albo w bok …a i tak zapłaci klient)

  • Dlaczego zmieniamy cały rynek, a klient końcowy nie widzi realnych obniżek na swoich rachunkach?

  • I jeszcze milion nowych pytań pojawiających się każdego dnia. Ale w końcu my sami tworzymy nasz świat i za niego jesteśmy odpowiedzialni. Może więc wyciągnąć wreszcie kilka wniosków z „Panama papers” i z „Wilka z Wall Street”, zacząć trochę działać w „realnym świecie” i stawiać na „realny biznes”. Niestety obawiam się, że jest już nieco za późno …

    Zostaw komentarz:

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *