3 maja – super poważne święto flagi i Konstytucji – a dla większości … poważny problem jak wrócić z długiego weekendu. Już od dnia poprzedniego zacząłem się tym martwić  -siedząc zresztą w hotelowym waterparku – z uwagi na załamanie pogody ilość ludzi przekroczyła wszelkie normy branżowe i europejskie i po raz pierwszy w basenach było (technicznie) więcej człowieka niż wody….. Co za szczęście, że nie kończyłem studiów medycznych bo kąpiel wieczorna po kilku tysiącach ludzi od razu spowodowałaby analizy jakie wszystkie choroby mogą znaleźć się w jacuzzi i czy chlor na pewno wszystkie bakterie i wirusy zabija …. a do domu …227 km .. i polskie drogi …

227-160 …

Początek nie zapowiadał dużej tragedii, ale już po około 40 km się zaczęło …wąska droga z wielkimi drzewami po bokach i sznur samochodów jadących równym rytmem. Nie do końca zresztą równym, bo co chwile wyskakiwał zza pleców jakiś zwykle czarny „buraczany” SUV i z rykiem silnika wpychał się wyprzedzając na siłę i  agresję …nie tylko zresztą SUV-y , moją uwagę zwrócił dynamiczny czarny golf, który co chwile stawał (stacja benzynowa, siku, itp.), po czym znowu raz po raz wyprzedzał wszystkich powodując zwykle panikę i usilne miganie światłami samochodów z naprzeciwka. Na 160 kilometrze zobaczyłem go znowu …wszyscy musieliśmy zwolnic, bo stał już policyjny samochód i dojeżdżała laweta …tym razem ktoś nie zdążył wbić nogi w hamulec i elegancko wylądował mu na tyle – teraz rozmawiali sobie kulturalnie na poboczu machając rękoma..

160- 110 …

Zaczyna się zwykle niewinnie, jakaś porzucona koparka i lekko zryta ziemia na poboczu. Potem coraz więcej i więcej – aż wielkie hałdy ziemi i piasku i wokoło ścięte drzewa i rozjeżdżone koleiny …..polskie roboty drogowe …..w naszym kraju ….. zauważyliście, że zawsze podchodzi się do tego holistycznie – całościowo – nie żeby naprawić jakiś kawałek i przenieść się dalej, ale od razu kilkadziesiąt kilometrów, ciężki sprzęt jak na budowę autostrady Moskwa-Pekin, piasek, żwir, asfalciarki, wielkie kręgi betonu, rury metalowe i plastikowe i wszystko inne.  Z boku drogi zaczynają wyrastać dziwne konstrukcje, ni to wieża ni to barak , po miesiącach zaczyna przybierać postać mostów i wiaduktów obciętych po bokach z wystającymi kawałkami drutów do których dopiero po latach podprowadzi się nasyp i nową drogę …do tego … zawsze znikoma ilość pracowników (jak na 50 kilometrów bałaganu), gdzie niegdzie nieśmiało operator koparki leniwie przenosi trochę ziemi, a kilka innych osób obserwuje to z zainteresowaniem. Widziałem jak remontują drogi w USA – zawsze bardzo intensywnie, duża ilość ludzi na metr, małe odcinki, za  to najczęściej w nocy i bardzo szybko. Ale pewnie tam się nie znają …

110-90

Zmyliłem drogę bo zrobiło się jakoś pusto i swobodnie …..na szczęście moja żona tego nie zauważyła i GPS od razu złapał nową trasę. Teraz zaczynami mieć typowy problem z pogranicza automatyki – ”speed control”. Zwykle jadę przepisowo 90 bo i tak nie daje się inaczej, moja żona zaczyna się lekko kręcić okazując zniecierpliwienie, wreszcie po kilku minutach „dodaj trochę gazu bo nas rowery wyprzedzają…” . Posłusznie zwiększam prędkość i już około 103 km/h znowu wiercenie –„nie widać tej drogi do końca i ruch duży, nie tak prędko…” zwalniam do 90-ciu „zaraz furmankami nas dogonią” ..więc znowu do 100-tki – „uważaj jedziesz z dzieckiem…” , itd. …pewnie wszyscy tak maja …jak ja zazdroszczę w Ameryce jest prosto i można włączyć „cruise control” (choć pewnie też byłby niedobry…)

85

W podróży zawsze głodno. Na początek nieudana próba MCDonald – kilometrowe kolejki do ubikacji i jakieś 30 minut w oczekiwaniu na  zamówienie rzeczy, które wszystkie zawsze smakują tak samo. Trochę dalej – coś dziwnego i nie z tej ziemi  – polska knajpka – jedna Pani plus kucharka Pani Sabina z mała kuchenką gazową. Menu które wydaje się nie z tej epoki- 3,30 za schabowego (100g) (pyszny), świeże surówki i zupy …Cała rodzina 34,5 z piciem … są jeszcze magiczne i cudowne miejsca ,…obawiam się ze niedługo je jednak przerobią na KFC lub coś innego …

80-40

Coraz bliżej Warszawy, widać to po gęstniejącym ruchu i ..coraz większej ilość krzyży przy drogach, które przystrojone kwiatami, wieńcami, tabliczkami nagrobnymi i sztucznymi światełkami nadają podróży wymiar makabreski. Atmosfera gęstnieje, buraki się budzą , duże czarne SUV po kolei zaczynają spychać samochody z drogi na pasy dodatkowe, na których akurat stoją samochody przy lesie lub …które właśnie wyprzedza inny SUV. Za chwilę zupełny korek , prawdopodobnie jedna z kilkudziesięciu ofiar w ten weekend gdzieś z przodu – w ostatnim momencie uciekam w jakaś boczna drogę i ryzykując uszczypliwe uwagi mojej żony zaczynam przedzierać się na kompas pomijając uwagi GPS-a. I nagle po kilkunastu kilometrach wąskiej jak wstążka drożyny , częściowo lasu, piaszczystej dróżki (GPS wybiera teraz wszystko) …pojawia się napis Europa – Centrum !!!! – tak to jakiś Tuchin czy coś podobnego i centrum Europy. Warto było zobaczyć …

40-1

Coraz bliżej, ale musze być czujny jak ważka. Ostatni kawałek to szeroka dwupasmowa droga – jak okiem sięgnąć pola i laki , tylko czasami krowa lub niedzielny rowerzysta. Nieliczne domy gdzieś pod lasem, jak przejście lub skrzyżowanie to ze światłami na kilometr. I tu …..wszędzie ograniczenie prędkości 60 km/h i oczywiście ….zawsze patrol policyjny wyłapujący piratów drogowych. Nie sposób nie wpaść nawet jak się pamięta , bo po prostu sama noga naciska gaz, a ponad 60 to nawet traktory tu jeżdżą. Nic dziwnego, że żniwo jest bogate , zatrzymywani są wszyscy nietutejsi jak i gapowicze. Moja żona oczywiście zawsze „To tu jest 60 – ale ja nie wiedziałam. I co z tym zrobimy ?” – ja po takim tekście dostałbym 500 PLN i 12 punktów, ona „szerokiej drogi i proszę uważać” dlatego mimo 6-tej godziny uważnie rozglądam się dookoła. Zaczyna padać deszcz ze śniegiem , a w radiu mówią, że śnieg na Dolnym Śląsku. Inni maja gorzej …

0

Jestem , 227 kilometrów, ponad 6 godzin 30 minut. Spaliłem 15 litrów oleju napędowego i wyemitowałem ponad 31 kg CO2 do atmosfery. Jestem tak wykończony ….że koniecznie przydałoby się ze 2-3 dni wypoczynku …..

2 komentarze do “227 km w 6 i pół godziny – poweekendowy energetyczny powrót do domu …..”

  1. Nic dodac ani ujac. sam regularnie wracam co m-c do kraju(pracuje w RFN). tam jezdzi sie szybko ale nie chamsko. W kraju poraza wlasnie chamstwo mlodych kierowcow i buraczanych SUV’ ow.Roboty na A” w okolicach Swiecka jak opisane. Znikoma ilosc pracownikow bije w oczy na kazdej budowie jak i to, ze zazwyczaj kilku pracuje i wiekszosc- w danej chwili- stoi, patrzy, dyskutuje…jak to bedzie jak skonczy sie pieniadze z EU?
    Pozdrawiam

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *