Coraz wyraźniej, a wczoraj nawet bardzo jednoznacznie pojawiła się koncepcja powołania Ministerstwa Energetyki (a może i Paliw). Niektórzy mogą mieć nawet „deja vu” gdyż taka struktura istniała w latach 80-tych ubiegłego wieku.Naturalną chęcią wszystkich rządów jest, aby w jednym miejscu zgrupować wszystkie obszary takie jak energetyka, górnictwo, kwestie związane z gazem, aby możliwie sprawniej zarządzać tym obszarem gospodarki i rozwiązywać pojawiające się problemy.

Jeśli Ministerstwa Energetyki nie ma, w naturalny sposób zarządzanie sektorem jest rozproszone pomiędzy Ministerstwo Skarbu, Gospodarki i Ochrony Środowiska. W takim układzie decyzje to właściwie wypadkowa odpowiednich departamentów, które administrują częściowymi problemami. Pojawia się więc marzenie o zdecydowanym i charyzmatycznym Ministrze Energetyki, który w eleganckim garniturze (lub jak w latach 8o-tych w sektorowym mundurze) niczym, starożytny heros z widłami, posprząta, zdecyduje, wynegocjuje a na koniec zapewni tanią energie. Jak zawsze pomiędzy marzeniami a proza życia jest drobne ale …a właściwie nawet 3 poważne przeszkody …

Polityka energetyczna to już nie tylko energetyka, ale przede wszystkim polityka.

Decyzja- co należy zrobić z naszymi elektrowniami, a przede wszystkim górnikami nie jest wewnętrzną, sektorową odpowiedzią , a przede wszystkim wypadkowa unijnych regulacji. To Pakiet Klimatyczny, a zwłaszcza zapisane drobnym drukiem literalne zapisy i rozporządzenia będą decydowały czy możemy budować elektrownie węglowe czy nie i jakie poziomy energii odnawialnej będziemy produkować. Ministerstwo Energetyki, aby realnie działać musi więc dostać uprawnienia do decydowania o krajowej polityce energetycznej wobec Unii Europejskiej , a więc chronić nasze narodowe interesy wpadając może niekiedy w konflikt w trakcie unijnych negocjacji. O ile trudno zmienić już sam Pakiet Klimatyczny, to walka z MSR (Market Stabilization Reserve) i „ręcznym” sterowaniem cenami CO2, cykliczne protesty przeciwko zawyżonym celom dla energetyki odnawialnej, czy obrona węgla (przeciw dekarbonizacji) to naturalne cele każdego nowego potencjalnego Ministra. I wcale nie chodzi tu o brak poparcia OZE (to też musi być wzięte pod uwagę), ale o naturalną polską rację stanu, aby proces transformacji był w miarę do przyjęcia dla gospodarki i nie kończył się wyprowadzaniem naszych pieniędzy za granicę (dla kupna energii, urządzeń lub emisyjnych pozwoleń). To z kolei związane będzie z bardzo trudnymi negocjacjami, może nawet prowadzącymi do balansowania na granicy veta albo „opt out”. Z drugiej strony wątpię czy potencjalny rząd łatwo przekazałby tak potencjalne zapalne decyzje w inne ręce i przyjąłby łatwo potencjalnie bolesne, ciosy niezadowolonych z naszej energetycznej polityki, unijnych partnerów.

Energetyka i decyzje energetyczne, w najbliższych latach muszą być bolesne.

Jeśli rozważamy Ministerstwo Energetyki to trzeba także wydać zgodę na zdecydowaną energetyczna politykę. A wiec podjęcie prawdziwych decyzji – jak ma wyglądać polski „energy mix” do roku 2030 i w co inwestować (tu warto popatrzeć jak trudno idzie finalne opracowanie założeń na dzień dzisiejszy – przecież dokument „Polityka energetyczna Polski do roku 2030” miał pojawić się do końca ubiegłego roku). Decyzja dla potencjalnego Ministerstwa Energetyki jest łatwa – albo w jedną albo w drugą (mając tez jasne założenia z negocjacji w unijnym pakietem) – potwierdzenie budowy energetyki jądrowej (i problemy z kosztami, opinia publiczna, przetargiem, itp.) lub znaczne zwiększenie ilości gazu w wytwarzaniu (praktyczne podwojenie importu, rozbudowa sieci, negocjacja kontraktów, itp.). To oczywiście równolegle z dalszym – planowanym, a nie chaotycznie wprowadzanym w sejmowych ustawach, rozwojem energetyki odnawialnej. I jeśli to wszystko – to naturalna informacja o kosztach i skąd wziąć pieniądze i ile będzie kosztować energia dla użytkowników końcowych i przemysłu. To też bardzo bolesne rozwiązywanie problemów górnictwa kamiennego i to nie przez dotacje a brutalne ograniczanie kosztów i zmierzenie się z prawdziwa restrukturyzacją. Tak naprawdę narażenie się wszystkim, bo żadne z energetycznego i surowcowego lobby (górniczego, gazowego, jądrowego, odnawialnego, prosumenckiego czy tez bankowo-finansowego) nie będzie zadowolone, bo kompromis to zawsze najlepsze wyjście z zestawu złych rozwiązań. Decyzja łatwa w potencjalnym Ministerstwie (jeśli ma problemy rozwiązywać), problemy pewnie rządowe (tu trudniej o ich łatwe przyjęcie).

Energetyka na koniec, to ludzie i managerowie.

Rozwiązywanie problemów wiąże się z decentralizacją decyzji. Tu ważne jest nie tylko charyzmatyczne Ministerstwo, ale i charyzmatyczni szefowie energetycznych koncernów i spółek. „Moje ulubione motto Isaaka Newtona – Widzę więcej bo stoję na ramionach olbrzymów”, można odczytywać tak, iż wynik działania to suma decyzji, pracy i zaangażowania ludzi, którzy nam pomagają. Decyzja o utworzeniu Ministerstwa Energetyki to także wolna ręka dla energetycznych managerów, którzy pochodzą z energetyki lub górnictwa i sami będą podejmować indywidualne, ale nie zawsze miłe dla opinii publicznej, pracowników, a nawet dla samego Ministerstwa i Rządu decyzje. Łatwo powiedzieć, ale chyba jak pokazują fakty z ostatniego kilkunastolecia, trudniej zrobić, aby każdy potencjalny rząd i Ministerstwo zrezygnowało z „ręcznego” sterowania w dobieraniu Zarządów i dał wolną rękę w działaniach zarówno w tych miłych jak i tych niemiłych dla wyborczych sondaży czasach.

Pomysł z Ministerstwem jest więc kuszący, ale obfitujący w zestaw problemów. Jest to jednocześnie wspaniałe pole do popisu dla potencjalnego Ministra, który mógłby przejść do przyszłych podręczników historii. Pytanie tylko czy obok nominacji i powołania, wyposaży się taką postać w widły czy też w zwykły widelec oraz czy energetyczne problemy będą rozwiązywane czy tylko po prostu administrowane…

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *