Po niedawnym, kwietniowym wypadzie misji gospodarczej do Nigerii – Afryka zaczęła przebijać się na pierwsze strony gazet i to niekoniecznie informacjami politycznymi a gospodarczymi.  Co rusz trafia się na artykuł o potencjale i wskaźnikach – rzeczywiście na pierwszy rzut oka imponujących i o nowej roli Afryki w światowej gospodarce. Trochę przypomina to znany scenariusz, bo zaraz po lawinowym odzyskiwaniu niepodległości przez świeżo upieczone afrykańskie państwa w latach 60-ych ubiegłego wieku, też były takie prognozy i nawet niepokoje, że niedługo Europa i świąt zostanie zdominowana przez Czarny Ląd. O ile wcześniej nic nie robiliśmy gospodarczo (oddzielam tu wyraźnie interesy w Maghrebie i islamskich krajach północnej Afryki które bardziej mentalnie, kulturowo i gospodarczo trzeba łączyć z Bliskim Wschodem niż prawdziwą Afryką) – to teraz przynajmniej w gazetach widać przygotowania do skoku w czarnolądowe interesy. Zanim jednak się to zrobi, warto popatrzeć na historię (ich i naszą) i na mentalność. Czy jesteśmy w stanie przystosować się do pewnych zwyczajów i czy wreszcie nasze nowo – korporacyjne regulacje współgrają z rzeczywistością robienia w Afryce zyskownych interesów.

Mało kto zna prawdziwą historię Konga (a dokładniej Demokratycznej Republiki Konga), zwanego też jako Zair, a wcześniej jako Kongo Belgijskie – w końcu kluczowego państwa bo drugiego co do wielkości w Afryce. Jest to kraj prawie 8 razy większy od Polski. Obecnie żyje tam ok 70 mln mieszkańców. Historia spotkania klanowo – plemiennej struktury rdzennych mieszkańców z dobrodziejstwem białej cywilizacji i powstanie struktury biznesowej w Kongo to chyba jeden z przykładów najbrutalniejszej i okrutnej polityki w historii. Dokładne zbadanie tego kraju i przyłączenie w grono kolonii przypada Leopoldowi II – królowi Belgów – jednemu z najciemniejszych kart w światowej talii zbrodniarzy i tyranów. Leopold gnany imperialnymi zachciankami a też i niepochamowaną żądzą do zbytku , bogactw i erotycznych przyjemności (z których większość podpadałaby pod paragrafy ciężkich występków nawet w państwach uchodzących dziś za bardzo liberalne) sfinansował wyprawę badawczą Morgana Stanleya. To z kolei amerykański reporter który stał się wielkim odkrywcą – to on odnalazł m.in. zaginionego Livingstone. Zaraz potem na europejskiej konferencji poświęconej organizacji i przyszłości krajów afrykańskich (czytaj podziałowi łupów) – tereny obecnego DR Konga zostały wydzielone (1885) jako coś quasi-suwerennego, tzw. Wolne Państwo Kongo, pod przywództwem …. króla Leopolda II. W założeniu miało być to wolne państwo z wolnym dostępem misjonarzy, ówczesnych organizacji pomocowych ale i biznesmenów z różnych krajów. Mądre i kompetentne państwa europejskie za pomocą sprawnych i dobrotliwych urzędników miały pomagać biednym tubylcom w drodze do rozwoju cywilizacyjnego. Leopold II miał jednak zupełnie inną koncepcję i zrozumiał patronat bardzo dosłownie jako kompletnie prywatną własność (samego Leopolda nawet nie Belgów). Do roku 1908 (kiedy wreszcie przekazał Kongo pod władze rządu belgijskiego – a właściwie kazał sobie za to jeszcze słono zapłacić) doszło tam do jednych z najbardziej brutalnych zbrodni ludobójstwa. Wolne Państwo Kongo było bowiem jednym wielkim niewolniczym obozem pracy (cel – kauczuk i kość słoniowa) gdzie nieliczne dobrze odżywione i uzbrojone kolonialne siły militarno-porządkowe (zwane Force Publique) (miejscowi pod dowództwem kilku oficerów Leopolda ale zaopatrzeni w broń i wytrenowani) terroryzowały wszystkich którzy nie chcieli pracować dla chwały swojego suwerena i dla pokrycia jego kosztownych erotycznych zachcianek.  Zachowały się zdjęcia i dokumenty pokazujące jak pacyfikowano niepokorne wsie lub plemiona, które nie chciały ginąć w morderczej pracy więc zabijano ich od razu lub dla przykładu obcinano dłonie lub całe przedramiona. Wraz z rozwojem fotografii do prasy i opinii publicznej zaczęły trafiać szokujące wówczas i nawet dziś (pomimo późniejszych okrucieństw II wojny światowej) –  stosy pomordowanych mieszkańców, setki niepokornych niewolników z kikutami rąk i nóg i gładki porządek sił kolonialnych połączony z otwarciem nowej linii kolejowej i wielkiego magazynu – składu towarów w Antwerpii. Zastosowane reguły biznesowo-ekonomiczne były proste, handel praktycznie zmonopolizowany przez spółki, kontrolowane przez Leopolda i wysokie kontyngenty comiesięcznych dostaw kauczuku oraz bardzo niskie płace kadry urzędniczej czy kogokolwiek kto przyjechał z Europy, ale za to premie od zysku – co dalej brutalizowało podejście do miejscowych i zwiększało terror. Pod koniec doszło do tego, że kontyngenty kauczuku mogły być częściowo powiązane z dostawą odciętych dłoni (jako dowód odpowiedniego nacisku na pracowników) – istnieją zdjęcia Force Publique znoszących kosze odciętych dłoni i urzędników skrzętnie zapisujących to w rozliczeniach. Rządy Leopolda trwały jedynie 23 lata , jednak wystarczyło to, aby ówczesna populacja obniżyła się o (różne źródła) 5 do 10 milionów ( a przed przybyciem Stanleya na tych terenach mieszkało ogółem góra 15-20 milionów). Pokazuje to skalę potworności i zbrodni , proporcjonalnie przewyższających w ofiarach nawet niezadługo potem okrutności europejskich wojen, ale też i odwrotnie proporcjonalne egzystujące w świadomości ówczesnych i obecnych rozwiniętych społeczeństw. Leopold II doczekał się ulic, bulwarów , skwerów, pomników a nawet odmian Łuków Triumfalnych , a dziś często adresując listy czy przesyłki nikt nie zdaje sobie sprawy z tego,  zże używa synonimu zbrodniarza i mordercy.

Kolejna historia DR Konga wcale nie jest pasmem szczęśliwości, a nawet nie można znaleźć kawałka normalnych rządów.  Po latach Konga Belgijskiego (standard kolonialny) nastąpiła triumfalna niepodległość i zaledwie rok później inspirowany przez amerykańskie i belgijskie tajne służby zamach stanu i zabójstwo demokratycznie wybranego pierwszego prezydenta –  Lumumby. Potem dalszy ciąg wojny domowej i słynna secesja Katangi (najbogatszej prowincji). Pojawiły się też polskie wątki bo ze znanych Polaków mieszał tam Jan Zumbach słynny pilot Dywizjonu 303, który zaplątał się jako najemnik do Afryki i organizował secesyjne lotnictwo zwykle w postaci przerobionych komercyjnych awionetek lub cywilnych samolotów z zamontowanymi karabinami maszynowymi i wyrzutniami rakiet. Następnie rządy Mobutu Sese Seko i ciągła kradzież dolarów z państwowego sejfu aż do czasów najnowszych rebelia Kabili, jego zabójstwo, coś co dźwięcznie nazywa się II afrykańska wojna światowa i największa liczba ofiar konfliktu od czasu znanej nam tej dużej II wojny światowej (znów w gazetach raczej się o tym nie pisze). Obecnie chwiejne rządy syna Kabili też Kabili i oczywiście partyzantka i mordowanie z każdej strony w niedostępnych częściach dżungli i zwyczajowe przesyłanie państwowych pieniędzy na prywatne konta i wielkie łapówki za koncesje wydobywcze i jakakolwiek działalność gospodarczą. DR Kongo nie jest jakimś wyjątkiem, to może tylko takie „oko cyklonu” wszystkich afrykańskich procesów (i w końcu też inspiracja i miejsce dla słynnej powieści Conrada „Jądro ciemności”).  O Nigerii – naszym nowym partnerze gospodarczym, dałoby się napisać też cała stronę. O słynnej secesji Biafry – najbogatsza nigeryjska prowincja oraz znów o Janku Zumbachu, który tam też organizował samoloty i latał strzelając z awionetek jako szumnie zwany dowódca lotnictwa biafryjskiego. I też to samo jak zwykle – kilkanaście milionów ofiar, konta rządowe za granicą i największe na świecie slumsy, które są właśnie w Lagos (obecnie nr jeden w statystykach ludzi w ubogich dzielnicach i najmniejszej ilości policjantów i nauczycieli na mieszkańca).

 

Można co prawda powiedzieć że Afryka się zmienia. Wskaźniki gospodarcze rosną. Światowa zachłanność na surowce, a nawet dokładniej coroczny wzrost chińskiej gospodarki pcha ceny złóż mineralnych i metali rzadkich, których w Afryce pełno, co w ostatniej dekadzie daje więcej pieniędzy i lawinowe zagraniczne inwestycje.  Ilość mieszkańców rośnie, nawet nie w tempie liniowym a bardziej ekspotencjalnym co spowodowało że populacja Afryki od lat 50-tych wzrosła ponad 5 razy (ile dziś nawet już nie wiadomo) i w większości krajów ponad połowa to ludzie młodzi poniżej 25 roku życia. Według statystyk i książkowych wzorów ekonomii oczywiście idealne miejsce do biznesu bo z jednej strony bogactwa i pieniądze na inwestycje, z drugiej właściwie wszystko potrzebne – elektrownie, drogi, kolej, samochody, komórki, nafta i alkohol.

Nie jestem jednak pewien czy istnieje „fit biznesowy” pomiędzy naszymi korporacjami, a tym atrakcyjnym rynkiem. Wielkie polskie korporacje to w większości spółki pół-państwowe , z państwowymi procedurami i coraz silniejsza europejska biurokracja i formalizm. Tak zmienia się polska gospodarka bo współpracuje głownie z Unią i takich procedur wymaga. Tymczasem optymalny biznes w Afryce to wcale nie idealistyczne podejście i magiczna ręka „wolnego rynku” a dość brutalne reguły nie tak strasznie dalekie od czasów Leopolda. Zasada jest prosta – minimalizacja ryzyka a maksymalizacja zysku, odpowiedzialność (w przypadku wielkich światowych koncernów) ceduje się na lokalne spółki (płacone od zysku – bardzo to przypomina zasady z przed wieku). Oczywiście wszędzie jest korporacyjna etyka, ale trzeba nagle iść na jakieś kompromisy, drobne i większe prezenty dla zmieniających się władz i czasami nie być już tak do końca etyczny i patrzeć jak u nas na reguły BHP, związki zawodowe, płacę minimalną i tereny Natura 2000. Trzeba pozbyć się iluzji i części korporacyjnych biurokratycznych standardów…. albo pozbyć się iluzji, że osiągnie się realne zyski. Wiem też z realnej praktyki jak to wygląda – rozmawiałem z kilkoma przedstawicielami naprawdę dużych korporacji o projektach właśnie w Nigerii i jak pytałem się o takie problemy to słyszałem, że „są tam lokalne spółki i one umieją to załatwić”.  Warto się zastanowić czy mu umiemy takie spółki organizować i czy naprawdę chcemy to robić. Mimo wszystko cieszę się, że nie mamy tradycji kolonialnych i w naszej historii kontaktów nie ma Leopolda II , a jest tylko Staś Tarkowski, no może kontrowersyjny Janek Zumbach i nieudana inwestycja KGHM w kopalnie w Zairze (właśnie DR Konga) w latach jeszcze 90-tych.  Dlatego jeśli słyszę o wielkich polskich inwestycjach w Afryce – to proszę o działanie prywatny kapitał a nie o inwestycje za (też i moje) pieniądze z podatków ….. bo wiem gdzie one na końcu wylądują.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *