W piątkowym CIRE ( 18.05.2014)  zobaczyłem swoje nazwisko w poście zatytułowanym „Greenpeace polemizuje z prof. Świrskim”. Cieszę się, że przynajmniej jest dyskusja bo każda wymiana poglądów, zachęca do przeczytania większej ilości materiałów i do bardziej merytorycznego, a mniej do ideologicznego podejścia.

Moim zamierzeniem nie jest teraz kolejna seria polemicznych dyskusji. Tym bardziej że im mocniej zagłębiałem się we wzmiankowany tekst – a przeczytałem go naprawdę starannie , nie za bardzo dostrzegłem polemikę, a raczej zgodzenie się z wieloma argumentami. Chciałbym, jak zawsze, w tabelce zestawić kilka kolejnych komentarzy i odnośników do opracowań – jeśli już o czymś dyskutujemy to wyczerpująco i miejmy coś na podkładkę. Zawsze zachęcam studentów kierunków energetycznych i ekonomicznych , w przyszłości w końcu najważniejszych osób zmieniających ten polski sektor,  do sięgania po  materiały techniczne i próbę rozwiazywania problemu i nigdy nie uleganiu naciskom (z żadnej ze stron). Będzie długo – ale prosto i jednym zdaniem to udaje się tylko politykom.

 

Problem 1 – czy energetyka prosumencka powoduje spadek kosztów budowy infrastruktury sieciowej

Tak idą niektóre argumenty – jeśli cena nie jest konkurencyjna (prosumencka) to przynajmniej zaoszczędzimy na rozbudowie sieci elektroenergetycznej. Nie do końca się z tym zgodzę bo po pierwsze mówimy o nowych prosumentach na terenach zamieszkałych (mają już sieć dystrybucyjną doprowadzoną – mało kto się chyba zgodzi żeby nie podłączyć go do zakładu energetycznego a stawiać tylko na swoje panele J). Każde wprowadzanie nowych źródeł wytwórczych to też koszt rozbudowy sieci, a wprowadzanie nowej zielonej energetyki to koszt nawet większy niż dotychczasowy. Korzystać z ekspertów to nie grzech, a ponieważ lepiej czuje się po stronie wytwórców to pomogę sobie ekspertami i to z dobrej półki bo ulubionym i często cytowanym przez Greenpeace, Uniwersytetem ze Stuttgartu (Institut für Energiewirtschaft und Rationelle Energieanwendung) – więc z żaden sposób nie związanymi z weglem czy atomem. Na ich stronach jest wiele opracowań do pobrania i warto jest wiec czytać.

http://www.ier.uni-stuttgart.de/publikationen/online/onpub_vortraege.html  i prezentacje Alfreda Voss : „Energiewende quo vadis ?“ – po niemiecku albo jak ktoś woli, to po angielsku „The System Effects and Electricity Market Impacts of the Energiewende Policy in Germany” – w pierwszej slajd 19 (koszty dodatkowe związane z rozbudową sieci dystrybucyjnej i bilansowaniem systemu z uwagi na OZE w porównaniu do elektrowni klasycznych, czy slajdy 6-10 w drugiej). Prawda niestety (techniczna) jest bolesna – nowa energetyka kosztuje (i to dużo) też w konieczności rozbudowy sieci – i to jest w tej chwili jeden z największych problemów dalszego rozwoju Energiewende w Niemczech. Warto prześledzić ile nowych km sieci należy zbudować aby zaabsorbować zieloną energię (i to nie tylko w sieciach wysokiego napięcia ale i lokalnych – dla prosumenta).  Nie zagłębiając się już w dodatkowe trudności (pv to prąd stały – trzeba odpowiednio łączyć do sieci) i potem jeszcze sterować tymi milionami w założeniu drobnych wytwórców (nierozwiązane do końca na dziś) – chyba jednak nie zaoszczędzimy a będziemy musieli dołożyć.

Problem 2 – rozwój smart meteringu (bo przecież to wiąże się z 1 i prosumentem także)

Polska nie wspiera inicjatywy inteligentnych liczników i możliwości wykorzystania nowych technologii „smart grid” w energetyce tak efektywnie jak powinna – rzeczywiście warto podyskutować. Literalnie państwa europejskie zobowiązane są Dyrektywą 2009/72/WE do instalacji 80 % inteligentnych liczników do roku 2020.  Cel jest ambitny, ale także niemożliwy już do zrealizowania – czym nie powinniśmy się do końca przejmować , bo Niemcy oficjalnie też przyznały się, że go nie zrealizują. Liczenie liczników (i te 80 %) jest też absurdalne z punktu widzenia technicznego (i tu warto chyba protestować nie tylko ze strony „brudnej” jak i „czystej” energii). Niezależnie co się popiera – warto jest robić coś dobrze i z sensem – a wiec powinniśmy wymieniać liczniki „od góry: – tzn. od odbiorców zużywających najwięcej energii , a nie wszystkich po kolei. W warunkach polskich gdzie ok 17 % konsumentów zużywa rocznie poniżej 500 kWh , pakowanie mu inteligentnego licznika mija się z jakimkolwiek celem, no może chyba że jesteśmy producentem liczników i zgarniemy po ok 450 zł za sztukę (oficjalne szacunki) i może spółka dystrybucyjna, która ten koszt (i potem marżę) doliczy nam do rachunku. Niemcy zresztą tak postanowili – do 2020 maja być wymienione liczniki u odbiorców zużywających ponad 3 000 kWh rocznie i warto by to pewnie skopiować bez zastanowienia. Dla pełniejszego obrazu należy pamiętać, o przedstawionym stanowisku na stronach MG, że wdrożenie inteligentnego opomiarowania będzie korzystne dla Polski i ekonomicznie uzasadnione („Analiza w zakresie ekonomicznej oceny zasadności wprowadzenia inteligentnych form pomiaru zużycia energii elektrycznej w Polsce” zrobione w 2012 , to opracowanie można znaleźć np. tu: http://www.mg.gov.pl/Bezpieczenstwo+gospodarcze/Energetyka/Inteligentne+sieci

Warto przeczytać bo wyliczenia zysków naprawde karkołomne i jeśli z całym sercem popiera sie inicjatywę smart gridu w postaci Dyrektywy EU 2009/72/WE a nawet apeluje o więcej to proszę się przygotować na ataki oponentów, którzy całą tą konstrukcje, jak domek z kart, są w stanie dość groźnie zaatakować.

 

Problem 3 – czy prosument dostaje 16 groszy za kWh to mało w porównaniu do cen dla wielkich korporacji (elektrowni)

Proszę zawsze śledzić strukturę cen. Składnik za energię elektryczną zużytą, a więc wyprodukowaną i składnik za dystrybucję, czyli dostarczenie energii do użytkownika. Porównanie zawsze powinno dotyczyć „apples to apples”.  Aktualne taryfy na dzień dzisiejszy dla RWE (bo dla Warszawy) można obejrzeć np. tu http://www.rwe.pl/web/cms/pl/1070432/start/oferta-rwe/dla-domu/kalkulator-produktowy/kalkulator-taryfy-najprostsza-dla-ciebie/ Tu cały zestaw obliczeniowy, można prześledzić każdy składnik, ceny z VAT-em,  a dla innych korporacji energetycznych na ich stronach handlowych. Przypominam, że możemy zawsze zmienić dostawę – ale tylko ten składnik za zużytą rzeczywiście energię, można też zmieniać taryfę dwustrefową – zależna od godzin kiedy zużywamy energię.  Postument produkując na własne potrzeby – teoretycznie oszczędza dużo – nie musi płacić około 55-60 gr za kWh. Problemem jest czy rzeczywiście produkcja z małego prosumenckiego źródła jest tania. Na dzień dzisiejszy nie za bardzo, zwróci się za 20 lat (jeśli).  Jeśli zaś sprzedaje nadwyżki energii do sieci, dostaje tylko za samą energie – 16 gr /kWh (co oczywiście nie za wiele mu daje – jego koszt produkcji jest wysoki – prawie jak 60 gr, sprzeda tylko minimalne nadwyżki jak nie używa samemu).  Ale elektrownia dostaje tylko cenę z rynku hurtowego – średnia z 2013 to 181 zł/MWH czyli 18gr/kWh.  Węgiel wiec musi sobie poradzić sam J a cenę ma podobną. Obawiam się, że problem nie w tych 80% ale generalny – na dziś prosument (kosztowo) nie jest konkurencyjny do wielkich elektrowni – pytanie (odwieczne) – kiedy będzie i czy pomagać mu teraz (dopłacając) czy też poczekać naturalnie (podobno są coraz lepsze i tańsze technologie) kiedy sam z siebie wyprze produkcję z wielkich koncernów.

Problem 4 – czy marże spółek obrotowych, sprzedających energię, są wysokie ?

Spółki obrotowe kupują energię na rynku hurtowym (średnia 181 zł/MWh) i potem sprzedając ją nam – pakują na fakturze 25 groszy za kWh (netto). Teoretycznie marża wysoka. Tak jest obecnie i jak widać, spółki wcale nie są skore do konkurencji i propozycji obniżania naszych rachunków – wiec taki wolny rynek nie za bardzo działa. Na usprawiedliwienie dwa czynniki do rozważenia – dodatkowe koszty (dopłaty do energii odnawialnej) i taryfy dla odbiorców indywidualnych. W koszcie dla nas poza energią z rynku (brudne elektrownie) muszą się bowiem znaleźć też i dopłaty do energii odnawialnej (wiatr , woda i to nieszczęsne drewno -biomasa we współspalaniu) bo sprzedawcy energii muszą dokupić certyfikaty pochodzenia (świadectwa produkcji energii zielonej) – co kosztuje dodatkowo (do każdego MW) – ok 182 PLN/MWh (na dziś). Energia zielona jest wiec dwa razy droższa (dla hurtownika , spółki obrotowej), a musi on jej mieć około 10 % dzisiaj.  Daje to dodatkowe obciążenie do kosztu energii elektrycznej – oceniane na pewnie 2 następne grosze za kWh. Im więcej będziemy do OZE dopłacali to bynajmniej nie z budżetu państwa, a z naszych portfeli bo spółki obrotowe zaraz sobie to do kosztów doliczą.  Spółki dają sobie wiec margines na przyszły wzrost cen i na droższe OZE … no i oczywiście też na swoje tłuste zyski (dziś).  Bardziej istotna, z punktu widzenia konkurencyjności ofert, jest tzw. taryfikacja. Ceny dla odbiorców indywidualnych podlegają zatwierdzeniu przez Urząd Regulacji Energetyki. Jest więc „urzędowa smycz” na podnoszenie cen.  Blokuje ona możliwość nagłego podniesienia ceny za energię (gdyby nagle zdrożała ona na rynku hurtowym np. z powodu jej braku – może wiec tak się stanie w 2016). Na dziś spółki korzystają z relatywnie taniej energii, która jest tania bo nie budujemy nowych elektrowni i utrzymują stare taryfy (twierdząc słusznie że nie podnoszą cen – a więc wszystko w porządku). Z drugiej strony wcale ich też nie obniżają, no bo po co kiedy nie ma realnej konkurencji. Z kolej jeśli energia (cena produkcji) mocno zdrożeje (np. ponad 250 zł/MWh) – na rynku będzie płacz, że taryfa URE dalej blokuje cenę dla nas, a spółki będą ponosić straty, więc prośba żeby jak najszybciej podnieść ceny na fakturach. Mechanizm jest nie do ruszenia (zawsze my płacimy) – no chyba że rzeczywiście energetyka producencka stanieje i będziemy mogli produkować na swoje potrzeby taniej niż kupować od dystrybutora (znowu nie teraz ale może kiedyś w przyszłości to się ziści)

Problem 5 – dlaczego zwroty z inwestycji w prosumenta (i OZE) są takie długie ?

19 lat – tyle pokazuje się obecnie w analizach przychylnych dla systemów rozproszonych i lobbujących za podniesieniem cen w ustawie o OZE (lub jakimkolwiek rozszerzeniem systemów wsparcia – dotacje ? kredyty umarzane na zakup urządzeń ?).   Nawet jeśli te analizy są przesadzone i inwestycje zwracają się po latach 12 czy 15-tu to i tak za dużo dla zwykłego śmiertelnika – nikt z nas nie będzie inwestował. Ale z drugiej strony – klasyczna energetyka – węgiel – musi sobie poradzić z 30-to letnim okresem zwrotu z inwestycji. Na tak długo liczone są wskaźniki ekonomiczne, na gazowe nieco krócej, ale nigdy mniej niż 15 lat, a jądrowa energetyka to już 40 lat i dłużej.  Pytanie raczej można odwrócić – dlaczego generacja z OZE prosumenckiej (praktycznie fotowoltaiki) jest dziś taka droga?  Przecież jeśli miałyby się utrzymać trendy jak w wielu pro-prosumenckich opracowaniach i ceny paneli spadać kilka razy w roku – to za chwile taka energetyka obroni się sama. Jeśli koszt efektywny produkcji spadnie naprawdę poniżej 45- 50 gr/kWh to przecież przydomową elektrownię będzie budował każdy bez żadnych dotacji. Ale na to jakoś się nie zanosi na dziś …. może jutro.

 

Podsumowując, dyskutować zawsze warto. Jeszcze bardziej warto czytać materiały i opracowania i próbować zmieniać świat , ze zrozumieniem.

Jeden komentarz do “Wywołany do tablicy przez Greenpeace ….”

  1. Ma Pan „rozdartą duszę”, jak widać z powyższej treści, bo na co by w energetyce nie spojrzeć, „capem trąca”. Można jednak zawsze liczyć na mnie, ile będzie Panu potrzeba, tyle absolutnie czystej energii elektrycznej Panu dostarczymy, i to bez udziału topornego, czy super wypasionego
    (lobbyści ścierają ministerialne korytarze) licznika, w zamian za stałe opłaty miesięczne, co przeliczając na 1KWh wyniesie 6 groszy, a jak się Pan będzie mocnoooooo ……targował, to i za 3 grosze w ofercie promocyjnej. A wtedy to pewnikiem i Azor, będzie miał ogrzewaną budę, żyjąc, na wzór naszych polityków, jak panisko.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *