To było chyba w czasach liceum , kiedy szybko wyleczyłem się z iluzji wspólnych działań i protestów. Nadchodził czas jakiejś podsumowującej klasówki z historii , a ponieważ nauczycielka nie pojawiła się na poprzedniej lekcji, więc szybko powstała koncepcja, że nie będziemy pisali zapowiedzianego testu – no bo nie mieliśmy potwierdzenia.  Na początek zabawa i chęć buntu, utwierdzany przez opór kilku zdeterminowanych osób , które nie nauczyły się niczego i coraz bardziej podsycały w nas słuszny protest i wreszcie wspólna deklaracja wszystkich …. że dziś nie piszemy.  Było mi właściwie wszystko jedno, bo historie lubiłem i się nauczyłem, ale jedną z najbardziej zagorzałych przeciwniczek testu była śliczna niewysoka dziewczyna o ciemnych włosach i leciutko skośnych oczach, siedząca zwykle kilka ławek za mną , więc zacząłem popierać solidarność klasową całym sercem.  Potem było już jak zwykle. Nauczycielka pojawiła się zgodnie z planem i rozdała testy. Nie zważając na protesty, głośne pomruki niezadowolenia i nasze zacięte twarze, zastosowała profesjonalne podejście obiecując łagodne i hojne w dobrych ocenach traktowanie tych co napiszą i obowiązkowe surowe kary dla tych co się solidaryzują.  Pomimo tego postanowiliśmy walczyć. Nasze kartki pozostawały czyste, a my w milczeniu trwaliśmy w słusznym oporze, rozglądając się od czasu do czasu po sali. Pierwsze oczywiście pękły klasowe kujony i współpracownicy nauczycielki, poprzednio zastraszone na przerwie, a teraz zaczęli w milczeniu wypełniać kolejne kolumny testu. Nauczycielka umiejętnie powtórzyła groźby i przypomniała o  zbliżającym się końcu semestru i nadchodzącym spotkaniu z rodzicami. Wtedy poddali się niektórzy z liderów – silne klasowe osobowości, ale jak to zwykle bywa, mające problemy ocenami, zwykle desperacko broniące się przed pozostawieniem na kolejny rok w tej samej klasie. Na koniec trzymał się już tylko nasz ostatni rząd ławek. Mieszając oburzenie z wściekłością na tych co się nie solidaryzowali do końca, nie poddawaliśmy się. Spojrzałem z nadzieją do tyłu w kierunku ślicznej dziewczyny z ostatniej ławki ….. i stało się …. jej ciemna główka też była pochylona nad kartką, a długopis odhaczał kolejne polecenia. Poza balonem z klasówki, doświadczenie z testem z historii wyleczyło mnie dodatkowo z iluzji wspólnej solidarności , jak również definitywnie ze słabości do ciemnowłosych dziewcząt o kocich oczach.

Dziś walczymy o solidarność energetyczną. Tu na pewno słuszność jest po naszej stronie … ale solidarne działanie, wspólne zakupy gazu i wzajemna pomoc są niemożliwe do zrealizowania. Europejskie państwa, pomimo że zgromadzone w tej samej klasie to mają zupełnie sprzeczne energetyczne interesy, a ich wewnętrzne korporacje i firmy wcale nie muszą zyskiwać i wcale im na tym nie zależy, żeby energia i paliwa były tanie i konkurencyjnie dostępne. Przez ostatnie lata doprowadziliśmy europejski system do dziwacznej konglomeracji koncernów i małych firm poplątanych wspólnymi interesami z dostawcami (właśnie z Rosją). Dokładając nierealistyczne i całkowicie arbitralne reguły Pakietów Klimatycznych i kolejnych europejskich dyrektyw – cały rynek nie ma nic wspólnego w wolnym rynkiem, ekonomią , a już na pewno europejską solidarnością. Wcale nie zarabia się na konkurencji , a przeciwnie premiowane są państwa na podstawie politycznych układów i koneksji, cena nie zależy od kosztów dostaw, ale od możliwości uzależnienia od jednego dostawcy i braku własnych zasobów. Firmy handlujące najwięcej zarabiają na nieprzejrzystości rynku, zmiennych formułach cenowych i kolejnych wersjach kontraktów gdzie najważniejsze są ustalenia pod stołem lub w aneksach które nie pokazywane są w świetle dziennym.

Efekt łatwy do przewidzenia. Całym sercem popieram pomysł wspólnych zakupów, solidarności i wspólnej polityki. Musimy sobie jednak uświadomić, że takiej wspólnej polityki nie ma. Interesy są rozbieżne , małe europejskie (Cypr) jako pierwsze zawetują, a duzi gracze (Wlk. Brytania, Niemcy, Francja) mają zupełnie coś innego do ugrania. Wszyscy pokiwają głowa, poprą w wypowiedziach, wprowadzą może jakieś małe modyfikacje, ale będą robić swoje. Tak naprawdę – a widać to w informacjach i przekazach telewizyjnych, w całej europejskiej polityce chodzi o to, żeby jak najszybciej przejść nad wszystkim do porządku dziennego. Strzelaniny na Ukrainie nie zajmują już pasków wiadomości, wiadomo że się tam biją (jak od kilku lat w Syrii) i za chwile nikogo w Europie to nie będzie obchodzić. Nawet newsy że wojska ukraińskie strzelają do rosyjskich śmigłowców nadlatujących znad Krymu …. dziś nie przebijają się do głównych newsów  zajętych komentowaniem emocji w ostatnich minutach meczu i dogrywce finału Ligi Mistrzów.  Wybory na Ukrainie faktem – teraz każdy europejski kraj tak naprawdę modli się niech postawią jakikolwiek (teraz już łatwiej wybrany) rząd , dogadają się (znaczy ulegną) z Rosją i niech dalej wróci spokój i europejskie zadowolenie. Tym bardziej, że za chwilę wakacje i trzeba z rodziną wyjechać do Grecji lub Turcji na zasłużone wakacje. Tak naprawdę nawet u nas solidarność energetyczna schodzi z planu, bo przecież europejskie wybory już za nami i remis ze wskazaniem niczego nie zmienia.

A tymczasem na horyzoncie … dalej będą zbierać się ciemne chmury, a żaden z problemów nie rozwiąże się sam, a doświadczenia z historii (niekoniecznie z klasówki) mówią, że jak ktoś zacznie połykać inne państwa to zwykle nie zatrzymuje się w pół drogi. Raczej nie oczekiwałbym że doświadczeni żołnierze w nieoznakowanych mundurach, po sukcesach z Krymu i obecnym oporze w okolicach Doniecka, nie będą chcieli wybrać się gdzie indziej za roku czy dwa.  Polska zaś, nie może liczyć na solidarność europejską a jednocześnie wchodzi w najbardziej trudny geopolitycznie okres pewnie od ostatnich 50 lat. Warto to sobie uświadomić i nie liczyć że wszystko się ułoży jeśli nie będziemy na to przygotowani.

2 komentarze do “Solidarność kończy się kiedy zaczynają się własne interesy, solidarność energetyczna nawet jeszcze szybciej …”

  1. Program Prosument będzie realizowany na trzy sposoby: a) dla jednostek samorządu terytorialnego (i ich związków, b) za pośrednictwem banku m.in. dla osób fizycznych c) za pośrednictwem WFOŚiGW również dla osób fizycznych. Na ten moment został uruchomiony nabór w wersji a), jeżeli chce Pan wnioskować jako osoba fizyczna i pominąć kredyt w banku proszę się wstrzymać do naboru w wersji c). Piszę jako osoba prywatna z apelem, że nie lubię tracić czas na artykuły pisane przez nieprzygotowanego autora . W przyszłości chciałabym również zostać Prosumentem i uważam, że program ma wiele wad, lecz odsyłam do strony NFOŚiGW i regulaminu programu. Proszę o zrozumienie 🙂 Pozdrawiam.

  2. Post o Prosumencie był w innym miejscu, ale chciał bym odpowiedzieć na komentarz jak wszej.
    Rozumienie Prosumenta to jednoczesny konsument i producent energii. Wiec po co tu Samorząd ? Wiem oczywiście o programie b i c (i czytałem), ale na dziś działa a) – przez samorządy. Pytanie własnie po co – prawa ręka za lewe ucho – jakby się chciało wspierać rzeczywiście instalacje i ludzi to uruchomiłoby się wsparcie bezpośrednie – a tak pieniądze zataczają wielki krąg przez samorządy i przez banki i to tylko wyłącznie do wybranych firm z wybranym sprzętem (najtańszym w takiej wersji programu). Czy to jest sensowne ? Obawiam się że możne autor jest nieprzygotowany, ale program jeszcze bardziej a na pewno nie ma pomóc ludziom a co najwyżej kreować miejsca pracy w samorządach (ktoś musi to administracyjnie obsłużyć – pytanie po co ????) . Życzę tez gorąco zostania prosumentem – ciekawe kiedy doczekamy się realizacji naboru w wersji c) (bezpośrednio dla osób które chciałyby budować) – bo boje się, że na to już zabraknie środków (jakoś wszystkie skonsumują programy dla samorządów i banków)

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *