Dobrodziejstwem demokracji jest to, że o pewnych rzeczach mówi się otwarcie. Ostatnio w zimne, bezwietrzne dni, możemy czuć ciężki zapach dymu przesiąkniętego sadzą i niespalonymi cząstkami stałymi, czasami do tego stopnia, że wydaje się nam, że coś osadza się na zębach – wiadomo, że mamy wątpliwą przyjemność żyć w kraju smogu. Cząstki stałe- PM 2,5 i PM 10 i ich wskazania stają się codziennością, a mapka Polski z zaznaczonymi na czerwono miastami, w których przekroczone są normy jest właściwie codziennością. Wiemy też kto za to odpowiada – samochody, a zwłaszcza te z silnikami Diesla sprowadzane po wieloletnim użytkowaniu i z przekręconymi licznikami, które dostają w Polsce nowe życie oraz tzw. niska emisja z domowych pieców – teoretycznie węglowych, ale spalających wszystko co się spalić da, a więc muły, drewno, śmieci i wszystko co niepotrzebne, a trzeba by płacić za wyrzucenie.

Mówi się o tym otwarcie, wszyscy są coraz bardziej przerażeni… bo i są ku temu powody. Pomimo pierwszych regulacji i ogłaszanych szumnie programów antysmogowych – na pewno przez kolejne lata, jeśli nie dziesięciolecia będziemy regularnie truci i to nie, jak widzi się w wielkich akcjach anywęglowych aktywistów, zanieczyszczeniami z elektrowni zawodowych czy też elektrociepłowni, ale właśnie przez indywidualnych użytkowników, ich piece i samochody, oraz… mały przemysł. Paradoksalnie w Polsce właśnie im coś większego, z większym kominem i większą mocą zainstalowaną to truje mniej i jest pod większą kontrolą. Wszystkie polskie elektrownie maja ciągły pomiar emisji zanieczyszczeń, coraz bardziej rygorystyczne normy (zaraz też i nowe BAT-y) i nikomu do głowy nie przyjdzie żeby raporty zaniżać lub wyłączać czujniki. Tak naprawdę naszym pierwszym wrogiem są domowe paleniska i piece oraz inne źródła zanieczyszczeń z małych fabryk lub warsztatów. Tak naprawdę tu normy i kontrola … jest zupełnie iluzoryczna. Wszelkie pozwolenia i badania wykonywane nawet pod nadzorem wojewódzkich inspektoratów oraz lokalnej administracji nie są robione w trybie ciągłym i ogólnie mówiąc… nie są wiarygodne. Jakakolwiek kontrola lokalnych palenisk czy domowych pieców wykonywana przez lokalnych funkcjonariuszy, którzy trucicieli znają i sami pewnie mieszkają niedaleko mając podobny dom i podobne piece – jest fikcją. Nie jesteśmy w stanie zapanować nad tym co jest spalane lokalnie i nie wygląda na to, że wygrywamy ani nawet remisujemy w walce z emisją.

Przesadzam? Może wszystko jednak działa i przepisy są perfekcyjne ? Przecież coraz więcej nowych czujników i w ogóle działania lokalnych władz idą w dobrym kierunku:) Pozwolę sobie pokazać wskazania z mojego domowego czujnika PM zainstalowanego w gminie uchodzącej za uzdrowisko, zaledwie kilka kilometrów od południowych granic Warszawy. Poniżej wskazania z 2 grudnia:

Proste domowe urządzenie pokazuje nagłe zwiększenia emisji pyłów w okolicach 23.00 i 5.00. Powtarza się to dosyć często i nie jest skorelowane tak bardzo z warunkami meteorologicznymi. Któryś (lub kilka) z małych zakładów przemysłowych z gminy Mirków okresowo pali wyjątkowo toksyczne i pyłowe odpady. Charakterystyczny słodkawy dym czują okoliczni mieszkańcy, ale wszystkie badania środowiskowe i pozwolenia są w porządku.

Powyższy przykład pokazuje standard krajowy. Małe zakłady wykonują badania tylko okresowo i to jeszcze na dodatek w terminie dokładnie wyznaczonym przez WOŚ. Lokalna administracja pomimo lawinowych monitów mieszkańców, uważa że wszystko jest w porządku i zleca ewentualnie dodatkowy pomiar w zakładzie, informując go o terminie badania. Aby pozbyć się jakichkolwiek problemów monitorowany jest pomiar… w parku zdrojowym i mamy też informację w Internecie. Wyniki wyższych emisją są skorelowane, ale nie tak wysokie jak w obszarach oddziaływania lokalnych przedsiębiorców. Będziemy tak działać i żyć prze kolejne lata, jeśli nie dziesiątki lat. To samo powtarza się pewnie we wszystkich gminach i na wszystkich szczeblach. Widzimy, że z komina sąsiada wydobywa się ciemnobrunatny lub żółtobrązowy dym, ale i tak przecież nikt nie jest w stanie go skontrolować i ukarać. Nowe przepisy o działaniach policji uważam za iluzoryczne i chyba wszyscy się z tym zgodzą. Najtragiczniejsze w tym wszystkim jest to, że ci którzy emitują , tak samo zatruwają swoje rodziny i tak samo jak wszyscy ich sąsiedzi wylądują za pewien czas jako pacjenci klinik alergologicznych lub onkologicznych. Lokalny absurd zanieczyszczeń trwa.

Nie wiem jak kolejne rządy sobie z tym poradzą, ale na pewno nie akcjami ad hoc z okazji pojawienia się zimy i nagłego wyskoczenia przekroczeń emisji. Także nie organizacje ekologiczne ani ekologiczni neofici pokazujący maski smogowe z mającym podkreślić problem pejzażem …. kominów warszawskiej elektrociepłowni. Jest to absurd, gdyż jeśli patrzy się racjonalnie, to ciepło systemowe – z elektrociepłowni jest najlepszym remedium na zanieczyszczenia z domowych pieców i największym przyjacielem ekologów. Wystarczy spojrzeć na ilość pyłów i innych zanieczyszczeń emitowanych na 1 GJ zużytego ciepła. Jeśli naprawdę chcemy rozwiązać problem, a głęboko wierzę, że politycy chcą to zrobić, a nie pokazywać się w telewizji i powtarzać steki komunałów, to konieczna jest realna i skierowana na warunki lokalne… wojna antysmogowa. Chyba już nie podwojenie, ale o rząd wielkości zwiększenie lokalnych stacji pomiarowych i to usytuowanych w naprawdę newralgicznych miejscach i prawdziwy nadzór WOŚ. Być może wskazane byłoby powołanie realnej policji antysmogowej – uwolnionych od lokalnych układów urzędników, którym chodzi o to żeby ratować zdrowie mieszkańców. Rygorystyczne normy i prawdziwe badania dla mniejszych zakładów i bezwzględne kary (na pierwszy ogień proponuje zamykanie bezwarunkowe jak to ma miejsce w USA przy stwierdzaniu przekroczeń lub powiedzmy to otwarcie – przestępstw na zdrowiu mieszkańców popełnianych za pomocą emisji. Oczywiście nadzieja i iluzje, że może być lepiej. Na dzisiaj pozostaje mi obserwowanie, że znowu w nocy ktoś będzie nas truł.

2 komentarze do “Smog w mniejszych miejscowościach dotrzymuje kroku temu w wielkich aglomeracjach. Może potrzebna jest specjalna policja antysmogowa?”

  1. (…)Wszystkie polskie elektrownie maja ciągły pomiar emisji zanieczyszczeń, coraz bardziej rygorystyczne normy (zaraz też i nowe BAT-y) i nikomu do głowy nie przyjdzie żeby raporty zaniżać lub wyłączać czujniki.(…)
    Już górnik pokazał jak z czujnikami jak rozprawiać mamy.

  2. Policja smogowa nic nie da! Trzeba zwalczyć przyczynę a nie skutekiem! Policja smogowa nie pomoże, bo nie da się wygrać z ekonomią! Od generacji państwo polskie dotuje węgiel kamienny:
    a) opłaty i koncesje za użytkowanie górnicze są śmiesznie niskie (opłata za wydobywanie kopaliny). Dochody z opłat za wydobywanie i koncesje starczają na utrzymanie urzędów górniczych i RDOSi ale wiele kasy na zdrowię czy edukację to z tego nie ma!
    b) ogromne dopłaty do ZUS! Jeśli górnik pracuje 20 lat a dostaje emeryturę jakby pracował 45 lat, to jest to ogromna dotacja.
    c) specjalne ustawy odciążające kopalnie, np. ustawa od deputantach górniczych
    d) niskie koszty zanieczyszczania / używania środowiska
    e) przejmowanie, konsolidacja i umarzanie długów kopalń. Ostatnia odsłona PGG
    f) manipulacja i dotacja porzez instrument: Agencja rezerw materiałowych – udzielanie pseudo kredytów, zakup po nierynkowych cenach, przechowam węgiel i uiszczę opłatę za magazynowanie ect.

    dlatego węgiel jest najtańszy! Zamiast dotować rozwój nowych technologii my dotujemy węgiel! Najtaniej wychodzi opalać gospodarstwa domowe węglem i jeszcze taniej mułem węglowym czy flotem! Nawet termomodernizacja się nie opłaca! Ciepło z gazu jest dalej 40% droższe niż ciepło z węgla. Ciepło z mułu węglowego jest kilkukrotnie tańsze niz ciepło z gazu! O śmieciach nie wspominam, bo ich spalanie już jest nielegalne. Dodam tylko, że opalanie gospodarstw domowych węglem emituje mniej zanieczyszczń do atmosfery niż opalanie drewnem!

    Zatem dopóki węgiel jest hojnie dotowany to problem smogu będzie się nasilał, bo stopień urbanizacji rośnie.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *