Każdy teraz widzi jak wygląda… zima. Aby przejść przez ulicę należy stawiać ostrożnie kroki na zlodowaconych chodnikach, a wokół hałdy zamarzniętego na kość śniegu. Siarczyste mrozy (chyba tak to trzeba nazwać, choć pamiętam czasy kiedy coś takiego nazywano typową pogodą) po raz pierwszy od wielu lat nawiedziły całą Polskę. I jeszcze po raz pierwszy niektóre warszawskie dzieci zobaczą śnieg w swoim mieście i będą się ślizgać na chodnikach – wszyscy wiemy jak można się rozpędzić i pojechać na jęzorach wyślizganego lodu – tam gdzie potem łamią sobie nogi starsi. A może to pierwszy znak, że ocieplenie klimatu zwalnia i wraca typowa zimowa pogoda?
Nie byłbym jednak takim klimatycznym „denialistą”. Ewentualnie, krótkotrwały atak zimy zostanie zaliczony do anomalii pogodowych (razem z metrowymi zaspami śniegu w Hiszpanii), a nawet będzie uważany za jakże oczekiwaną – ostatnia agonią niskich temperatur przed groźnym dla naszej egzystencji wzrostem wartości średniej dla globu o 1,5 lub nawet 2C. Także, jeśli realnie przeliczymy czas trwania (pewnie tydzień) tych „siarczystych” wartości ujemnych wobec rzeczywistej (raczej ciepłej) temperatury w okresie grudzień – luty, okaże się, że znowu zima 2020/21 będzie zaliczana do najcieplejszych w dekadzie.
Ślizgając się przez chwilę na lodzie pamiętajmy, że walka z ociepleniem trwa. Liczenie (przez niektórych), że silne mrozy zatrzymają europejską politykę klimatyczną UE (i odejście od węgla) jest iluzoryczne. Iluzoryczne tym bardziej, bo szybko zapomnimy o ataku zimy jak śnieg stopnieje w kolejnych tygodniach po ponownym podwyższeniu temperatury, a podnoszenie argumentów o hipotetycznym końcu ocieplenia będzie ograniczone do spotkań na negocjacjach o górniczej „umowie społecznej”. Cała przyszłość zmian energetycznych jest bowiem przesądzona – paliwa kopalne muszą odejść, na ich miejsce zostanie wprowadzony nowy system energetyczny (OZE, magazyny, wodór). Za kilkanaście dni nikt już o mrozach nie będzie pamiętał (chyba, że zaatakuje nas kolejna „bestia ze Wschodu”, którą zaliczymy znowu do anomalii). Na pewno śnieg i mróz przyniesie, na chwilę argumenty „przeciw” – ale będą one ograniczone tylko do pewnych krajów. Aby polityka klimatyczna i „antywęglowa” się zatrzymała – musiałby zamarznąć Bałtyk – a to ostatni zdarzało się w XVII i początku XVIII wieku, szczególnie zimny rok 1709 – a nawet częściowo jeszcze w 1987 roku (aczkolwiek według dokładnych badań – nasze morze nie zamarzało jednak całkowicie, a informacje o karczmach na Bałtyku dotyczą niektórych miejsc przybrzeżnych, wiec saniami ze Szwecji przyjechać się nie dało bezpośrednio).
Uderzenia zimna pokazują jednak coś innego. Tego rodzaju „anomalie”, a może „normalne warunki pogodowe” zdarzały się zawsze i będą się zdarzać w przyszłości, nawet jeśli będzie postępować ocieplenie klimatycznie. Być może okresy siarczystych mrozów i opadów śniegu będą krótsze, ale nie znaczy to, że system energetyczny (i cała gospodarka) nie musi być do nich przygotowana. Paradoksalnie – teraz można liczyć się (w całej Europie) ze zwiększoną liczba awarii – bo przestaliśmy być ostrożni i uważni. Zapomnieliśmy o zagrożeniach związanych z pękającymi rurami ciepłowniczymi, o problemach z liniami przesyłowymi i dystrybucyjnymi w czasie wielkich mrozów i o samym bilansie produkcji – kiedy nagle w bezwietrzne dni tracimy całą generację wiatrową. Obecne ataki zimy pokazują też jak zwodniczy może być zliberalizowany rynek energii – wielkie narzekania z Hiszpanii, że śnieg i mróz spowodował nagły wzrost cen energii – tam jest możliwe przerzucanie cen na końcowych użytkowników przez ich system taryf i nagle pojawiły się narzekania, że trzeba płacić kilka razy więcej – choć tak naprawdę patrząc – przecież to jak najbardziej racjonalne zachowanie wolnego rynku – nie ma łatwo dostępnej energii – więc jest drogo.
Prawdziwą lekcją „siarczystych mrozów” nie powinny być więc narzekania i dyskusje o globalnym ociepleniu, ale realne podejście do budowania przyszłego sektora energetycznego. Konieczne jest uwzględnienie dodatkowych kosztów zabezpieczenia systemu (cały czas utrzymywanie mocy rezerwowych choć będziemy używać ich bardzo rzadko i może „przeproszenie się choćby z gazem na czas takich ekstremalnych temperatur). Model rynku i obowiązki dostawców też musi być zweryfikowany – bo nie sztuka dostarczać energię kiedy jest jej zapas (a nawet nadmiar) na rynku hurtowym – cały model rynku musi uwzględniać w większym stopniu bezpieczeństwo i gwarancję dostaw oraz metodę (jaką?) kompensacji cen na sytuacje ekstremalne. Niestety jestem dość pesymistyczny co do „inżynierskiego podejścia” – raczej ataki zimy spowodują tylko jałową dyskusję (jest czy nie ma ocieplenia), a potem szybkie zapomnienie i znowu powrót do „zdynamizowania” energetyki – co zawsze będzie łączyło się z problemem tych kilku dni w roku kiedy będzie problem – ale pamiętajmy problem sam się rozwiąże, bo za kilka dni znowu będzie ciepło 😊
Długoterminowo – liczmy więc na siebie, bo za 5-10 lat, taki atak zimy będzie naprawdę „zimny” dla naszych domów.
(…) Zapomnieliśmy o zagrożeniach związanych z pękającymi rurami ciepłowniczymi, o problemach z liniami przesyłowymi i dystrybucyjnymi w czasie wielkich mrozów i o samym bilansie produkcji – kiedy nagle w bezwietrzne dni tracimy całą generację wiatrową.(…)
Wręcz legendarne (…)Sorry, taki mamy klimat(…) w naszym wydaniu to tylko wymówka. Przecież z tzw. taśm prawdy wiadomo, że jej koleżanka, brylowała na barbórkach, doskonale wiedziała co w Kompanii Węglowej piszczy.
Panie Konradzie. Czy może Pan napisać artykuł (a może już Pan napisał?) na temat sensowności instalacji paneli fotowoltaicznych w domach jedno/wielorodzinnych? Długi okres zwrotu, wpływ (negatywny, pozytywny) na klimat?
Dla odwrócenia uwagi (od biedy i monotonni życia) – trzeba jakoś społeczeństwa poszczególnych krajów UE zintegrować….. do tej pory taką metodą integracji była…. wojna. Że zabijanie „człowieków” mimo wszystko w UE jest teraz nie „trendi” ( hitler ze stalinem ostatnio przegięli w tej materii) , więc należy dla odmiany ratować wszystkich co na drzewo nie uciekają( pokazali migranci). Trzeba było wymyślić całkiem nowego „strasznego wroga”- najlepiej takiego z którym wygrać się nie da ale za to można walczyć że ho ho ho….. Myśleli , myśleli…….i wymyślili : „ochronę klimatu” – nie środowiska – tylko „klimatu”. Że niby klimat się ociepla i będzie ” apokalipsa z zagładą”. W związku z tym zyskaliśmy nowego strasznego wroga którego ma w sobie każdy z nas – i trza z nim walczyć – walczyć albo „zginąć” jak to wieszczą media pierwszego sortu. Wrogiem tym jest : CO2…… – zresztą genialne sprzęgło miedzy swiatem roślinnym a zwierzęcym. Czym zawiniło to rzesz CO2 ? A tym że jest gazem cieplarnianym – lichym bo lichym ale zawsze. Dorobiono pseudonaukową teorię że one CO2 odpowiada za ocieplenie klimatu i że to człowieki spalając co popadnie winne są
wydzielania tegoż CO2 i w konsekwencji winne również ocieplenia klimatu które może nas zabić. No jak już mamy tego wroga zlokalizowanego to trzeba przerobić gospodarkę UE tak aby zabic oną „bestię” – przy okazji zabijając również swoją własną gospodarkę – paranoja ? – oczywiście że paranoja , tyle że „ciemny lud ” jej nie widzi…….bo powiązania sa nader skomplikowane. W ferworze walki wypchnięto z UE przemysł ciężki i maszynowy – ku uciesze Chin , Indii, Korei itd. Mało tego wypchnięto daleko na wschód przy okazji całą masę innych dziedzin wytwórczych – nawet skrajnie podstawowych jak pokazała obecna pandemia : W UE zanikła produkcja maseczek , rękawiczek gumianych, ręczników jednorazowych i chyba papieru toaletowego nie wspominajac o igłach , strzykawkach, podpaskach i tamponach i prezerwatywach . Ale co tam „jest wojna” na dwóch frontach (pandemia i klimat) to sa niedobory różnych dóbr które milenialsi biorą z marketu nie zastanawiając się skąd tam się wzięły. Tymczasem klimat ociepla się od około 20 tysięcy lat…… do tej pory stopiło się 2/3 ladolodu i większość lodu pływającego a poziom oceanu podniósł się o 120 m czyli rocznie srednio o 6 mm. Jakoś we walce nikt nie skonstatował że cieplejszy ocean to więcej pary wodnej w atmosferze i więcej deszczu więc pustynie zaczynają zanikać dając w przyszłości nowe miejsca do życia i prowadzenia upraw. W tej kwestii nawet w NASA się „wypsnęło” że terenów zielonych na ziemi przybywa……. co przeczy hiobowym wieściom z „frontu walki”. Wracając do energetyki : w ramach walki z klimatem likwiduje się dotychczasowe źródła energii elektrycznej oparte o paliwa kopalne ( „be” jest węgiel , ropa , nawet gaz ziemny i atomówki ) . Wiadomym jest to, że nie da się prądu stabilnie wytwarzać w większości OZE a zasoby cieków wodnych są ograniczone – więc i prądu z niej za dużo nie będzie. Wymyśla się że takim panaceum będzie Wodór nie mówiąc ,że jest wredny ze swej natury: bucha i spiernicza ze wszelakich zbiorników , a poza tym nie występuje w stanie wolnym i trzeba go wyprodukować czego koszty są ogromne a sprawność jego przetwarzania może osiągnąć zawrotną wartość na poziomie ok. 10% ( to już zwykłe ognisko lepiej wychodzi). Ale co tam – w ramach walki z klimatem koszty poniesie odbiorca energii w rachunkach i nawet chyba zrozumiał że to jest jego osobisty wkład w wysiłek wojenny z CO2. Wniosek jest taki że ceny energii elektrycznej będą rosły wykładniczo, a i nie koniecznie możemy mieć prąd w drutach akurat wtedy kiedy jest najbardziej potrzebny. W związku z powyższym popełniłem we własnej chałupie PV w mocy 10kW – do tego zamierzam jeszcze dostawić kolejne 10 kW ale w układzie wyspowym , z baterią akumulatorów i „samodziałowym” 3kW Pe/ 8 kW Pc – agregatem kogeneracyjnym . Koszty materiałowe na kogeneracje i magazyn energii 24 kW wyszły mi na poziomie 13 kzł……. + własna robota. Wartością dodaną jest to że składam sobie ustrojstwo w piwnicy i zimowymi popołudniami nie kłócę się z żoną bo nawet wyjść nie ma gdzie….. bo zakazano (pandemia).
Akumulatory wziąłem z hurtowni – 20 szt 100Ah/12V ca 305zł/szt. Zakładam ,że jeżeli w samochodzie mi wytrzymują ok. 8 lat w skrajnie złych warunkach eksploatacji (duże prądy rozładowania, znaczne ładowania, wibracje, zmiany temperatury) to w układzie stacjonarnym( kontrola ładowania , rozładowania i temp.) winny wytrzymać znacznie więcej – obstawiam 12- 15 lat. Resztę gratów z „Ali Expres”-małe chińskie rączki potrafią……. Silnik 2 cyl od drobnych maszyn budowlanych, + alternator od ciężarówki : 28V/120A. Drobne przeróbki i powinno wszystko pójść na gazie ( propan-butan) – jak to wyszło pochwalę się : za jakieś dwa lata.
Acha – skąd środki ? – zaoszczędziłem…….. na wyjazdach z rodziną ( bo pandemia i wszystko „zamkli”).
„Długoterminowo- liczmy więc na siebie … ”
I właśnie w takim kontekście liczę na małe, wydajne agregaty prądotwórcze przy każdym jednorodzinnym domu, na osiedlach, produkujące energię elektryczną i przy okazji ciepło np z wodoru. Tak jak dawniej na wielu osiedlach były „osiedlowe ciepłownie”, jak były takie ciepłownie przy szkołach, żłobkach, większych szpitalach, sanatoriach itp. opalane węglem, a w przyszłości „opalane” wodorem z „akumulatorów” (ogniw paliwowych), zgromadzonym w przydomowych zbiornikach, jak obecnie gaz LPG.
Myślę, że tak powinna wyglądać przyszłość elektro- energetyki- kogeneracyjnej i rozproszonej. Mamy wodorowe samochody, dlaczego nie wodorowe „domowe” agregaty prądotwórcze ? Technologia gazowa (wodorowa, metanowa) zapewniałaby również większą stabilność systemów energetycznych, nawet w małych wyspach- chodzi o miejscowe, np „miejskie, wojewódzkie” elektrownie czy elektrociepłownie. Na dzień dzisiejszy (tak jak w samochodach Toyoty), to problem ze zbiornikami i sposobem transportu np wodoru (rurociągi chyba? odpadają). Ale PV czy wiatraki również nie zaczynały od przydomowych zasilań, a zagościły na farmach wiatrakowych czy farmach paneli słonecznych (niestety, ten brak stabilności produkcji energii).
Szanowny Panie Bogdanie…. Proponuję nie snuć marzeń na jawie tylko wdrożyć czynem pomysł we własnym domu i zameldować (na tych łamach) o wykonaniu zadania.
Tylko koniecznie niech Pan prowadzi buchalterię – żeby było wiadomo za co i ile było płacone. Proponuję zakręcić się za kredytem hipotecznym na najbliższe 40 lat aby niezbędne gratki spłacić. Na dzień dzisiejszy ja już jestem „zimową porą” praktycznie samowystarczalny bo ony agregat kogeneracyjny o którym pisałem powyżej już działa – potrzeba jeszcze trochę drobnej automatyki aby samemu nie pilnować. Najśmieszniejsze jest to ,że w zasadzie już teraz mogę pokazać (słynny z Sejmu) „środkowy palec” „mojemu kochanemu OSD”(oby żył wiecznie)- ku utrapieniu miłościwie nam panujących..
Ech….a pomyśleć ,że 25 lat temu musiałem postawić sobie własną stacje trafo aby mieć ” U ” w chałupie……..- „wyrzygałem ostatni grosz” – gdybym miał wtedy taką wiedzę jak dzisiaj…..