Projekty energetyczne można budować, ale nie zawsze trzeba je uruchamiać… Niestety, koszty pozostają!
W nostalgicznym nastroju listopada, można popatrzeć także na projekty energetyczne, które… nie zakończyły się sukcesem. Bynajmniej nie jest to w żadna polska specyfika, bo w każdym kraju świata można znaleźć wielkie, porzucone inwestycje strukturalne, które przyniosły wielkie straty finansowe… ale pewnie też i ktoś na takich budowach zarobił.
Poniżej mała przykładowa lista z różnych dziedzin energetyki, w której polskie projekty wcale nie są najkosztowniejsze. … zachęcam do jej uzupełniania.
Na początek, jak zawsze – energetyka jądrowa.
Elektrownia jądrowa w Żarnowcu (pierwsze i drugie podejście).
Projekt, który miał spowodować dywersyfikację paliwową polskiej energetyki zaczął się w 1971 roku – decyzją rządową o budowie elektrowni jądrowej. Po ponad 10 latach (1982) Rada Ministrów podjęła uchwałę o budowie Elektrowni Jądrowej Żarnowiec. Po wydaniu (według różnych szacunków) około 0,5 miliarda ówczesnych dolarów w 1990 roku odbyło się lokalne referendum (frekwencja tylko 44%, ale 86% przeciw). W efekcie, pod koniec tego roku, Rada Ministrów podjęła decyzję o likwidacji projektu. W latach 90-tych rozważano budowę w tym miejscu elektrowni gazowo-parowej, a po reaktywacji Polskiego Programu Energetyki Jądrowej (2009 r.) lokalizacja Żarnowiec na początku była typowana jako jedno z preferowanych miejsca do budowy nowej elektrowni, która miała ruszyć już w 2020 roku (ostatecznie plan ten porzucono). Obecnie, w 2023 roku, zdecydowano o budowie pływających paneli fotowoltaicznych na terenie dawnej inwestycji – więc w pewnym sensie energetyka wraca do Żarnowca, choć nie w skali planowanych wcześniej 4×440 MW.
Elektrownie atomowe Zwentendorf (Austria) i Greifswald (Niemcy) – nowe i nieużywane.
Zacząć i nie skończyć to żadna sztuka, ale zbudować i nie uruchomić to już level expert. Zwemtendorf w Austrii, gdzie budowę rozpoczęto w 1972 roku, był gotowy już w 1978. Jednak protesty społeczne doprowadziły do ogólnokrajowego referendum, w którym zwyciężyli przeciwnicy elektrowni. W wyniku tego uchwalono ustawę nakazującą przeprowadzanie referendum przed każdym nowym projektem jądrowym, co skutecznie zablokowało powstawanie nowych elektrowni atomowych w Austrii. Oficjalnie zamknięty projekt w 1985 roku to około 1 mld euro strat.
Bardzo podobna historia dotyczy niemieckiego projektu Greifswald. Jeden z bloków tej elektrowni (440 MW), budowany od 1976 roku, był już gotowy, ale nie został oddany do użytku i obecnie pełni funkcję eksponatu. Prace wstrzymano również na dwóch kolejnych blokach, 7 i 8, które były w mniej zaawansowanej fazie budowy.
Druga bułgarska elektrownia jądrowa (Belene) – drożej niż u nas.
Bułgarzy zawsze mieli jądrowy Kozłoduj (uruchomionej w 1974 roku, z sześcioma rosyjskimi reaktorami – obecnie działają tylko dwa jednak planowali także budowę drugiej elektrowni jądrowej w Belene. Budowa rozpoczęła się w latach 80-tych i nawet dwukrotnie zamawiano reaktory, aby finalnie po utopieniu 2 mld euro, zrezygnować w roku 2012. Obecnie plany zakładają kolejne inwestycje w Kozłodoju, ale z wykorzystaniem technologii Westinghouse. Jeśli ktoś narzeka na Żarnowiec to patrząc na utopione koszty niech ucieszy się, że nie ma jak w Bułgarii.
Węglowa Ostrołęka C – ostatnia próba z węglem.
Pomysł budowy nowego bloku w elektrowni Ostrołęka ma korzenie jeszcze w danych czasach, ale decyzja została podjęta w 2017 roku a prace ruszyły rok później. Bardzo kontrowersyjny pomysł budowy bloku na węgiel, kiedy całą Europa od węgla odchodziła a ceny uprawnień do emisji CO2 zaczynały nagle szybować w górę, uzasadniono analizami finansowymi, w których odpowiednie dane dopasowano w arkuszach Excela. Przy okazji dodatkowo od razu zdecydowano o 1000 MW więc przyłożono też odpowiednie koszty. Na wiosnę 2020 roku prace zostały wstrzymane i następnie koncepcja skręciła w kierunku elektrowni gazowej (ma wejść do pracy 2025 roku). Widowiskowa rozbiórka pylonów dla kotła węglowego oraz inne prace dostosowawcze oceniono na 1,5- 2 mld PLN strat.
Krach czystych technologii węglowych – Keper Project (USA).
Mało kto już pamięta amerykańskiego Prezydenta Obamę, ale miał on wkład w projekty „clean coal” poprzez prezydencki Climate Plan. Dziś widać jak idealistyczne było to podejście, że można jeszcze ratować coś w węgla, ale wówczas zaplanowano budowę obiektu na gaz ze zgazowania węgla uzupełnionego o wychwyt CO2 ze spalin. Projekt, który miał zacząć działać w 2014 roku złapał opóźnienia a koszty wzrosły z 3,4 miliarda dolarów do 7,5 miliarda dolarów (w 2017 roku), co zapewniło mu niechlubny tytuł najdroższego projektu energetycznego tej mocy (582 MW). Ostatecznie zarzucono koncepcję IGCC (gazyfikacji węgla) oraz CCS (wychwyt CO2) i ograniczono projekt wyłącznie do spalania gazu.
Zachodzące OZE w Maroko.
Aby nie było wątpliwości – pieniądze można „utopić” także w energię słoneczną. Planowana wielka elektrownia słoneczna Noor Midelt w Maroko o mocy 800 MW miała być największa, ale i przełomowa. Projekt zakładał zastosowanie nie prostych paneli fotowoltaicznych, ale systemu koncentrycznych luster z wieżową konstrukcją oraz zbiornikiem sodu, co miało umożliwić magazynowanie energii i wydłużenie działania elektrowni na wieczorne godziny, kiedy słońce już nie świeci. Pomysł za 2 mld $ miał właśnie zacząć pracować, ale się nie zmaterializował, teraz w informacjach sieciowych widzę Nour Midelt Plant jako 210 MW oparta na typowych panelach.
Gigantyczne projekty hydro (Brazylia i Zair) topiące gigantyczne pieniądze.
Zapora Belo Monte (Brazylia) miała być trzecią największą elektrownią wodną na świecie (ponad 11 tys. MW). Po realizacji wielu etapów prac i zainwestowaniu miliardów dolarów, projekt został wstrzymany z powodu protestów mieszkańców oraz ekologów i pozostaje w stanie „standby”. Podobnie w Kongo (Demokratyczna Republika Konga kiedyś znana jako Zair) i Inga 3 – kolejny projekt zapory w miejscu wielkich kongijskich rzek (pracują tam Inda 1 i 2). W różnych fazach projekt zakładał osiągnięcie mocy 11 GW (obecnie planuje się już tylko 2,5 GW) i koszt 14 miliardów dolarów, choć obecne szacunki są niższe. Budowa ruszała, była wstrzymywana, a koszty nadal rosną.
Niewybudowana kopalnia, która przynosi zyski… inwestorom!
Na koniec nieudany projekt energetyczny, który jednak okazał się bardzo opłacalny – choć nie dla Polski. Australijska spółka GreenX Metals miała wybudować kopalnię Jan Karski (nie wybudowała), ale zaskarżyła polski rząd i w postepowaniu arbitrażowym uzyskała nakaz zapłaty 1,3 mld złotych (domagała się ponad 4 miliardów). Ostatnie wypowiedzi rządowe wskazują, że wyrok arbitrażowy raczej nie zostanie zmieniony. Dzięki temu Polska po raz w pierwszy w historii odwraca typowy scenariusz nieudanych projektów energetycznych (że coś się nie buduje i tylko ponosi koszty) na nowy sposób energetycznych inwestycyjnych katastrof – nic się nie buduje, ale za to zarabia miliardy. Niestety, jedynym minusem jest fakt, że zarabiają na tym Australijczycy, a koszty pokrywa polski budżet – czyli my, podatnicy.
W nostalgicznym listopadzie zachęcam jednak do pierwszych promieni optymizmu. Już niedługo święta, a potem nowy rok kiedy – jak wiadomo – w pierwszym kwartale rozwiązuje się wszystkie problemy energetyczne.