Ciepła pogoda spowodowała wysyp motocyklistów, ale i mnóstwo rowerów na naszych drogach. Od czasami nie dających się odczepić Venturilo, po tysiące rekreacyjnych, profesjonalnych, nowych i starych jednośladów, które nagle opanowały drogi leśne, polne, ścieżki rowerowe ale też i całkiem asfaltowe drogi jezdne – od osiedlowych uliczek poprzez trasy szybkiego ruchu. W tym samochodowo-rowerowym mikroświecie można znaleźć nagle cały konflikt starego i nowego , poprzedniego i nowego świata, starcie ideologii i z praktyką i oczywiście nieuchronne wpadki i wypadki, aż do naprawdę poważnych problemów łącznie. Każda ze stron (samochodowa i rowerowa) jest nieco subiektywna i zacietrzewiona do swoich racji. Rowerzyści zwracają uwagę na ekologie, brak zanieczyszczeń, wspaniale efekty zdrowotne i konieczność zrównoważonego korzystania z przyrody i samej przestrzeni miejskiej (wystarczy spojrzeć na niektóre dzielnice jak moja Saska Kępa z młodości , gdzie dziś praktycznie nie daje się przejść po kiedyś malowniczych uliczkach bo całe kwadraty wąziutkich ulic (plus to co kiedyś było trawnikiem) jest zapchane samochodem do granic możliwości). Kierowcy samochodów – też niestety mają  trochę racji. Kilka moich własnych doświadczeń – każdy na pewno spotkał rower na prawym pasie dużej zatłoczonej drogi (np. Jana Pawła w Warszawie w godzinach szczytu). Bynajmniej nie na ścieżce rowerowej (choć teraz już lepiej bo są odcinki) ale jako pełno-uprawnionego uczestnika ruchu drogowego. Przy szczytowych korkach średnia prędkość może i podobna, ale dla kierowcy lekka zmiana organizacji ruchu.  Po każdej zmianie świateł, jednak na prostej drodze napędzane paliwem koni mechaniczne trochę szybsze od czysto biologicznych, wiec trzeba rower ominąć prawie przytulając się do sąsiedniego lusterka innego samochodu. Za to jak znowu zapali się czerwone, rower znowu pokazuje swoja wyższość i zaraz weźmie wszystkich pomiędzy samochodami i pierwszy przejedzie kawałek skrzyżowania …. by znowu być dogoniony przez samochód. To i tak lepiej niż nasi przyjaciele motocykliści i wielbiciele skuterów, którzy lubią nagminnie wjeżdżać razem z samochodem (przy skręcie) na pas dla  autobusów i kiedy desperacko chcę włączyć się do ruchu na normalny samochodowy pas (przeskoczyć w lewo) to na pewno mam go już (skuter) właśnie na moich drzwiach bo on umie zmieścić się lepiej. Nowe ścieżki rowerowe w Warszawie, według mnie, powinny wykasować zielone strzałki przy skręcie w prawo – teraz (ja przynajmniej przestałem) nie da się skręcić na czerwonym przy zielonej strzałce, bo zaraz blokuje się pas ruchu dla rowerów (czekając na wolny przejazd jeśli nie ma pieszych) albo mieć nawet pędzącego tak 15-25 km/h rowerzystę na masce lub na drzwiach. Na niektórych ulicach nie da się literalnie śledzić świateł, pieszych i rowerzystów jadących krętą ścieżką zawijająca z tyłu samochodu. Problemy można mnożyć – ale oczywiście winy nie ma po żadnej ze stron. Obecny system komunikacyjny bowiem – w ogóle nie przystaje do koncepcji więcej samochodów, więcej rowerów i sprawiedliwego podziału trasy dla obu stron. Pomyślany jako dawne rozwiązanie dla kilku razy mniej pojazdów i przy praktycznym braku jednośladów i bez możliwości rozbudowy dróg, szamoce się wprowadzając kolejne światła , dróżki  i innowacyjne koncepcje, a efekt coraz bardziej zaczyna przypominać widoki z azjatyckich miast (bardziej Sajgon niż Szanghaj) gdzie pomiędzy samochodami w korkach kluczą rowery, skutery i motocykle , używające zarówno dróg, chodników jak i przejść dla pieszych (takie innowacyjne koncepcje skuterów też widziałem). Przyszłość i bezproblemowa współpraca kierowców wszelkiego typu pojazdów zależy od tego czy uda się wybrnąć z obecnego komunikacyjnego klinczu – bo na razie idziemy w kierunku całkowitego pata jeśli dorzucimy jeszcze ze dwa razy więcej samochodów i cztery razy tyle rowerów co obecnie.

 

Jaki problem obecnego świata – to i się go da znaleźć w energetyce. Patrząc na dyskusję – konwencjonalne – jądrowe – odnawialne – prosumenci – jak znalazł dokładnie to samo co w komunikacji. Obecny system elektroenergetyczny jest już chyba niewydajny dla pomieszczenia wszystkich nowych rozwiązań. Tak jak rowery mają problemy z samochodami (lub odwrotnie) tak też energetyka odnawialna (zwłaszcza wiatr i słońce) zderzyły się z typową generacją z węgla lub gazu. Po pierwsze odbiera im możliwość wytwarzania, a z drugiej strony w sposób nieprzewidywalny nagle generuje zbyt duże i chaotyczne porcje energii. Elektrownie (typowe) kluczą między wiatrakami, a próbuje się je pogodzić nowymi innowacyjnymi koncepcjami magazynowania energii (nie bardzo działa) lub smart gridu (nie wiadomo do końca jak ma działać) lub energetyki rozproszonej (ładnie wygląda ale mało daje). Tak jak zablokowaliśmy nasze ulice, dziś zablokowaliśmy system energetyczny. Stoimy w korkach, zatrzymaliśmy budowę elektrowni i usilnie próbujemy coś przerobić a wychodzi nam jak na razie słabo.

Chyba te dwa zagadnienia – nowe sposoby komunikacji w miastach i nowy system energetyczny to podstawowe problemy naszych czasów (pomijając oczywiście wojny,  brak surowców, polityków i kolejne czarne scenariusze pojawiające się w „Na wspólnej” czy innym sitkomie).  Na pocieszenie można podać katastroficzne wizje z początku ubiegłego wieku gdzie lawinowy wzrost dorożek (z końmi) w transporcie publicznym (notabene średnia prędkość poruszania się w Paryżu była wtedy wyższa niż obecnie), budził niepokój, że do połowy wieku wszystkie ulice będą pokryte na grubo końskimi odchodami. Jakoś to rozwiązaliśmy – może nie najlepiej – ale mam nadzieje, że w tym stuleciu będzie jakoś fajniej (może znowu te konie wprowadzić?) …

 

Jeden komentarz do “Samochody i rowery …a może sobie wzajemnie nie przeszkadzać (i analogie energetyka i OZE)”

  1. Dopóki ścieżki będą projektowane przez pieszych a nie rowerzystów, dopóty tak będzie. Ścieżki w waw najbardziej nadają się do pchania wózka z dzieckiem, a nie do jazdy rowerem.

    A w kwestii roweru na prawym pasie Al. JP2 to niestety, ale ścieżka raz z lewej raz z prawej, nie ma się co dziwić rowerzystom, że jada JP2.

    Tak samo jak w doradztwie innowacyjnym którym para się PARP i jeszcze parę naszych ministerstw przydało by się zatrudniać ludzi takich jak p. Marcin Hejka tak samo przy organizacji ruchu dla rowerów i nie tylko, powinniśmy korzystać z doświadczeń Kopenhagi, Sztokholmu, Paryża czy NYC. Zaprosić do nas na pół roku p. Jana Gehla niech nauczy naszych projektantów przestrzeni miejskiej co mają robić.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *