Życie informacyjnych newsów jest krótsze niż jętki jednodniówki.  Jętki – małe, mlecznobiałe stwory latające, w dużej mierze przypominające ważkę, w potocznym rozumieniu entomologii widzą świat tylko w czasie jednego dnia, kiedy w super skrócie dokonują tego co my z mozołem przez całe standardowe ludzkie życie. Budzą się rankiem, wychodząc z larw, omijają fazę mycia zębów, potem szybkie dorastanie do kształtu owada doskonałego , a w kwintesencji taniec godowy, kopulacja która pewnie może dla dużej części jętek przynosić jednak rozczarowanie, a zaraz po tym już tylko odejście w Krainę Wielkich Łowów.  W rzeczywistości jętki nie muszą opuścić świata w kilkanaście godzin, zwykle w fazie dorosłej spędzają kilka dni, a nawet tygodni, co jest już kilkutysięczno procentowym przyrostem ich życia.  Można oczywiście z jętek szydzić i im współczuć. Ja jednak wole widzieć w nich błysk odbicia ulotnego ludzkiego życia, które nie pozostawia po sobie za wiele rzeczy materialnych, ale jednocześnie tak wiele w odczuciach, wspomnieniach i niekończonej linii przedłużania gatunku.  W porównaniu do jętek, newsy maja znacznie gorzej. Większość z nich nie umiera natychmiast po urodzeniu i nie przebija się dalej niż do jednej linijki komunikatów informacyjnych. Tylko niektóre, wyjątkowe dają szanse na dłuższe niż 100 sek.  wypowiedzi zaproszonych gości, a jeszcze kilka z tych wybranych, Newsy przez duże N – pozwalają dziennikarzom i prezenterom drążyć temat,  wzbudzać niekłamane zainteresowanie widowni, podnosić temperaturę uczuć, a przy okazji podnosić słupki oglądalności macierzystej stacji.

Wczorajsze przyjęcie przez Komitet rady ministrów znowelizowanej wersji Polskiego Programu Energetyki Jądrowej (PPEJ) wzbudziło co najwyżej …. letnie emocje. Przez chwile krótkie informacje na pasku wiadomości, połączenie z przewidywanymi zmianami personalnym, jakaś wypowiedź jednego czy drugiego polityka i już koniec. Dostałem nawet telefon z zaproszeniem do wypowiedzi jednej ze stacji telewizyjnych ale z uwagi na konieczność odbioru córki z lekcji francuskiego podczas zawiei śnieżnej, straciłem niepowtarzalną szanse „rzutu na szkło” ponieważ nikogo nie interesował komentarz który można dać ale kilka godzin później.  W rzeczywistości też, samo sam podpis na KRM za wiele nie wnosi … ale jest czymś co mieliśmy wszyscy na  lekcji matematyki w liceum podczas badania możliwości istnienia ekstremum funkcji – „warunkiem koniecznym ale nie wystarczającym”.  Wszyscy związani z energetyką pilnie patrzyli na wczorajsze podpisy bo mogłoby się zdążyć, że rząd nie przyjąłby z jakiś powodów programu PPEJ (warto przypomnieć niejasne wydarzenia w jednej z partii koalicyjnych gdzie elektrownia jądrowa stała się zakładnikiem w negocjacjach miejsc na listach wyborczych).  Brak akceptacji PPEJ byłby więc w praktyce śmiercią polskiego projektu jądrowego, a sam podpis na TAK –jest tylko warunkiem koniecznym żeby prace (bez przesadzania samej budowy) dalej kontynuować.  Wbrew obiegowym newsom dziennikarskim PPEJ nie jest żadnym zobowiązaniem ani decyzją rządową dotyczącą budowy elektrowni ani skierowaniem na ten cel poważnych środków (koszt inwestycyjny bloku 1000 MW ocenia się na około 15 mld PLN). Dzisiaj – nie tylko w Polsce ale i w całej UE Europie – rząd nie poświęca żadnych pieniędzy na budowę infrastruktury energetycznej. Całość finansowana jest bezpośrednio ze środków koncernów i kredytów bankowych, a pośrednio oczywiście z naszych kieszeni – za pomocą rachunków za energie elektryczną. PPEJ jest więc tylko warunkiem koniecznym – zezwoleniem rządowym na wprowadzenie technologii jądrowych w energetyce (a wiec też i zmierzenie się czasami z nieprzyjaznymi sygnałami opinii publicznej lub zgoda na podwyższoną temperaturę dyskusji kiedy któraś z partii znowu sięgnie do „jądrowego” argumentu) i danie wolnej ręki inwestorom (oczywiście spółkom z dominującą rolą Skarbu Państwa) aby inwestycje kontynuować. Wbrew pozorom … to też gigantyczny krok naprzód. Wraz z ostatnimi zmianami personalnymi, PPEJ przechodzi w nowa fazę … ostrożnej realizacji. Po latach dużych planów i głownie papierowych opracowań przychodzi moment na pierwsze twarde fakty – wybór inżyniera kontraktowego (wg zapowiedzi 17 luty). Po akceptacji PPEJ na pewno nowemu zarządowi spółki i samemu PGE będzie łatwiej – to już decyzja techniczna a nie polityczna, a wiec tylko pilnowanie zapisów i negocjacji, a nie podjęcie samej decyzji (z całym bagażem plusów i minusów i odpowiedzialności). Ten kolejny krok to też wejście w pierwsze poważniejsze wydawanie pieniędzy (dotychczas może badania lokalizacyjne były jakimś mocniejszym akordem). Inżynier kontraktowy to już wieloletnie zobowiązania na ponad 1 mld – i co tu mówić – bez „podkładki” w postaci podpisanego PPEJ,  pod takim kontraktem nikt nie chciał się podpisać.  Pozostaje tylko jeszcze „warunek wystarczający” – jak zdobyć samo finansowanie na inwestycje – czyli jak zmodyfikować istniejący (europejski) rynek energii żeby można było uzyskać finansowanie. To albo dzięki nagłemu wzrostowi cen energii (np. po 2016 – w pewien sposób prawdopodobne) albo specjalnym mechanizmom (kontrakty różnicowe) usilnie dyskutowanym obecnie przez Brytyjczyków. Tak wiec … nie od samego podpisu nad PPEJ wszystko zależy. Parafrazując – nasza jętka właśnie się wykluła po ciężkich latach w mętnej wodzie i zaczyna powoli przyoblekać się w kształt wczesno-młodzieńczy. Przed nim jeszcze bardzo wiele strachu i problemów – pożywienie, drapieżne ryby czy wreszcie poszukiwanie partnerki – czyli finanse z regulacją rynku, opinia publiczna i polityka i same umiejętności branżowe i wybór technologii. Na razie lata, ale czy da radę wykonać zakończony sukcesem taniec godowy – czas pokaże …