Już pierwsi kierowcy, którzy wyjechali w nocy zauważyli, ze lepiej się jedzie jeśli coś widać w oddali niż całkiem w ciemności. To oczywisty paradygmat naszego zachowania (oraz regulacji i sterowania wszystkich procesów),  że jeśli znamy choćby kawałek przyszłości, nawet niedokładnie i niewyraźnie to można działać lepiej niż podejmować decyzję z jednodniowym czy jednometrowym horyzontem przewidywania.  W motoryzacji zaczęto więc wszystkie samochody wyposażać w światła drogowe. Na początku z uwagi na problemy z zapasem elektryczności – modele Forda T miały lampy acetylenowe, ale wkrótce wynalazki pierwszych wersji współczesnych alternatorów (na początku używano prądnicy prądu stałego choć alternator wymyślił Tesla już w 1891). Lepiej jest więc widzieć i przewidywać niż nic nie widzieć , choć jeśli stosować światła drogowe w samochodzie to jak wiadomo są różnego typu. Mnie samemu zdarzyła się kiedyś dawno temu magiczna podróż  Fiatem 126p. Wyrafinowana konstrukcja tego samochodu, a zwłaszcza pewne oszczędności materiałowe połączone ze zmęczeniem poalkoholowym w zakładach produkcyjnych powodowały często duże problemy z przełącznikami świateł i ta przypadłość dopadła mój   samochód na około 10 kilometrów od celu, ale już głęboko w nocy. Nagle z przerażeniem skonstatowałem że dysponuje jedynie światłami długimi i … postojowymi bez żadnych możliwości pośrednich. Dojechałem do celu (co teraz oceniam jako kompletny idiotyzm, a moje usprawiedliwienie to tylko wiek, brakujące 5 czy 10 kilometrów i powód wyjazdu – młodzieńcza randka) stosując metodę jazdy na światłach długich a następnie przełączania na postojowe jak zbliżał się ktoś z naprzeciwka. Musiało to powodować piorunujące wrażenie dla innych uczestników ruchu drogowego – znikający nagle samochód wiec dokonałem twórczej modyfikacji i przy postojowych dodawałem tez awaryjne. Tym niemniej ta podróż nauczyła mnie, że jednak lepiej coś widzieć niż nie widzieć oraz że warto jednak korzystać z samochodów o wyższej klasie niezawodności.

 

Skojarzenia drogowe przychodzą na myśl patrząc na nowe dane energetyczne. URE ogłosiło bardzo niepokojący sygnał o radykalnym zmniejszeniu produkcji zielonej energii – wg danych w pierwszej połowie roku wyprodukowano tylko 23 % (!!!!) w stosunku do analogicznego okresu 2012. Wydaje się więc, że wchodzimy w okres dość radykalnego niedoboru OZE , a jeszcze niedawno mieliśmy czas w rodzaju „świńskiej górki” i nadpodaż certyfikatów i załamanie cen. Rynek OZE stał się wiec całkowicie rozregulowany i nieprzewidywalny, odbija się na przemian od totalnej nadpodaży do rynku braków – a wobec tego naturalnie ceny będą wachlować się od zadziwiająco niskich do rażąco wysokich. Dla ministerialnych i inwestycyjnych analityków zadziwiające trendy, dla inżynierów (używających nieco dłuższych świateł przy obserwacji energetyki) coś zupełnie naturalnego jeśli wziąć pod uwagę to co się dzieje legislacyjnie. Problem naprawdę poważny, że rozregulowanie rynku zagraża za chwile osiągnięciu nawet celów produkcyjnych energii odnawialnej w 2020 (15,5 %) , dzisiejsze 10 (czy nawet lekko ponad) zaraz może dostać zapaści. Jeszcze kilka lat temu wydawało się że istnieją zręby podstawowej strategii, może czasami niezbyt dobrze ocenianej przez niektórych ale strategii. Polska nie mając za wielkich zasobów wody, słońca czy wiatru, zdecydowała się jechać po krawędzi ograniczeń regulacji europejskich wprowadzając tyle ile się da najtańszego sposobu generacji odnawialnej – współspalania biomasy w dużych kotłach węglowych (pomijam całą dyskusję czy jest to rzeczywiście energia odnawialna, w pewnym czasie w papierach było w porządku, a najtaniej) oraz dokładać kolejne wiatraki dla osiągniecia celu produkcyjnego OZE 2020. Teraz wszyscy obserwatorzy są już całkowicie zagubieni, zakręcamy zupełnie i to mocno w las bo współspalanie zostaje powoli eliminowane prawnie (a wiec pozbawiamy się tego na co stawialiśmy do tej pory) a na dodatek brak ustaw o długoterminowym finansowaniu inwestycji OZE skutecznie zniechęcił wszystkich potencjalnych inwestorów do nowych inwestycji w farmy. Mamy więc 10 % produkcji z OZE które zaraz się mocno skurczy, a potem może w górę , może w dół lub może na tym samym poziomie – nikt już nie wie co się dzieje, a wygląda na to, że horyzont na jakim planowane jest działanie (który jeszcze przed chwila wyglądał na 2020) radykalnie ograniczył się do najbliższego Sylwestra,  a może tylko Bożego Narodzenia a może jeszcze wcześniej terminu kolejnej rekonstrukcji rządu.

 

Pal licho OZE – choć to duże miliardy, ale podobna strategia zaczyna dominować i w energetyce podstawowej , gdzie analizuje się procesy na tydzień albo miesiąc do przodu najwyżej. Załamanie inwestycji (bo ceny na giełdzie niskie – taki jest model giełdy) i ciągłe dywagacje w stylu „są jeszcze możliwości obniżenia ceny energii” – to nic innego jak jechanie wielką obciążoną ciężarówką po drodze z ostrymi zakrętami na światłach mijania. To że dziś dostaniemy 3-4 % mniej na rachunku na pewno jest bardzo spektakularne, ale brak inwestowania w energetykę (wytwórczą) wcześniej czy później doprowadzi do spektakularnego wzrostu cen (ciekawe czy będziemy dalej szukać możliwości obniżki). Wszyscy z niecierpliwością czekają na zapowiadane uaktualnienia strategii, a zwłaszcza znalezienie metody na budowę nowych  bloków, na razie jedyne fakty to przesuwanie kolejnych terminów ofert (jak Jaworzno) i terminy (sierpniowe) kiedy mamy wiedzieć jak będzie wyglądała budowa Opola.

 

Nie jestem w stanie odpowiedzieć jak (ma być optymalnie) ale chyba mam koncepcję dlaczego tak wygląda to w naszych czasach. Dramatycznie skrócił się horyzont ogólnego planowania działania przedsiębiorstw, spółek (a tez i samych rządów). Trochę wpadliśmy w wir giełdowych notowań, kursów i analiz i świat jest tak dynamiczny że z niepokojem wpatrujemy się w ekrany telewizorów lub smartfonów śledząc dynamiczne wydarzenia, a gubimy długoterminowe trendy i naprawdę istotne zmiany. Szukając efektownych porównań – tak jakbyśmy szukali grzybów w lesie w czasie bezksiężycowej nocy ale posługując się latarką. Wpatrujemy się pod nogi, może i czasami cos zgarniemy do koszyka ale na koniec na pewno boleśnie zderzymy się z wielkim, niewidocznym drzewem.  Energetyka na dodatek zdominowana jest teraz przez krótkoterminowe inwestycje, szybkie deale i wysokie stopy zwrotu. Wczoraj wielki bank i fundusz inwestycyjny JP Morgan wpłacił 410 milionów kary (czegoś w rodzaju kary) za manipulacje na rynkach energii (około 2010 w Kalifornii i Illinois). Znamienne ze komentarz JP Morgan – ze wpłacił ale nie przyznaje się ze robił cokolwiek nielegalnego, wpłacił żeby się nie czepiano (patrząc na 410 M warto zapytać ile zarobił), ale cały rynek na to pozwalał – co prowadzi do nieuchronnej konkluzji ze nowy rynek energetyczny zaczyna przypominać zakłady bukmacherskie i to jeszcze w wersji podejrzanego toru wyścigowego gdzie wszyscy układają się z dżokejami. Obserwacja spółek energetycznych w wiadomościach gospodarczych sprowadza się do nerwowych komentarzy ile dziś wzrosły albo spadły (częściej) akcje i obliczeniach dziennych, tygodniowych lub miesięcznych stóp zwrotu co zaczyna przypominać działania szalonego rolnika, który z centymetrem wybiega codziennie na pole i mierzy o ile urosło żyto. Stosowanie krótkich stałych czasowych do obserwacji procesów które zmieniają się w latach i dekadach – zawsze obarczone będzie potwornym błędem, ale niestety analiza zjawisk dynamicznych nigdy nie była mocna stroną na studiach prawnych lub ekonomicznych.

 

Problem jest, rozwiązania brak, diagnoza – może, ale i tak nie możemy na to nic poradzić. Pojawiła się właśnie też i nowa rządowa koncepcja na energetykę  – powołanie komisji (zwyczajnej lub nadzwyczajnej – trochę się zagubiłem). Gdzie indziej słychać głosy żeby jednak Ministerstwo Energetyki reaktywować , oczekujemy więc dość dynamicznej i owocnej dyskusji po wakacjach – całość trochę jak ze starego filmu gdzie głosowano nad wyborem metody głosowania.

 

Na razie, jak widać , wakacje. Ja znowu jestem w Grecji – słońce morze i muzyka zza okna. Teraz słyszę znajome dźwięki – to z filmu „Grek Zorba”. Każdy chyba pamięta – słynny taniec na plaży zaraz po tym jak zawaliła się kolejka linowa transportująca drzewa i upadły ambitne plany budowy kopalni. Grek Zorba umiał powiedzieć „jaka piękna katastrofa” i wspaniale zatańczyć. Ja tez musze ruszyć się z leżaka bo hotelowy zespół animacyjny zaprasza na zaczynający się kurs tańca ….

 

 

3 komentarze do “Po ciemku, wypakowaną ciężarówką, na światłach …. postojowych – jak zaczęliśmy planować w energetyce”

  1. Mały błąd redakcyjny:
    ” wg danych w pierwszej połowie roku wyprodukowano tylko 23 % (!!!!) w stosunku do analogicznego okresu 2012.”
    Wg. danych URE: w 1 połowie „wyprodukowano” 23% produkcji za cały rok 2012.

  2. Potwierdzam, na bazie publikacji URE (z 18.07.2013), że porównanie dotyczy całego roku 2012 przy czym „sumowanie za 2012 nie zostało jeszcze zakończone. Natomiast pełne dane dotyczące 2013 można rozliczać, najwcześniej, po zakończeniu I kwartału 2014. Takie informacje tak naprawdę niczego do wiedzy o produkcji z OZE nie wnoszą, skoro porównywane są dane wciąż spływające za poprzedni okres z danymi, które będą spływać do URE jeszcze przez kolejny rok.
    Pomijając powyższe to mam wrażenie, że samochody o wyższej klasie niezawodności decydentów energetyki również mają problemy ze światłami bo jakoś nie widzą, że dramat się powoli zbliża ale gdy to nastąpi, ich już personalnie raczej nie dotknie.

  3. Pingback: wiktoria giemza

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *