Ostatnim hitem energetyczno-ekonomicznym jest gaz łupkowy (shale gas). Technologia wydobycia gazu który skrywa się w skałach o niskiej przepuszczalności (i wobec tego nie zapewnia bezpośredniego przepływu surowca do odwiertu i łatwego wydobycia)  znana była już pod koniec XIX wieku ale tak naprawdę znalazła swój złoty czas po roku 2000. Wysokie ceny gazu naturalnego i modyfikacja dotychczasowej technologii (hydrauliczne kruszenie skały) dały impuls dla gazu łupkowego do bycia coraz bardziej cenionym surowcem energetyczny. Komercyjna technologia wyszła z USA (2002) gdzie w szybkim tempie shale gas zredukował prawie do zera zależność od importowanego gazu – jednocześnie wyprowadzając USA na czoło producentów , a firmy wydobywcze liczą się z możliwościami szybkiego podwojenia a nawet więcej produkcji. Teraz łupkowe Eldorado przenosi się do Polski gdzie według ocen (bardzo wstępnych) znajdują się największe w Europie złoża tego surowca – mogące uczynić z nas hybryde Kuwejtu z Katarem. Na dodatek w momencie konieczności budowy nowych elektrowni (i to raczej nie na węgiel) gaz łupkowy idealnie wpisuje się w naszą wymarzoną strategię – krajowy, tani, przynosi dochody i pozwala emitować mniej CO2.  Cora więcej firm posiada koncesje na próbne wydobycie, rosną instalacje i draży się pierwsze dziury w ziemi (z różnym skutkiem) czekając na upragnione zasoby.

Technologia ma jednak pewne minusy – o których raczej wola nie wspominać firmy energetyczne. Kruszenie skał wodą ładnie wygląda na papierze – w rzeczywistości pełno jest w niej (wodzie) środków chemicznych (na dodatek niewiadomo jakich – bo jest to cały czas tajemnica korporacji). W tej sytuacji ekolodzy protestują bardzo gorąco, a pojawiają się też i głosy z referencji już uruchomionych projektów – że szkody dla środowiska mogą być poważne. Niektóre kraje blokują wydobycie (Francja – co może tez być spowodowane preferowanej przez nich domowej energetyki jądrowej), brak jest do końca jasnych regulacji prawnych, a opory europejskie – np. Natura 2000 i konieczność wszystkich analiz środowiskowych może być problemem przy przejściu do pełnej fazy komercyjnej

Jest tez inna strona bycia nowym Kuwejtem i wielkim eksporterem energetycznych zasobów. Licząc jedynie na łatwe pieniądze i magiczne rozwiązanie wszystkich problemów – można łatwo się przeliczyć. Wielkie dobrodziejstwo spadające wraz z wygraniem losu na loterii lub odkryciem wielkich bogactw – rzadko przynosi efekt długofalowy i korzystny dla szczęśliwca. Badania jak potoczyły się losy ludzi którzy wygrali wielkie pieniądze na loterii lub światowych Totolotkach wskazują że większość z nich szybko straciło wielkie pieniądze i na koniec przeklinało ten początkowy szczęśliwy dzień. Zwykle niespodziewane pieniądze nie dają rozwoju w przyszłości – sam słyszałem o przykładzie polskich emigrantów w USA (zajmowali się głownie sprzątaniem) którzy po wygraniu 6 milionów $ – przeprowadzili się do wielkiego kosztownego domu i dalej sprzątali dojeżdżając do pracy … Lexusem. Po wydaniu większej ilości dostępnej gotówki – czekając na nowy cud dalej grając na loterii.

Jest też przykład krajów „przeklętych „ bogactwami” naturalnymi. Najmniejsza republika świata – Nauru – zaledwie 19 km linii brzegowej i 10 tys. mieszkańców.  W latach siedemdziesiątych – najbogatsze państwo świata (licząc dochód na głowę mieszkańców). Na Nauru są (właściwie były) jedne z największych złoży fosforytów i o najlepszej jakości. Przy wysokich cenach – mieszkańcy żyli w bajkowym świecie – bez podatków , wszelkie najnowsze nowinki technologiczne, import wszystkich dostępnych dóbr.

Nauru z lotu ptaka (Wikipedia) – tylko wąska linia brzegowa nadaje się do zycia – reszta to kopalnie odkrywkowe

Księzycowy krajobraz tego co zostało po eksploatacji złóż

Złota era szybko się kończyła – cena fosforanów spadła a złoża prawie całkowicie się wyczerpały. Dziś Nauru to całkowity bankrut który całkowicie jest zależy od pomocy rządu australijskiego. Nie ma literalnie nic – przemysłu czy pomysłu na życie – poza pracowaniem na posadach rządowych (10 % populacji – reszta bezrobotna). Wszystko jest importowane – żywność, woda, produkty przemysłowe. Wokół wyspy są jedne z najbogatszych łowisk ryb ale żaden z mieszkańców nie umie podnieść ręki do sieci lub wędki.  Cała wyspa jest całkowicie zrujnowana ekologicznie – co uniemożliwia jakakolwiek turystykę – no może poza ekstremistami będącymi zwolennikami księżycowych krajobrazów chętnych do zatrucia organizmu lub wypadku podczas spaceru. Nauru jest przykładem że bogactwo spadające z nieba – może być przekleństwem.

Boje się tez że tak i mogłoby być z shale gazem. Łatwe pieniądze to zawsze trudne procedury i niejasne kombinacje. To skierowanie gospodarki nie na wiedzę , edukację , innowacje i ciężką pracę a na prowizje i mętne interesy. Nauru oczywiście próbowały inwestować swoje bogactwa za granica – ale korupcja i zupełnie nietrafione interesy – właściwie roztrwoniły wszelkie oszczędności. Chyba lepiej żeby było trudniej ale na twardych podstawach. Dalszy rozwój przez nowe technologie i więcej produktów opartych o wykształcenie i wiedzę. Inaczej …shale gas (jeśli będzie go za dużo) może być jak darmowym pokarmem dla tłustych domowych psów i kotów – pozbawiających jakiegokolwiek instynktu łowieckiego. Tak jak dobry poeta i literat musi być zawsze głodny – tak i kraj rozwijający się na solidnych podstawach musi widzieć trudności i wyzwania – i trudności przezwyciężać a wyzwania osiągać. Dlatego też … z gazem łupkowym nie jestem do końca entuzjastą …

Jeden komentarz do “Gaz łupkowy … do końca nie jestem entuzjastą …”

  1. To o czym Pan pisze w ekonomii zwie się „chorobą holenderską”. I PRL na pewną jej odmianę cierpiał a związana była ona ze wzmożonym wydobyciem węgla kamiennego.
    Mam nadzieje, że mądrzejsi jesteśmy o tę pouczającą lekcje.
    Zawsze zaś możemy korzystać z doświadczeń Skandynawów.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *