W ostatnich dniach roku Ukraina i rosyjski Gazprom podpisały umowę , która elektryzowała środowisko energetyczne od co najmniej roku. Przez 5 kolejnych lat został utrzymany tranzyt gazu z Rosji do klientów w Europie Zachodniej poprze ukraińskie gazociągi i rozwiązane zostały kwestie arbitrażowe i sądowe związane z poprzednimi kontraktami. Pękające w szwach europejskie magazyny gazu, które z niepokojem czekały na wynik negocjacji i wszyscy analitycy energetyczni zastanawiający się co dalej z europejskim rynkiem – mogą odetchnąć … choć tylko na 5 lat.

Dla przypomnienia kilka słów o strategii obu stron.

Rosja rozwija swoje „gazowe kleszcze” rurociągów Nordstream II i TurkStream, które maja zapewnić tranzyt gazu do Europy z pominięciem krajów „trzecich” – Polski , Ukrainy – co nie tylko ma za zadanie pozbawić je opłat tranzytowych, ale przede wszystkim zmonopolizować możliwość dostaw gazu do Europy centralno-wschodniej i w ten sposób wpływać na sektor energetyczny i na politykę w ogóle. Dla Ukrainy kwestia tranzytu rosyjskiego gazu to kwestia „życia i śmierci” pod kątem infrastruktury gazowej w całym kraju, która  została zaprojektowana do przesyłu ogromnych wolumenów gazu i bez tranzytu trudno byłoby ją utrzymać. Opłaty tranzytowe (ok 2-3 mld  EUR rocznie) to też ważny punkt w globalnych przychodach ukraińskiego rządu. Obie strony zwarły się w 2019, bo Rosja dążyła do całkowitego odcięcia Ukrainy (jeśli Nordstream II byłby na czas) albo przejścia na bardzo krótkoterminowe umowy przesyłowe i uzyskanie oczywistego wpływu politycznego związanego dalej z Donbasem i Krymem. Ukraina musiała wykorzystać 5 minut gdzie zaniepokojone europejskie państwa (i klienci) naciskali na Gazprom i na gwarancje dostaw. Pomogło opóźnienie budowy NS II i pewnie także ostatnie amerykańskie sankcje (które też w szachownicy światowej polityki należy odbierać jako dodatkowy nacisk na porozumienie Gazprom- Ukraina). Finał jest rodzajem kompromisu dla obu stron – Rosja podpisuje porozumienie na 5 lat (zyskując czas na dokończenie NS II w 2020 lub jeszcze później) i odkładając szachowanie Ukrainy na czas swojej lepszej koniunktury politycznej, Ukraina zyskuje 5 lat na modernizację swojej infrastruktury, poprawę gospodarki  i … włączenie (lub nie) w europejski system energetyczny.

Długoterminowy horyzont dla Ukrainy (jak i dla Białorusi) jawi się w dwóch barwach – albo  będzie to rodzaj „energetycznej wasalizacji”, gdzie polityka miesza się z energetyką i dostawą surowców z Rosji (całe ostatnie 20-lecie to przykłady takich działań) albo zbudowanie alternatywy w postaci łączenia z systemem energetycznym i surowcowym Europy. Pierwsze rozwiązanie wiadomo jak wygląda i Ukraina przerabiała to np. w roku 2009 i negocjacjach poprzednich kontraktów gazowych z Rosją (przemieszanych kwestią floty czarnomorskiej) gdzie za cenę i gwarancję dostaw trzeba oddać ważne pola polityczne. Drugie rozwiązanie wcale nie jest łatwiejsze –  Ukraina jest energetycznie zorientowana w „wschód” zarówno w rurociągach gazowych i opłatach tranzytowych jak i systemie energetycznym (synchronizacja z rosyjskim systemem IPS/UPS – porozumienie BRELL), tu poza oczywiście tzw. „wyspą bursztyńską” – małym obszarem połączonym z polskim i dalej europejskim systemem. W zakresie gazu podjęty jest wielki plan dążenia do samowystarczalności (rozbudowa własnego wydobycia) i możliwość wykorzystania jednych z największych w Europie magazynów gazu dla uniezależnienia się od importu i przeciwdziałania ewentualnym „Gazpromowym perturbacjom” (tu oczywiście odpowiedź Rosji to utrzymywanie tranzytu na najniższym możliwym poziomie i … niska cena – blokująca import z innych krajów). W energetyce – konieczne jest długofalowe przejście na europejski system synchronizacji UCTE, ale to wymaga czasu. Wstępnie wspomina się o 2025 jako o dacie połączenia z Europą, ale nie jest to chyba realne technicznie – warto wspomnieć, że właśnie 2025 to finalna data „uwolnienia z BRELL” krajów nadbałtyckich (Polska szczęśliwie zintegrowała się z UCTE już w latach 90-tych).  Synchronizacja krajów nadbałtyckich będących już w UE, mających zintegrowane prawo, relatywnie małych obszarowo i wolumenowo i od dawna współpracujących z rynkami skandynawskimi wymaga czasu – co więc mówić o całej Ukrainie.

Jest to wiec kluczowy element energetycznej układanki i właściwie już dziś należałoby prowadzić ukraińskie i europejskie prace jeśli nie chce się powtórzyć przyszłych negocjacji o tranzycie z Gazpromem w 2025, wtedy już w znacznie gorszych warunkach negocjacyjnych. Ukraina musiałaby podjąć też ogromny wysiłek w dalszym rozwoju rynku energii i podwyższenia jego transparentności (na razie pierwsze wyniki wprowadzonego w lipcu 2019 nowego rynku są dość … różne).  Rynek zachowuje się nie do końca stabilnie i tu przez chwilę na Ukrainę zaczęła wlewać się importowana energia z Rosji (jak tylko jest możliwość to energetycznie Rosja eksportuje wszystko co może, ale właśnie zablokowano import specjalnym dekretem, co oczywiście zmieni na pewno to, że wzrośnie import z Białorusi). Tu widać też jak nakładają się już interesy na niższych – krajowych poziomach i problemy z naszymi połączeniami Polska- Ukraina. My chwialibyśmy zwiększyć gazowe, a Ukraina reaktywować most energetyczny- dawną linię 750 kV – chęci nie przekładają się w dwustronne porozumienia o strategicznej współpracy.

Pytaniem jest też czy Europa (ta UE) ma w ogóle czas i chęć do zajmowania się energetyczną Ukrainą w swoim dążeniu (i problemach) z polityką klimatyczną i neutralnością i eliminacją węgla i atomu. W lobbystycznych działaniach i nowych regulacjach zatraca się widzenie strategiczne i skupia się na europejskich problemach, a jest ich dużo- od uciekającej Anglii, strajkującej Francji, nordstreamowych Niemiec i będących w stagnacji Włoszech – tu częściowo jest popularne myślenie żeby nie robić sobie dodatkowego kłopotu i mieć stabilne dostawy rosyjskiego gazu, a tam na jakimś wschodzie to niech się najwyżej tłuką miedzy sobą.

Jedno jest pewne – za 5 lat polityka rosyjska się nie zmieni i tu możemy być pewni ze Gazprom wyciągnie swoje wszystkie atuty.  Problemem jest jak zawsze fakt, że Europa patrzy na energetykę i surowce przez pryzmat ceny (i ewentualnie lobbingu klimatycznego), a Rosja zawsze przez optykę polityki (a cena jest dopiero wypadkową kolejnych zdarzeń).

Czasu jest bardzo mało. Dziś w negocjacjach Rosja-Ukraina  – remis i odłożenie zwarcia do drugiej rundy. Pytanie czy zarówno Europa jak i Ukraina wykorzystają najbliższe lata, żeby przystąpić do kolejnej rundy z werwą i siłą albo czy jak to często było w historii odda pola walkowerem.  Europa ma 5 lat na energetyczną integrację Ukrainy… albo może też inaczej- Ukraina ma 5 lat żeby zintegrować się z Europą albo zdecydować, że pozostanie na wschodzie.

2 komentarze do “Europa ma 5 lat na energetyczną integrację Ukrainy.”

  1. Gdyby Europie zależało na integracji Ukrainy to by nałożyła pełne sankcje na Rosję natychmiast po zajęciu Krymu.
    Europa i Polska poradzi sobie bez ruskiej ropy i gazu – Rosja bez kasy za surowce raczej nie przypuszczam.

  2. Tak poza tym wszystkim zastanawiam się jeszcze czy aby Ukraina chciała by sie integrować z Europą czy woleli by dążyć do dawnego powojennego CCCP tudzież obecnej rosyjskiej putinowskiej satrapii bo szczerze mówiąc to ja mam wątpliwości – szczególnie co do ichniejszych „elyt politycznych” bo znając kilku Ukraińców którzy od wielu lat przyjeżdżają do Polski i to co mówią o swoich politykach to nie wygląda ciekawie.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *