Wzrost cen jest nieuchronny. Należy to zaakceptować, a nawet polubić..należy też zdać sobie sprawę z kilku paradoksów…

Koszt produkcji energii elektrycznej w Polsce rośnie z kilku powodów.

Po pierwsze globalny wzrost cen paliw – wystarczy popatrzeć na ceny benzyny na stacjach paliw (już zaraz 5 zł) i przypomnieć sobie jak kiedyś było tanio. To wszystko jest spowodowane gwałtownym wzrostem cen paliw na rynkach światowych (trend od ok. 2004 roku) – nie tylko ropy naftowej ale także i węgla. Paliwo zdrożało ponad dwukrotnie (ropa i gaz nawet więcej) – to musi odbić się na cenie energii elektrycznej.

Po drugie – to konieczność inwestycji w nowe elektrownie w Polsce. Było to zaniedbane od wielu lat. Żyliśmy uspokajani nieprzerwanymi dostawami energii i kolejne rządy nie reagowały na coraz bardziej dramatyczne apele sektora wytwarzania – że należy budować nowe elektrownie. Przyrost mocy przez ostatnie 20 (!) lat (od 1990) jest zatrważający – może 700 MW w elektrowniach gazowych, kilka nowych bloków węglowych (z nowo wybudowanym Bełchatów II to raptem 1900 MW) i trochę zielonej energii. To mniej niż 10 % całości mocy w kraju. Nie wystarczy na odtworzenie (stare elektrownie i stare kotły kiedyś musza przestać pracować). Już około roku 2015 pewnie musimy importować energię. Konieczne wielkie inwestycje – a to oznacza wielkie pieniądze i duże podwyżki cen.

Po trzecie (jakby mało było jeden i dwa) to regulacje Unii Europejskiej – niekorzystne dla elektrowni węglowych które u nas są podstawą systemu. Handel emisjami CO2 i nowe limity emisyjne (malejące), nowe dyrektywy CCS z limitami emisji dla nowych instalacji, To miedzy innymi wymusza kosztowny program energetyki jądrowej. I jeszcze dodatkowo dyrektywa dotycząca obowiązku produkcji zielonej energii (odnawialnej) – a elektrownia wiatrowa, słoneczna wciąż jest znacznie droższa niż konwencjonalna – to składnik kosztu który musimy ponieść.

Wszystko razem – oznacza jedno – energia musi drożeć. Dziś na rynku hurtowym jej cena to ok. 200 PLN/MWh – w krótkim czasie powinna się podwoić . Ten nowy poziom oznaczałby opłacalność nowych inwestycji energetycznych a bez nich grozi nam deficyt produkcji. Ten nowy poziom jest nieuchronny i tak naprawdę odpowiada kosztom i cenom naszych czasów. Jeśli akceptujemy podwyżki cen benzyny, żywności , surowców – nieuchronne jest to samo dla energii elektrycznej. Niestety im szybciej tym lepiej. I tu paradoks pierwszy – bez podwyżek cen – nie ruszą nowe inwestycje – a jeśli nie rusza one szybko – deficyt energii będzie jeszcze większy – z wiec spóźnione podwyżki znacznie wyższe.  Problem jak możemy mentalnie się do tego przygotować .

Dziś taryfa (cena) energii elektrycznej dla odbiorców indywidualnych jest regulowana (zatwierdzana przez Urząd Regulacji Energetyki). Powodem jest brak konkurencji na rynku energii dla klientów indywidualnych – co jest niewątpliwie prawdą – dziś koncernom energetycznym nie opłaca się walczyć o klientów indywidualnych TPA (Third Party Access – tzn. podłączonych do sieci na obszarze konkurencji). Zyski ze zmiany sprzedawcy są marginalne (jeśli w ogóle są ) a ilość klientów zmieniających dostawców to ok. 1500 (na około 16 mln uprawnionych).  I tu paradoks drugi – dopóki taryfa G (klienci indywidualni ) będzie regulowana (brak możliwości szybkich i dużych podwyżek) – nie będzie konkurencji – a dopóki nie będzie konkurencji – dalej będzie regulacja.

Wnioski wydają się proste. Należy przygotować się na bolesne podwyżki i je zrealizować. Cena energii musi znacznie wzrosnąć (pewnie nawet się podwoić) co odbije się na naszych rachunkach domowych (pewnie z uwagi na podatki i strukturę cen – co najmniej tak samo). Należy jak najszybciej wdrożyć osłonę gospodarstw indywidualnych o najniższych dochodach (tzw. odbiorca wrażliwy) – w pewien sposób subsydiować ich rachunki – inaczej część społeczeństwa nie będzie w stanie płacić za energie i cofnie się do okresu mroku.

Łatwej napisać niż zrobić. Dziś ceny energii elektrycznej w Polsce w wartościach bezwzględnych (porównując tylko ceny) – są w środku stawki europejskiej. Natomiast uwzględniając parytet nabywczy (płace) – jesteśmy już na zaszczytnym drugim miejscu (wyprzedzają nas tylko Węgry) – ale na pewno ich przegonimy.  Wzrost cen – i to mocny – to bardzo niepopularna decyzja i na pewno nie  będzie tu konsensusu sił politycznych. Jakże łatwy do wykorzystania argument w roku wyborczym i z tego pewnie względu na szybko nic się nie wydarzy.  Z politycznego punktu widzenia pewnie właściwa decyzja – z technicznego, oznacza ze inwestycje znowu poślizgnął się o co najmniej rok.

Niestety techniki (i ekonomii) nie da się obejść. Ceny wzrosną. Niestety jak z bolesną operacją – im szybciej tym lepiej , przedłużająca się choroba to tylko odkładanie i zwiększanie problemów. Wszyscy razem (i klienci indywidualni i cała gospodarka) musi zapłacić za wieloletnie odkładane inwestycje w sektorze. Należy zacząć wyrabiać nawyki – gasimy światło, używamy energooszczędnych żarówek, zaglądamy do rachunku. I na wszelki wypadek – kupujemy latarki i świece.

5 komentarze do “Energia elektryczna musi drożeć ….i my musimy to zaakceptować …”

  1. niestety świeczki nie są żadną alternatywa :/ jedna świeczka, która będzie się palić około 8h kosztuje 2 zł – z drugiej strony żarówka 60W (na pewno zapewni o wiele więcej światła niż świeczka) działając przez 8h zużyje około 0,48 kWh co przy cenie około 0,55zł/kWh (en elektryczna loco dom) kosztować nas będzie ok. 0,26 zł. Nawet jeśli energia elektryczna zdrożeje 5razy – zawsze wybiorę żarówkę 🙂

  2. @Łukasz: Tak dla uszczegółowienia dodaj jeszcze koszt żarówki energooszczędnej do ceny końcowej 🙂

    Przyjmując proste wyliczenie, że wybieramy najtańszy wariant żarówki, powiedzmy taką za 10 zł i idealizując, że poświeci te 6000h, wyjdzie nam 0,26 zł plus nieco 1gr za każde 8h świecenia.
    Gdy jednak wybierzemy produkt z wyższej półki, za żarówkę zapłacimy nawet 40zł, co z kolei oznacza nawet ponad 5gr za każde 8h świecenia. A jeśli jeszcze przyjmiemy, że żywotność żarówki spadnie w czasie jej eksploatacji o 10% to nawet 6gr. No ale ok to tylko koszt stały, dla użytkownika końcowego.

    Ale przecież i tę żarówkę trzeba gdzieś wyprodukować. Jeśli wszędzie energia podrożeje 5-krotnie, to będzie to miało wpływ i na fabrykę żarówek. Oczywiście 5-krotny wzrost ceny en. elektrycznej w fabryce nie spowoduje 5-krotnego wzrostu ceny żarówki w sklepie, ale na pewno będzie on zauważalny. Pomijam już sprawę, że i w sklepie narzucą większą marżę, żeby płacić za droższy prąd.

    Pozostaje tylko pytanie, czy i kiedy świeczka stanie się bardziej oplacalna?? 🙂

  3. Chciałbym zwrócić uwagę, że w tekście stwierdzenie o świeczkach jest stwierdzeniem przewrotnym i cynicznym – chodzi o zakup świeczek, na wypadek przerw w dostawach energii elektrycznej. Nawet najtańsza żarówka nie będzie świecić bez zasilania.
    Przyjmując stały wzrost zapotrzebowania na moc w Polsce w najbliższych latach (w końcu jesteśmy zieloną wyspą i się rozwijamy). Nakładając na to planowaną moc zainstalowaną dostępną, możemy zauważyć, że już w niedługim czasie mocy dostępnej w krajowym systemie elektroenergetyczny będzie brakować. Obecnie nadwyżka mocy – zwłaszcza latem – jest minimalna. Przy braku inwestycji, pewnego niesamowicie upalnego sierpniowego popołudnia w środku tygodnia… braknie mocy.

  4. @Piotrek – zapomniałeś uwzględnić, że energia elektryczna jest obecna w każdej gałęzi przemysłu – a zatem jeśli zdrożeje to i świeczki też zdrożeją. Według mnie cena równowagi pomiędzy tymi źródłami światła jest dużo dalej niż nawet 5cio krotny wzrost obecnej ceny 🙂 ale to już taka trochę akademicka dyskusja 🙂

    pozdrawiam

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *