Świat można zbawiać na różne sposoby. Od idealistycznych samodzielnych wystąpień, mesjańskich powołań lub autokratycznych rządów, które nieodwołalnie zapadają się w tyranie, aż po tajne, sekretne stowarzyszenia, które skupiają ludzi światłych i wpływowych i dyskretnie wpływają na losy ludzkości.  W tym ostatnim przypadku najbardziej znane jest powstałe w XVII wieku wolnomularstwo (masoneria).  Zaczęło się to wszystko na terytorium Anglii i Szkocji by wkrótce szybko rozprzestrzenić na cała ówczesną Europę. Wolnomularstwo – a właściwie wolne murarstwo – bo symbolem ruchu są przecież budowalne instrumenty – kielnia, cyrkiel i węgielnica (przyrząd dla narożnika budynku, wytyczający kąt prosty) – mularz to dawna forma określania murarzy w językach zachodnich a same terminy free mason były używane od średniowiecza na określenie bractwa czy stowarzyszenia, zwłaszcza w wolnych zawodach. Jeśli do tego doda się ezoteryczną otoczkę, tajemnicze rytuały i skomplikowany, wielostopniowy i sekretny sposób przyjmowania nowych adeptów, zamiesza metafizyką, filozofią z dodatkiem literatury i muzyki, a przede wszystkim skieruje do osób możnych i wpływowych – jak nic mamy nowy ruch czy rodzaj sekretnego stowarzyszenia, zwykle biorącego na swoje barki los całego świata i ideałów zbawiania ludzkości. Na pewno bardzo kuszące – któż nie chciałby być członkiem sekretnej Loży, pełnej zamaskowanych mniej lub bardziej tajemniczych osobowości i przy dźwiękach muzyki w ukrytym miejscu, dyskutować o planach zmiany świata w kierunku wolności, braterstwa i ogólnego postępu. Dokładnie o co chodziło, czy rzeczywiście wszystkie rewolucje (amerykańska i francuska) to efekt działania masonów? Tego nie wiadomo, jednak na pewno zostali negatywnie zakodowani w naszej podświadomości jako niecne grupy żonglujące losami państw. Z drugiej strony też trochę kuszące dziwnymi obrzędami (rytami) i samą organizacją- loże obediencje i wreszcie tajemniczością czy w końcu samą nazwą – Loża Wielkiego Wschodu Francji, czy też jednym z najbardziej rozbudowanych formalnie Rytu Szkockiego Dawnego i Uznanego w którym można dostąpić zaszczytu osiągnięcia stopnia „Kawaler Jerozolimski”, „Mason Królewskiego Sklepienia” czy też „Najwyższy Rycerz Różokrzyżowiec”.   O ile w XVIII i XIX wieku traktowano to wszystko ze śmiertelną powagą (właściwie wszyscy wiodący politycy i naukowcy byli  wolnomularzami),a słynny awanturnik Cagliostro zakładał loże w Warszawie, a potem mieszając w tzw. „aferze naszyjnikowej” pośrednio przyczynił się do wybuchu rewolucji francuskiej,  to powoli z naszymi bardziej plebejskimi czasami same ryty i nazwy, stały się otwarte dla normalnej publiczności. O ironio losu można znaleźć strony lóż wolnomularskich w Internecie i bardziej budzą uśmiech na twarzy swoimi nazwami niż wypieki ekscytacji.  Choć z jednej  strony można z masonerii żartować, ale przykład włoskiej organizacji P2 (od nazwy Propaganda Dwa)  w latach siedemdziesiątych (tak około 1974-81 to szczyt i zarazem koniec jej działalności) ubiegłego wieku jest porażający. P2 , nie uznawana przez czystych i idealistycznych „wolnomularzy”, byłą prawdziwą organizacją skupiającą wpływowych biznesmenów, różnej maści oraz polityków, różnych partii, z mocnym sosem antykomunistycznych celów, ale szybko dryfującej w kierunku ciemnych interesów, również z bankami Watykanu, przelewów milionów ówczesnych lirów, coraz bardziej tajemniczych rytuałów ale bardziej szantażu, pieniędzy i oczywiście mocno lub jeszcze bardziej zdeprawowanych kobiet do towarzystwa przy okazji.  Koniec nastąpił 20 maja 1981 kiedy ujawniono listę 962 nazwisk członków P2 gdzie ze zgrozą odkryto „górną półkę” ówczesnej włoskiej  finansjery, polityki i biznesu – a przykład P2 to oczywiście młyn na wodę i koronny dowód wszystkich wyznających teorie spiskowe dziejów i udowadniających że istnieją organizacje pociągające za sznurki „z tylnego fotela” ale za to z cyrklem w ręku.

Masoni są więc zarazem idealistyczni, ezoteryczni, tajemniczy (dla niektórych), szkodliwi i złowieszczy (dla innych) a też po trochu  dość zabawni w naszych czasach, ale realizują chyba nasze wewnętrzne, ukryte pragnienia stowarzyszeń czy też posiadania władzy dla zmieniania kursu historii czy też po prostu podejmowania decyzji politycznych i gospodarczych, które przynoszą nam bezpośrednie korzyści.  W tym miejscu skręcamy więc w stronę zwykłej koterii i lobbystów, którzy istnieli od zawsze (prawdopodobnie od pierwszej wspólnoty plemiennej w jaskini, a na pewno w świecie starożytnym – są na to udokumentowane publikacje pisarzy antycznych). Koteria jest więc czymś zupełnie obowiązkowym i normalnym, tu już bez żadnego zbędnego ceremoniału i rytu, a decyzje są mniej idealistyczne, a  po prostu podyktowane interesem danego państwa czy danej grupy.

Dzisiejsza Europa, a Europa energetyczna szczególnie, nie jest oddalona od dawnych zwyczajów i mechanizmów. Rolę osób wpływowych i decydujących o strategii, prawie i konkretnych regulacjach przejmują Komisarze – i jak to zwykle bywa – każdy z nich tak jak kiedyś Czcigodny Mistrz może mieć różne cele i opinie. Na pierwszy plan zawsze wychodzi moja ulubiona postać komisarz ds. działań w dziedzinie klimatu Connie Hedegaard (może tu mały przytyk z mojej strony, ale z wykształcenia literatoznawca  i historyk – co niestety dość widać przy wypowiedziach na tematy techniczne).  Connie jako Dunka jest silnym zwolennikiem energetyki odnawialnej i oczywiście wrogiem węgla (w pierwszej kolejności), ale również innych paliw kopalnych jak też i niebezpiecznego atomu.  Idąc w kolejności od najbardziej ekstremalnych, kolejny w kolejce jest Janez Potocnik – komisarz ds. środowiska (to ekonomista i polityk) – tu różnice w stosunku do Connie są niewielkie, stanowisko może nieco mniej radykalne, ale naturalnie (środowisko) ekologiczne i odnawialne. W środku należy ustawić komisarza ds. energetyki Gunter Oettinger ( wykształcenie Prawo i Ekonomia). Zawodowy polityk niemiecki, czasami krytykowany na forum europejskim za dość słabe umiejętności językowe w zjednoczonej Europie. Oettinger prezentuje bardziej realistyczne stanowisko, tak naprawdę wypadkowa aktualnej niemieckiej polityki energetycznej, a więc mocny impuls dla energetyki odnawialnej, ale przy zachowaniu dużej dozy realizmu i konieczności zachowania także energetyki podstawowej – aczkolwiek w wydaniu Oettingera to raczej gaz oraz istniejące do tej pory elektrownie niemieckie węglowe. Komisarz jest natomiast zdecydowanym zwolennikiem zamknięcia energetyki jądrowej (tak jak polityka Niemiec) ale nie stawia na przykład barier dla wydobycia gazu łupkowego więc tutaj daje szanse.  Jak wiać cały aktualny zestaw „energetyczny” nie wróży dobrze polskim interesom – czego efekt było widać  w ostatnim przeforsowaniu backoloadingu CO2 gdzie interesy całej trójki były mniej więcej zbieżne.  Pewne szanse daje dookooptowanie do powyższych Joaquima Almunia – komisarz ds. konkurencji (Hiszpania , z wykształcenia ekonomia i prawo) który ostatnio niespodziewanie zabrał głos w sprawie energetyki popierając nowe propozycje modyfikacji zasad rynku energii wprowadzające kontrakty różnicowe dla energetyki atomowej (Hiszpania ma energetykę atomową).  Tu dodatkowo reprezentowane są  połączone interesy Wlk. Brytanii – ich modernizacja sektora oraz Francji – producenta reaktorów.  W całym zestawie widać  dwa dość smutne fakty. Po pierwsze, słaba reprezentacja i wpływ Polski na decyzje w kluczowych europejskich zagadnieniach energetycznych. Nie tylko nie mamy nikogo, ale jesteśmy poza głównym nurtem europejskich interesów.  Po drugie,  obraz pokazujący jakie są ścieżki kariery w europejskich urzędach. Nie ma żadnego inżyniera ani kogoś kto miałby  pojęcie o technice choćby na poziomie basic , co zresztą potem widać w dyskusjach na forum komisji . Zachęcam do przeczytania otwartych protokołów dostępnych na stronach internetowych – dość przerażających dla inżynierów.

Żeby z kolei nie być całkowicie negatywnie nastawiony, chciałbym pokazać postać, która mi się podoba – Neelie Kroes – holenderska ekonomista i polityk – komisarz ds. agendy cyfrowej. Ona też nie jest inżynierem, ale dzięki jej zdecydowanym działaniom płacimy mniej za roaming w całej Unii Europejskiej. Może koncerny telekomunikacyjne płaczą, ale dla ludzi to coś wreszcie sensownego i cała postać jest optymistyczna – ponad 70-letnia (ur. 1941) osoba, ale z wielką energią i naprawdę zaangażowaniem w działania dla większej konkurencji i dla społeczeństwa (sens opłat roamingowych mogą popierać tylko prezesi telekomów). Okazuje się że jednak …. czasami można z sensem ….

 

Ale w energetyce  … który z wyborów z tytułu postu … wciąż trudno zdecydować …

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *