Właśnie się dowiedziałem ze podżyrowaliśmy gwarancje bankowe dla Grecji – w sumie drobne 250 milionów Euro wobec wciąż ich rosnących potrzeb (już ponad 120 mld było, teraz dodatkowe 90) …  wychodzi wiec niecałe 7 euro na Polaka – czego się nie robi dla ojczyzny demokracji … Dziś Grecy dostali też dodatkowe ultimatum do końca czerwca – bez zaciskania pasa (a jednocześnie głosują nad wotum zaufania dla rządu) nic z nowych kredytów.

Grecja – zawsze zajmuje ciepłe miejsce w moim sercu – był to pierwszy kraj kapitalistyczny (ówczesna Jugosławia się nie liczyła) który zobaczyłem jako podrośnięte dziecko na wycieczce z rodzicami w latach 80-tych. Ówczesne wycieczki nieco odbiegały od obecnych, nie tylko standardem hoteli i podróży ale przede wszystkim wyposażeniem turystów. W tamtą stroną każdy obowiązkowo w swoich walizkach miał takie artykuły pierwszej potrzeby jak kryształowe wazony i popielniczki, żelazka i lokówki, rosyjskie i niemieckie aparaty fotograficzne, śpiwory i namioty (mieszkaliśmy oczywiście w hotelach) oraz nieodłącznie (dzieci i emeryci też) po dwie tzw. sztangi papierosów Marlboro połączone z bliźniaczymi butelkami polskiej wódki. Z powrotem (lato) dużym zainteresowaniem cieszyły się z kolei swetry i …błamy – w postaci wyprawionej jak i uszytych już futer, kożuszków czy kurteczek. Po latach zrozumiałem też jaki towar na wymianę miały trzy panie w naszej wycieczce, o jaskrawoblond kolorze tlenionych włosów, nieco korpulentnych figurach ale bardzo krótkich spódniczkach i wysokich obcasach, które dla odmiany nic (dużego) nie wiozły w bagażach, ale wróciły z pokaźnym zapasem kożuchów i futer.  No cóż …nie od dziś Polaków nazywano Fenicjanami Wschodu. Byliśmy na wycieczce w mieście Epidaurus – jest tam nieprawdopodobny antyczny teatr (na kilkanaście tysięcy miejsc), przewodniczka poprosiła o ciszę i zajęcie miejsc a następnie zapaliła zapałkę na scenie – akustyka z innego wymiaru spowodowało że słychać było w każdym miejscu jak przy uchu. Ponieważ to były same kamienie, a to jeszcze nie czasy bud i straganów, w ogóle nie widziałem żadnych Greków poza jakimś samotnym strażnikiem w budce na horyzoncie. Jak wróciliśmy po pół godzinie do autokaru słyszałem rozmowę dwóch kobiet w średnim wieku na fotelach za mną …”ciężko było ale poszło żelazko, wazon i półmisek. Na koniec jeszcze popielniczkę wytargowałam z nim” i szelest przeliczanych banknotów (drachm) które wówczas uchodziły za twardą walutę.  No cóż, w końcu sam pożegnałem się z aparatem Zorka 4 – kultowa radziecką kopią niemieckiej Leica z lat 40-tych, po krótkiej rozmowie na migi z portierem w jednym z hoteli.

Grecja jest też ukochanym miejscem wakacyjnym mojej żony. Greckie jedzenie – tzaziki i ośmiornice, tawerny, domowe wino i oszałamiający błękit morza powiązany z bielą małych domków , powoduje że jakoś zawsze wybiera ten kierunek. Na początku próbuje się bronić podsuwając inne możliwości – przecież piękna jest Hiszpania, Turcja czy Egipt, a zawsze jakoś po przeglądaniu wakacyjnych katalogów moja zona mówi „znalazłam super okazję …Apollo coś tam Spa Hotel … na greckich wyspach”. Raz próbowałem zaprotestować co skończyło się trzydniową cichą wojną bez posiłków i kosztowało mnie sukienkę i buty jako rekompensatę za to okrucieństwo nie do opisania.  Teraz (nie jest prawda że mężczyźni się nie uczą) reaguje prawidłowo i w tym roku entuzjastycznie przyjąłem wiadomość że w lipcu lądujemy znowu w Grecji.

Energetyka grecka (tak jak i obecne protesty) socjalistyczna. Łącznie moc zainstalowana (na 11 milionów obywateli) to ok. 14 000 MW – większość paliwa to węgiel brunatny – ok. 35-40 %, trochę gazu, ropy i duży segment odnawialny – prawie 20 % a planują podwoić do 2020 roku. Na razie mają 1500 MW w wiatrakach – chcą więcej jak wszyscy – nawet do 9000 za 9 lat (ambitnie). Do tego też plany wielkich elektrowni słonecznych – ale akurat do tego to maja super warunki … Najbardziej interesująca jest struktura własnościowa – 94 % wszystkich elektrowni jest zgrupowane w jednym koncernie –grecki skrót to DEH a angielskie tłumaczenie  PPC  (Public Power Corporation) – który jest oczywiście w większości państwowy. Podaję parametry – moc elektrowni 12 760 MW, przychód roczny ok. 5,8 mld Euro i zysk brutto 0,5 mld – wszystko to  bardzo zbliżone do naszego narodowego największego czempiona – Polskiej Grupy Energetycznej (12,2 GW mocy wiec ciut mniej). Jak patrzeć na cenę energii elektrycznej – to u nich nawet taniej !!!! ( w wielkościach bezwzględnych 10,3 Euro za 100 kWh – cena dla gospodarstw domowych wobec 12,9 w Polsce, jak przeliczyć przez parytet zarobków to już różnica jest kolosalna ale drożej od nas to tylko na Węgrzech).  Teraz jednak nie jest już stabilnie i słodko. W nowym planie ratunkowym Unii Europejskiej konieczna jest prywatyzacja (czytaj wyprzedaż) wszystkiego co możliwe (maja znaleźć 50 mld) więc PPC idzie w pierwszym rzucie – oczywiście pracownicy już zaprotestowali wyłączając niektóre elektrownie i grożąc całkowitym odcięciem dopływu prądu, ciemnością i brakiem klimatyzacji ….

Z pewnym niepokojem wiec przygotowuje się na wczasy w ulubionej dla mojej żonie Grecji, pakując latarkę, zapałki, gotówkę w drobnych banknotach i rozkład ratunkowych lotów z innych lotnisk … w pesymistycznym wariancie – drogo, jedząc wyłącznie wczorajsze tzatziki w ciemnym i dusznym hotelu, otoczony przez nieuprzejma strajkująca obsługę wymachująca kijami …

ale będzie przecież jak zawsze – słonecznie, błękit morza, ośmiornica i wino z posmakiem sosnowej żywicy (rycyna)  … bo Grecja czy w kryzysie, czy bez, jest zawsze piękna .

2 komentarze do “Energetyczne podróże – Grecja”

  1. No tak ale ponad 50 % gospodarki to tzw. panstwowa czyli de facto partyjna, zwiazkowa etc.
    To jednak chyba nie kapitalizm doprowadzil ich do ruiny, lecz ten socjalizm. Co nic dziwnego. U nas sa tez partie, srodowiska, ktore tez chca utrzymac socjalizm( oficjalnie strategiczna wlasnosc, panstwowa, polska, narodowa etc.)

  2. Jednak autor zapomniał doliczyć do greckich rachunków energetycznych także innych, obligatoryjnych opłat. W efekcie za nic w świecie nie wychodzi to taniej, niż np. w Warszawie. Niegdyś – było to około roku 2008 – po otrzymaniu rachunku energetycznego za małą firmę „mieszkaniową”, rodzinną, z ciekawości wszedłem na strony jakiegoś dostawcy warszawskiego. Sprawdziłem prognozę ile bym zapłacił i suma wyszła 2,5 raza taniej w Warszawie, niż w Atenach. Goła „cena energii” to nie wszystko co trzeba w tym rachunku dźwigać.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *