Pierwszy dzień polskiej prezydencji zastał mnie w podróży … na urlop jak zwykle do Grecji…. Okazało się ze jednak pomimo koktajli Mołotowa i kamieni przyjęli program oszczędnościowy i wobec tego wypakowali bagaże i rozwieźli turystów po hotelach.  Słońce i morze , niewzruszone na stopy procentowe i problemy sektora bankowego – wspaniałe. W hotelu z nadzieją patrzę na polskie programy telewizyjne  i jest TV Polonia. Właśnie transmituje na żywo jakiś koncert  inauguracyjny (Polska prezydencja). Nie wiem czy wszyscy widzieli program TV Polonia – warto ale krótko. Na kablówce zwykle wstydliwie jest skrywany na numerach powyżej 250 pomiędzy TV Kurdystan i  47-my program lokalny włoskiej telewizji. Za granica to wizytówka Polski i nadzieja dla naszych rodaków na kontakt z krajem i językiem. I co wszyscy dostają  …. (tu każdy normalny człowiek powiedziałby – filmy, aktualną muzykę, wiadomości i jak najwięcej polskiej zabawy i radości). Każdy kto oglądał – wie że nieprawda. Są tylko wiadomości (Telexpress i Dziennik transmisja o 19.30 ) a oprócz tego … martyrologia (przeważnie II wojna światowa, wydarzenia na Kresach i inne tragedie narodu polskiego), muzyka poważna (Chopin i inne koncerty filharmoniczne gównie na żywo), a także dinozaury polskiej sceny muzycznej (właśnie śpiewa Dąbrowski – „Do zakochania jedne krok” – to chyba jakiś kolega Fogga (o którym już w starym kawale mumia egipska po wykopaniu pytała archeologa czy jeszcze w Polsce śpiewa). Na osłodę zestaw – programy publicystyczne o problemach socjologicznych i pamięci narodowej oraz jako  bonus dawne odcinki Barwy Szczęścia.  Z nowych rzeczy tylko reklamy proszku do prania i sieci komórkowych. Jakbym był Polakiem emigrantem – po oglądaniu tego programu – tylko utwierdził w przekonaniu że wyjazd z nad Wisły lub Odry był najlepszym pomysłem albo zmienił nazwisko żeby nie było –ski na końcu. Koncert inauguracyjny – był chyba też specjalny dla TV Polonia bo padłem po 10 minutach brzdąkania (może widziałem jakieś kiepskie kawałki)  i zasnąłem głęboko.

Niezależnie jednak od muzyki i telewizji – problemy prezydencji pozostają – szczególnie w dziedzinie energetyki. Polska – mając swoje pięć minut – nawet w tym lekko pozorowanym (bo nie do końca związanym z realnymi decyzjami) przewodnictwem w Unii – wpada wprost na minę europejskiej polityki energetycznej. Problemy są dobrze znane i zidentyfikowane – o tyle wiadomo z czym mamy do czynienia. Polityka klimatyczna – pakiety związane ze ścieżką redukcji emisji CO2 do 2020 i dalej do 2050 ale i także europejskie regulacje dotyczące tzw. zintegrowanych zanieczyszczeń z instalacji przemysłowych (IPPC) , ostrzejsze normy dla małych instalacji energetycznych i ciepłowni, wymagania dotyczące wykorzystania energii odnawialnej – wszystko przyciska Polskę ekonomicznie do ściany. Sytuacja negocjacyjna jest bardzo trudna i pozostawia niewiele pola do manewru bo akurat w kwestii energetyki – interesy Polski są zupełnie nieskorelowane z interesami większości większych i mniejszych krajów europejskich. Europa najbardziej uprzemysłowionych krajów – pcha w kierunku zaostrzonych regulacji, albo żeby rozwijać własny przemysł (związany z nowymi technologiami dla energetyki) – to Niemcy, albo posiada zasoby energii odnawialnej lub jądrowej i korzysta z wzrostowej ścieżki cen energii (Francja, Skandynawia). Inne kraje są za słabe, żeby wypowiedzieć własne zdanie (nie chcą marnować zdolności negocjacyjnych), a dla nich pozostaje furtka korzystania z paliw gazowych i wtedy stosunkowo neutralnego podejścia do przyszłych zmian. Sojuszników – państw dla których nowe regulacje – zwłaszcza ograniczenia emisji CO2 z elektrowni węglowych możemy jedynie szukać w Czechach , Włoszech i … Grecji (akurat zajętej innymi sprawami). Naprawdę trudno jest wobec tego skonstruować  sensowną koalicję – czego dowodem było ostatnie niespodziewane głosowanie w sprawie unijnej ścieżki redukcji emisji CO2 do roku 2050 (Polska zawetowała – jako jedyna, a wszystkie inne kraje były za). Wydaje się, że nawet jeśli ktoś podziela zdanie Polski, to nie będzie angażował się bezpośrednio (po co tracić pole negocjacji) wiedząc, że dla nas to sprawa być albo nie być …

Sprawa jest na tyle poważna, że nie dotyczy tylko bezpośrednio samej energetyki. W najprostszym rozumieniu – przy obecnych regulacjach dotyczących CO2 – elektrownie musza dokupywać pozwolenia emisyjne (teoretycznie 50-100 % dodatkowych kosztów produkcji, istnieje co prawda ścieżka puli do 80 % darmowych pozwoleń do 2020 – aczkolwiek uwarunkowana wieloma „nieostrymi regulacjami” – pisałem kiedyś o tzw. derogacjach), ale dotyczy też całego energochłonnego przemysłu. Nie tylko w postaci wzrostu cen energii (słaba konkurencyjność – dziś już ceny energii w Polsce w wielkościach bezwzględnych to średnia europejska – wcale nie jest najtaniej), ale i konieczności zakupu pozwoleń emisyjnych (CO2) np. dla cementowni czy hut. Ponieważ właściwe Europa Wschodnia to ostatnie miejsce gdzie taki przemysł w EC egzystuje (wszędzie indziej już dawno przeniósł się do Azji i Afryki) – argumenty są niesłyszalne i niepopularne. W perspektywie lat 2020-2025 – właściwie droga analogiczna do polskich stoczni – zamknięcie.

Nie wiem jak poradzimy sobie w prezydencji i po jej szybkim końcu, ale problem nabrzmiewa i będzie odkładał się na polskiej gospodarce. Mam nadzieję, że koncert inauguracyjny to tylko takie „uśpienie” oponentów, a istnieje jakiś głębszy plan co należy zrobić. Umiejętnie lawirować pomiędzy sojusznikami i wrogami, podstawiać korzystne dla siebie regulacje w zamian za zgniłe kompromisy, wykorzystać biurokratyczne procedury i formalizmy. To wszystko w czasie jednoczesnych wyborów parlamentarnych. Kilka razy udawało się Polsce wychodzić z prawie niemożliwych sytuacji – liczę, że „Polak potrafi” i „polska husaria” też zadziała tym razem ….bo z drugiej stroniy jest niestety tylko „mądry Polak po szkodzie” …

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *