Dawno temu jako dziecko spędzałem wakacje na wsi, u swojego wujka, w jego mikrotowarowym ówcześnie gospodarstwie (4 ha) z polami zbóż, łąką, kilkoma gospodarskimi zwierzętami i moim ulubiony dużym koniem. To miał być dla mnie czas beztroskiego wypoczynku i możliwość obcowania z przyrodą. Po latach odkryłem, że to był również czas zapoznania się z nowoczesnymi sposobami zarządzania i prowadzenia projektów.  Pewnego dnia byłem świadkiem jak mój wujek (właściciel gospodarstwa) prowadził intensywne rozmowy na temat innowacyjnego na ówczesne czasy zbioru zbóż za pomocą snopowiązałki. Na początek dość długie negocjacje na temat ile to ma trwać i ciągle rozkładane ręce przez operatora snopowiązałki, że co najmniej 3 dni, a może tydzień. Wujek znając prognozę pogody z dziennika telewizyjnego (mniej więcej tak dokładną jak dziś – czyli jutro można spodziewać się tego samego co widzimy a jak będzie padać to nie nasza wina) , musiał umieć też czytać z chmur bo cały czas naciskał że dzień to max, a najpóźniej do południa jutro. Jako mały chłopiec wydawało mi się, że w żadnym wypadku się nie dogadają, ale nagle mój wujek sięgnął do koronnego argumentu. Delikatnie zadźwięczał butelkami, do tej pory skrzętnie ukrytymi w płóciennej torbie na co oczy kierowcy z kółka rolniczego rozbłysły szczęściem. Terminy nagle urealniły się na jutro. Ale o dziwo na tym nie koniec. Zanim jeszcze doszło do zwyczajowego przybicia ręką interesu i ustalenia końcowych warunków ile płacone na rachunek a ile bokiem , wujek jeszcze starannie przeliczył kilka banknotów i kupił … specjalny sznurek do snopowiązałek. Nikt tego nie pamięta, ale kiedyś, problem sznurka był jednym z kluczowych dla powodzenia kampanii żniwnych, a ówczesne fabryki nie do końca nadążały z jego produkcją. Były też sznurki i sznurki … te typowe oferowane w standardowej usłudze Kółka Rolniczego na pierwszy rzut oka przypominały niestarannie skręcone kilka zwojów parcianego łyka i świetnie nadawały się co zabawy dla nas małych chłopców w wiązanie i rozrywanie. Był też i sznurek specjalny …święty Graal wszystkich snopowiązałek , prawdopodobnie otrzymywany w ramach dostaw z bratnich krajów, ale oczywiście dostępny tylko w ramach rozszerzonych negocjacji handlowych.  Wujek więc dołożył kilka banknotów, jeszcze raz zabrzęczał butelkami i … uruchomił projekt.  Dopiero po latach zorientowałem się, że w swojej rolniczej, intuicyjnej mądrości zastosował …. metodę łańcucha krytycznego (CCPM-Critical Chain Project Management). Jeśli zastosować też słowniki konsultantów to w tym projekcie, zgodnie z CCPM, ustalono radykalnie skrócony harmonogram projektu, dodając tylko bufor projektowy oraz wzmocniono (płynną nagrodą) motywacją i co najważniejsze  zidentyfikowano ograniczenia i punkty krytyczne (sznurek). Można się śmiać i żartować , ale zboże zostało zebrane w terminie, a w okolicznych gospodarstwach nadciagająca burza tragicznie spustoszyła plony.

 

Jak widać problemy związane z realizacją projektów i wykonaniem ich na czas są rozwiązywane równolegle w teorii i w praktyce, zarówno przez wysokospecjalizowanych konsultantów i specjalistyczne ćwiczenia, jak również przez dyletantów pełnych intuicji i doświadczenia i przede wszystkim znających dokładnie proces. Patrząc na obecne działania w większości sektorów i właściwie wszelkie projekty infrastrukturalne i informatyczne – kluczowe pytanie , dlaczego to nie działa? Pomimo teorii, książek, oprogramowania, Komitetów Sterujących i milestonów …. według różnych statystyk  80 % projektów wychodzi poza termin i prawie tyle samo ma przekroczony budżet (tu odpowiednio mamy przekroczenia 222% i 127% jako średnie obsuwy terminów i kosztów). Widzimy to na każdym kroku – kolejne linie metra, autostrady, kolejne wersje oprogramowania dla sektora publicznego, a ostatnio dzisiejsze wiadomości z budowy terminalu skroplonego gazu – wszystko robi się dłużej …. i na dodatek drożej niż zakładano.

 

Metodę łańcucha krytycznego wprowadził Eliayahu Goldratt (już niestety nieżyjący izraelski fizyk traktowany jako guru zarzadzania) ale pomimo że większość projektów używa tej (lub wcześniejszej CPM) metodyki i całego zestawu szablonów projektowych – dalej mamy problemy z terminowością i kosztem. Goldratt w swoich książkach odnosił się też do chyba podstawowego problemu obecnych czasów – sprzeczności pomiędzy kolejnymi falami oczekiwań oszczędnościowych i jednocześnie wytrzymałością całego procesu opisując to w postaci łańcucha – który ja twórczo rozwijam w „dylemat syna złotnika z Bagdadu”. Wyobraźmy sobie, że przenosimy się do Bagdadu ze złotych (średniowiecznych czasów) i lądujemy w sklepie znanego złotnika. Osiągnął on sukces projektując unikatowy naszyjnik , niepowtarzalny zestaw 15 zachodzących na siebie i łączących się w całość skomplikowanych kawałków, budzących jednak podziw kiedy złączone razem lądują na piersiach najpiękniejszych panien bagdadzkiej elity. Wszystko szło wspaniale, nawet dla syna złotnika , który korzystał ze wszystkich dobrodziejstw wysokich dochodów, sam nie umiejąc nic, ale wydając coraz więcej w podejrzanych lokalach i w towarzystwie panien podejrzanej reputacji.  Niestety nagła choroba przerwała życie złotnika przenosząc go do zielonych ogrodów Allacha, co postawiło jego syna w obliczu nader nieprzyjemnej perspektywy podjęcia pracy w sektorze zamiatania ulic lub wywózki śmieci. Jednak syn złotnika, który samych umiejętności rzemieślniczych ani żadnych innych praktycznych nie miał, miał za to talent konsultingowo-managerski i w sposób godny podziwu współczesnych teorii natychmiast zreorganizował przedsiębiorstwo ojca. Korzystając z sekretnych zapisków i schematów, podzielił pracę na 15 zespołów (dla uniknięcia konkurencji), każdemu wyjawiając projekt jednej ze wspaniałych części. Praca ruszyła dalej, interes kwitł a nowa fala przychodów pozwoliła synowi złotnika kontynuować przyjemne życie w towarzystwie jeszcze piękniejszych i jeszcze bardziej kosztownych towarzyszek. Problem znowu przyszedł nagle i był bardzo podobny do współczesnych czasów. Spadek dochodów elity i większa konkurencja wymusiły konieczność redukcji kosztów.  Syn złotnika znowu sięgnął do metod, które dziś uchodzą za kanon każdego efektywnego managera i zaczął optymalizacje kosztów w każdej z części, drobne zmiany w zawartości złota, niedostrzegalne domieszki tanich materiałów i przy tym lekkie zmniejszanie grubości elementów, rezygnacja z kosztownych faz obróbki (przecież i tak dalej się błyszczy) – szybko przyniosła efekt. Niestety na krótko. Intuicyjnie sami wiemy co się stało ….za chwilę złożony wspaniały łańcuch pękł z hukiem bo oczywiście pojawiło się słabe ogniwo, które rozwaliło resztę.  Drobne , stopniowe oszczędności i przede wszystkim, beznamiętne spojrzenie na proces nie jako całość ale izolowane podprocesy, które należy maksymalnie optymalizować – zawsze prowadzi do porażki. Syn złotnika finalnie skończył w sektorze publicznym oczyszczania miasta, ale jak widać jego lekcja nie została do końca wykorzystana. Eliayahu Goldratt zwraca uwagę, że w obecnych czasach podstawowe działanie poświęcone jest oszczędzaniu na czym się da ,co samo w sobie nie jest naganne, ale bez zwracania uwagi na sama istotę procesu. Wiadomo zresztą dlaczego, łatwość rozliczania w Excellu, maksymalny nacisk wyłącznie na wskaźniki i słaba znajomość techniczna albo brak wizji – zawsze składnia do najprostszego rozwiązania (np. co roku 10 % taniej).  W sensie matematycznym jest to wiara, że złożeniu suboptymalnych punktów w poszczególnych komponentach przełoży się na globalną optymalizacje procesu, co niestety nie jest prawdą patrząc na teorie i praktykę optymalizacji, bo zaraz pojawią się ograniczenia i wyjście poza obszar dopuszczalny, a jeśli mamy jeszcze niedaj boże procesy dynamiczne – to na pewno katastrofę, tylko nie w danej chwili, ale w niedalekiej przyszłości. Niestety – ani procesy dynamiczne ani modelowanie złożonych procesów i sama teoria optymalizacji , nie cieszy się już powodzeniem w programach studiów ekonomicznych i konsultingowych wobec czego zamyka się jedynie jedna pętle w łańcuchu Goldratt’a … a potem ląduje w malinach.  Widać to zresztą w strategiach większości firm – mało jest Jobbsa i Appla , więcej niestety księgowych w konserwatywnym podejściu do cokwaratalnych wyników.

 

Metoda łańcucha krytycznego jest moim zdaniem znacznie bardziej uniwersalna niż same projekty, ale też i całe procesy i działanie złożonych organizmów. I widać pewnie też wyniki we współczesnej energetyce. Podział na kolejne elementy w łańcuchu …. I optymalizacja suoptymalna – jak dobrze widoczna w wytwarzaniu. Jeśli ceny są niskie to nie trzeba inwestować (już to się dzieje), boje się że zaraz nastąpi kolejny krok i pojawią się twórczy cudotwórcy, którzy zoptymalizują elektrownie … usuwając remonty. W końcu co najmniej rok, a może nawet dwa kosztowo to zadziała a wskaźniki wyskoczą poza oczekiwane kreski. Energetyka zaczyna się kanibalizować, nie tylko już nie inwestując, ale też „zjadając własny ogon”  – co za chwile, w sposób naturalny wytworzy słabe ogniwa …a następnie cały proces pęknie. Cykl jest chyba nieunikniony i jedyne co trzeba to się z tym pogodzić  … i spokojnie czekać na problemy z generacją a następnie szybujące ceny na rynku hurtowym.  Wtedy oczywiście będzie można budować i remontować … ale dla odmiany trzeba będzie podkręcić śrubę dystrybucji.  Intuicyjnie wszyscy widzą problem, ale nikt nic nie robi , no ale nie każdy na rynku miał swoje pole i wiedział jaki sznurek zastosować jak mój wujek ….

 

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *