Zakończył się właśnie Szczyt Klimatyczny COP21 w Paryżu. Francuski Minister Laurent Fabius klepnął w sukno zielonym młoteczkiem, a oficjele z prawie 200 krajów świata (195 obecnych, 188 indywidualnych celów redukcji emisji CO2) ogłaszają wielki sukces globalnego porozumienia dotyczącego klimatu. Wszyscy są szczęśliwi, polarne niedźwiedzie są uratowane i… wygląda na to, że właściwie wszyscy osiągnęli swoje cele i klimatyczne i emisyjne. Tylko jakoś mam wrażenie, że uczestniczymy w globalnym cyrku PR-owych informacji, a w rzeczywistości jakiekolwiek działania dla klimatu są całkowitą fikcją.

Co właściwie uzgodniono w Paryżu?

Pierwsze, dość ogólne wyniki paryskich obrad można zobaczyć na przykład tutaj, ale tak naprawdę jeszcze nikt nie wie co zapisy te oznaczają – na razie ogłoszono tylko sukces. Na dzień dzisiejszy wiemy, że wszystkie 195 krajów, które uczestniczyły w szczycie podpisały się pod porozumieniem, a 188 z nich podpisało również indywidualne zobowiązania dotyczące ochrony klimatu. Tak jak przewidywałem w jednym z ostatnich wpisów na blogu globalne zobowiązania ograniczania emisji CO2 dotyczą nie jednej wartości, ale czegoś kuriozalnego, mianowicie dążenia do obniżenia wzrostu średniej temperatury, w stosunku do tzw. epoki preindustrialnej czyli 1900 r., o mniej niż 2 stopnie Celsjusza z intencją, aby to może jednak było 1,5 stopnia (ten maksymalny wzrost ma nastąpić do roku 2100). Sytuacja jest absurdalna, ponieważ do końca nie wiemy czy wzrost temperatury jest spowodowany emisją CO2 przez człowieka, a nawet jeżeli tak , to o ile CO2 wzrośnie w kolejnych latach nie wiemy- modele klimatyczne są mniej więcej tak dokładne jak bankowe prognozy kursu franka szwajcarskiego – oczywiście tych banków, które udzielały kredytów. Niemniej jednak mamy coś pod czym mogą się podpisać wszyscy, ponieważ nikt do końca nie wie co ma oznaczać ten wzrost temperatury „znacznie poniżej 2 stopni Celsjusza” – tak więc, każdy może sobie dopisać do tego własną interpretację. Pojedyncze państwa (albo ich grupy) mają własne cele i właśnie takie cele będą przez nie realizowane (bo porozumienie zakłada, że każdy z krajów określa własny wkład – tzn. własną redukcję CO2) natomiast globalnie ma to dać to kontrolowany wzrost średniej temperatury na świecie. I właśnie tutaj jest sukces- nikt nie wie dokładnie jak to działa więc każdy może interpretować na swój sposób.

Dla przypomnienia- na poniższym rysunku przedstawione zostały cele najważniejszych państw.

1

Co ciekawe – nie do końca wiadomo jak wzrost temperatury (lub jego zatrzymanie) przekłada się na konieczność obniżenia emisji CO2 na świecie (wszelkie modele są całkowicie niewiarygodne), jednak to nie powstrzymuje lobbystów od publikowania wykresów jak na przykład ten na rysunku poniżej.

http://www.slideshare.net/CFCC15/pathways-towards-2c-global-pathways-and-implications-for-european-climate-policy
http://www.slideshare.net/CFCC15/pathways-towards-2c-global-pathways-and-implications-for-european-climate-policy

Jak widać szczególnie europejskie ośrodki lobbystyczne będą przekładać paryskie traktaty COP21 na konieczność bardzo silnego obniżenia emisji CO2, bowiem według europejskich materiałów maksymalne podwyższenie temperatury o 2°C (a nawet w kierunku 1,5°C) oznacza, że musimy obniżyć emisję CO2 o około 40% z poziomu 2010 r., a więc blisko celów europejskiego pakietu klimatycznego – w końcu w ty kierunku prowadzono te analizy i wykresy. Ciekawe jest również to, że każdy inny region świata może sobie zrobić inne wykresy, podobne do tego powyżej i rozumieć cel globalny, którym jest obniżenie temperatury zupełnie inaczej i zgodnie z własna polityką.

Jakie są zobowiązania poszczególnych państw?

Tutaj właściwie tak jak prognozowano – nie ma jednego wspólnego celu (oczywiście poza tą kwestią temperatury), ale tzw. nationally determined contributions (NDCs) czyli indywidualne zobowiązania każdego z państw, będą weryfikowane w cyklach pięcioletnich (trzeba tez nadmienić , że jest zapis, że mogą być zwiększane). Te NDC to jak na pierwszym z obrazków powyżej – każdy kraj wybierze sobie co mu najbardziej odpowiada – tak więc większość krajów Unii Europejskiej będzie za redukcją CO2 o 40% (poziomu z 2005 roku), Stany Zjednoczone o mniej więcej kilka procent (poziom z 1990 roku), Chiny pewnie zastanowią się czy nie emitować więcej, ale po roku 2030-2035, Indie najpierw poprawią swoja gospodarkę, a dopiero potem będą się ograniczać (tak około roku 2050), a kraje afrykańskie poczekają na dotacje i technologie krajów zaawansowanych. Z technicznego punktu widzenia – wiążące zobowiązania są na granicy żartu lub kabaretu – będzie ograniczanie emisji „tak szybko jak to możliwe”, dla największych emitentów i krajów rozwijających się celem będzie dążenie do zrównoważenia w połowie wieku (czyli około 2050), natomiast do tego czasu emisja będzie się zwiększać.

Kiedy traktat wejdzie w życie?

Jeżeli ktoś oczekiwał, że zobowiązania będą w jakikolwiek sposób wiążące to jest mocno naiwny – według oficjalnych dokumentów wszystko trzeba najpierw jeszcze zweryfikować, a finalnie będzie ważne jeśli ustalenia zostaną ratyfikowane przez co najmniej 55 krajów, których globalna emisja wynosi 55% światowej. Taką ceremonię przewiduje się wstępnie na rok przyszły – 22 kwietnia 2016 (Dzień Matki Ziemi) na kolejnej konferencji w Nowym Jorku. Jednak tutaj należy przypomnieć, że ratyfikowanie Traktatu z Kioto – podpisanego 1997 zajęło 8 lat – a i tu część z krajów wycofała się, a sam poziom globalnej emisji był już zupełnie inny – na lidera wyrosły Chiny, które Kioto nie podpisały w ogóle.

Co to wszystko naprawdę znaczy?

Dla świata i klimatu – NIC. Dalej mamy do czynienia z sytuacją, w której każdy ciągnie w swoją stronę i realizuje jedynie własne interesy. Podpisano coś tylko po to, żeby ogłosić sukces. I każdy może ten sukces interpretować na swoją korzyść. Z naszego podwórka – Europa będzie ciągnąc w swoją stronę – Pakiet Klimatyczny i system ETS i redukcja CO2 na poziomie minus 40% (energetyka minus 43 %) do roku 2030 (z poziomu referencyjnego energetyka 2005). Wykorzystane zostanie właśnie interpretowanie obrazka numer 2 – przełożenie maksymalnego wzrostu temperatury na konieczność redukcji CO2- o tym czy ma to jakieś podstawy prognostyczne i czy w ogóle to ma jakikolwiek sens – nikt nawet się nie zająknie. Nie znamy jeszcze dokładnie polskich NDC, ale można przypuszczać, że będą mniej agresywne niż unijne i będą bardziej odnosić się do roku bazowego 1990 lub 1988 jak w traktacie z Kioto – co jest dla Polski znacznie bardziej korzystne oraz że będą silniej podkreślały role polskich lasów w pochłanianiu emisji.

Co to znaczy dla klimatu i dla nas wszystkich?

Od roku 1990 (rok referencyjny Traktatu z Kioto) globalnie świat zwiększył emisję CO2 prawie dwukrotnie. Do roku 2050 prawdopodobnie dołożymy jeszcze kolejne razy dwa lub trzy-niezależnie od rewolucji technologicznych, kolejnych COP22-COP40 i pięknych PR-owych prezentacji. Pozostaje nam chyba tylko się modlić, że globalne zmiany klimatyczne nie zależą od naszej ludzkiej emisji i że klimat jakoś da nam żyć. Ponieważ za pomocą takich działań jak te ustalone na COP21 i politycznego PR-u na pewno sobie nie pomożemy.

5 komentarze do “COP21 – „Góra urodziła mysz”. Jednak PR-owo można ogłaszać sukces.”

  1. ,,Co ciekawe – nie do końca wiadomo jak wzrost temperatury (lub jego zatrzymanie) przekłada się na konieczność obniżenia emisji CO2 na świecie (wszelkie modele są całkowicie niewiarygodne), jednak to nie powstrzymuje lobbystów od publikowania wykresów jak na przykład ten na rysunku poniżej.”

    A czy mogę zapytać czemu modele są całkowicie niewiarygodne?
    Tego typu stwierdzenie bulwersuje mnie w równym stopniu jak te modele Pana.

    Lobby – oczywiscie, ale z obu stron.

    1. Pani Natalio, poniżej moja odpowiedź na Pani komentarz.

      Modelowanie procesów (w tym klimatycznych) można podzielić na dwie kategorie. Pierwsza z nich to modelowanie fizykalne, które polega na korzystaniu z ogólnych praw i tworzenia modeli matematycznych w oparciu o odkryte i obowiązujące prawa przyrody – np. zachowania masy , pędu, energii, natomiast druga kategoria to tzw. modelowanie empiryczne opiera się na poszukiwaniu korelacji i budowie modelu w oparciu o dane historyczne (wówczas nie używamy ogólnych równań zachowania, a budujemy tylko formuły na podstawie „dopasowania” danych historycznych). Dla modeli klimatycznych, w chwili obecnej, nie ma dobrego opisu matematycznego – ogólnych równań, mamy problem z modelowaniem zjawisk pogodowych, a co dopiero długoterminowych zjawisk – więc pierwszy typ odpada. Wszystkie wyniki jakie są pokazywane to mniej lub bardziej zaawansowane modele empiryczne – najprościej „dopasowujemy” temperaturę na Ziemi do stężenia CO2 i na tej podstawie prognozujemy.

      Niestety dla dobrego modelowania empirycznego potrzebny jest przede wszystkim bardzo duży zbiór danych historycznych (długi okres, dobry czas próbkowania) oraz dane dotyczące danych historycznych wszystkich zmiennych wpływających na dane zjawisko. Dla efektów klimatycznych – szczególnie tych długoterminowych – takich danych po prostu nie mamy.

      Pomiary pogodowe są prowadzone mniej więcej od roku 1850, ale w praktyce coś konkretnego mamy dopiero od początku XX wieku. Oczywiście są to fragmentaryczne dane z różnych części świata. Jeśli chodzi o CO2 jest jeszcze gorzej, ponieważ to tak naprawdę pomiary stężenia z ostatnich 20 lat. I teraz na podstawie tych małych (z punktu widzenia modelowania) ilości danych próbujemy zbudować model, który będzie prognozował na długi horyzont (100 lat) i uwzględni także inne zjawiska (np. aktywność słoneczną, efekty pochłaniania CO2 przez oceany, itp.) i wyciągamy wnioski dotyczące głównie emisji CO2 z paliw kopalnych (z mniejszą uwagą traktując inne gazy cieplarniane lub w ogóle nie dotykając niektórych zjawisk).

      Każdy naukowiec zajmujący się modelowaniem musi wobec tego podchodzić do takich wyników z dystansem i być ostrożny w prognozach. To tak jakbyśmy przez 2 punkty prowadzili linie interpolacji na płaszczyźnie – prostą da się poprowadzić na jeden tylko sposób, ale funkcję nieliniową na nieskończenie wiele. Wynik może być więc… dowolny. Błąd który popełniamy z samego założenia (z uwagi na to, że nie mamy dobrych danych, a prognozujemy na długi horyzont) musi być gigantyczny. Oczywiście w każdą ze stron – może dobrze okazać się, że zjawisko ocieplania klimatu zatrzyma się lub będzie wolniejsze lub zupełnie na odwrót – jest już za późno i niezależnie od obniżania emisji CO2 wzrost temperatury będzie postępował szybciej. Ale jak widać cześć naukowców jest bardzo precyzyjna i …. trafia w punkt – to znaczy ich prognozy i modele dokładnie zgadzają się z proponowanymi przez polityków legislacjami i limitami – obawiam się jednak, że sprzężenie jest odwrotne – nie od naukowców do polityków, ale od polityków i lobbystów do naukowców – ci ostatni produkują takie wyniki jakie są oczekiwane i takie, które przynoszą dobre i tłuste granty. Wszyscy lobbują i naukowcy zaczynają w tym uczestniczyć. Dla modeli klimatycznych i prognozowanie na 50 i więcej lat do przodu – musimy niestety poczekać jeszcze jakieś 100 lat minimum i zebrać dobre dane historyczne – a wtedy i dobry model też wyjdzie.

  2. Szanowny Panie Konradzie,
    modele klimatu jak najbardziej rozwiązują równania fizyki i są zbudowane na zasadach zachowania. Zakres niepewności wynika z pewnych niedoskonałości naszej wiedzy, stałych empirycznych, parametryzacji, ale już E.N. Lorenz pokazał dosyć ściśle czym różni się pogoda od klimatu i dlaczego nie potrafimy zrobić dosyć wiarygodna prognozę klimatu a nie potrafimy zrobić prognozy pogody na więcej niż 2 tygodnie.
    Popularnie na ten temat jest w drugiej części wykładu tu:
    http://www.igf.fuw.edu.pl/~mnurek/Klimat25.pdf

    Pozdrawiam
    SM

  3. Aha, jeśli idzie o meritum wpisu – tzn. co do oceny porozumienia zgadzam sie z Panem.

  4. Znaczy zgadzam się z tym, że zobowiązanie jest słabe i nie rozwiąże problemu globalnego ocieplenia który jest palący….

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *