Marzenie Europy o energetyce czystej, technologicznej i zielonej umiera zanim zdążyło osiągnąć dojrzałość …

W ostatnich tygodniach, właściwie po cichu, powoli umiera koncepcja wielkiej energetycznej rewolucji w Europie. Jeszcze niedawno forsowane przez ekologiczne i zielone trendy kazały myśleć o 30 % a nawet 50 % redukcji emisji CO2 w Unii Europejskiej i stawiano sobie kolejne cele inwestycyjne energetyki odnawialnej. Niespełna dwa miesiące temu Polska była zajadle krytykowana jako hamulcowy Europy, kiedy odważyła się zawetować nową strategię dalszych redukcji CO2. Wciąż jeszcze prezentowane są na marketingowych slajdach śmiałe koncepcje technologiczne, kolejne farmy wiatrowe i fotowoltaiczne elektrownie, a wiele instytutów badawczych zajmuje się projektowaniem przyszłego „inteligentnego” systemy energetycznego, ale prawdziwe powietrze już uszło z tego balonu, bo energetyczna rewolucja nieuchronnie przegrywa z techniką i ekonomią.

Założenia były idealistyczne. Elektrownie nowego typu – oparte o źródła odnawialne – słońce i wiatr – w szybkim tempie zastąpią technologie paliw kopalnych. Mikroelektrownie pokryją dachy naszych domów i budynków i poprzez połączenie milionów mikroźródeł można będzie zastąpić wielkie systemowe elektrownie spalające gaz lub węgiel i te najgorsze – atomowe. To wszystko wprowadzi Europę w nowa erę – lidera technologii, które będą eksportowane do wszystkich krajów świata, czystej i bez emisyjnej energii produkowanej umiarkowanym, a może i tanim kosztem. Powszechny rynek energii przyniesie globalną europejską konkurencję, gdzie będzie można wybierać najbardziej korzystne oferty. Nowy przemysł energetycznej rewolucji da Europie pieniądze i nowe miejsca pracy i tchnie nowe życie w europejski przemysł.

Te wszystkie założenia walą się jak domek z kart pod bezlitosną presją dotychczasowych rezultatów. Okazało się, że założenia techniczne były zbyt szybkie, a postęp w rozwiazywaniu problemów widoczny w kolorowych folderach, nie wytrzymuje próby czasu. Szybkie wprowadzenie energetyki odnawialnej przyniosły niezaprzeczalny wzrost zainstalowanych MW-atów. Niemcy osiągnęły ich ponad 20-to procentowy udział, śmiało zmierzając w kierunku 30 % do 2020 i więcej w przyszłych latach. Niestety pojawiły się też i problemy. Energetyka odnawialna jest nieprzewidywalna – zależy od pogody – wiatru i słońca. Budowa źródeł odnawialnych nie zwalnia od konieczności utrzymywania mocy rezerwowych – wiec wciąż inwestuje się w nowe bloki na węgiel i gaz. Już w chwili obecnej widać, że działanie systemów energetycznych przy dużych udziałach odnawialnego wytwarzania energii (wiatr i słońce, a nie woda) jest na granicy stabilności. Połączenie nowych typów wytwarzania energii z tworzeniem rynków transgranicznych (ponad krajami – np. całkowite zintegrowanie systemów Niemcy-Austria) nagle objawiło zupełnie nieoczekiwane problemy techniczne. Północnoniemieckie wiatraki generując energię sprzedawaną do Austrii, nagminnie próbują wepchnąć nawet do 2000 MW do polskich sieci dystrybucyjnych, co spędza sen z powiek polskiemu operatorowi sieci. Nowe przydomowe mikroelektrownie są efektowne w sklepie i dostają atrakcyjne dotacje, ale nie przynoszą żadnych efektów w postaci nowej mocy dla systemu. „Prosument” – efektowna koncepcja inteligentnego użytkownika domowego, który będzie dzielił się swoją energią z innymi – pozostaje na papierze. Ostatnie wiadomości z Niemiec nie napawają optymizmem. Dystrybutorzy domagają się kolejnych 20 mld Euro na budowę prawie 4 tys. dodatkowych kilometrów sieci dystrybucyjnej aby sprostać zadaniu wyłączenia elektrowni jądrowych i zastąpienia ich nowymi źródłami. Poszczególne landy – północne i południowe, mają kompletnie sprzeczne interesy dotyczące budowy elektrowni. Zawsze przedstawiany jako wzór „nowy” system niemiecki – trzeszczy w szwach. Między wierszami pojawiają się zdania, czy strategia całkowitej rezygnacji z atomu do 2022 jest naprawdę sensowna i technicznie realizowalna.

Na dodatek zupełnie nie działa na drugim froncie – ekonomii i postępu europejskiego przemysłu. Niezaprzeczalny jest fakt, że zielone technologie tanieją i że postęp jest imponujący. Jednak dalej energia z tych źródeł jest dwu lub nawet trzykrotnie droższa od atomu, gazu i węgla. Nowa energetyka trzyma się wyłącznie na dotacjach, a kolejne europejskie rządy coraz mnie są skwapliwe do wydawania pieniędzy. Spektakularny rozkwit energetyki słonecznej w Hiszpanii i Czechach zakończył się po kilku latach tak samo – obcięcie dopłat i całkowite zahamowanie nowych inwestycji. Tendencja do dopłacania mniej, widoczna jest w nowych polskich propozycjach zmiany prawa energetycznego (i skorygowania dotychczasowego systemu promowania zielonej energii) , a na dodatek o absurdalności ekonomicznej tych rozwiązań zaczynają też wspominać Niemcy – obniżenie dopłat i tam staje się nieuniknione. Nieśmiałe obliczenia wskazują, że dopłacono około 100 mld euro i wciąż technologie nie są atrakcyjne cenowo – to zły znak. Tym bardziej, że rozpadł się kolejny mit – wpływu nowych technologii na konkurencyjność rozwoju europejskiego przemysłu. Okazuje się, że jeśli można coś produkować w Europie to można i kilka razy taniej w Chinach. Na niemieckie inwestycje w fotowoltaikę (ponad 25 tys. MW) Chińczycy zalicytowali prawie trzy (!!) razy więcej u siebie i w ten sposób wypromowali własnych producentów, którzy właśnie zmiatają kolejne niemieckie firmy technologiczne z rynku. Optymistyczne marzenia o setkach tysięcy nowych miejsc pracy, które zostaną utworzone po zamknięciu „brudnych” elektrowni należy odłożyć do lamusa, co szczególnie jest groźne dla Polski gdzie energetyczna rewolucja oznacza zamykanie nie tylko elektrowni ale i kopalni węgla.

Europa delikatnie zacznie zapominać o energetycznej rewolucji. Sytuacja przypomina jak lustrzane odbicie, wielka bańkę internetowych dot-comów internetowych w okolicy roku 2000. Wtedy też pokazywano kolorowe slajdy i liczono na bardzo szybkie tempo wprowadzania nowych technologii na rynek. Nagły kryzys, zastopował cały ten rozwój i przywrócił realistyczne myślenie oparte na konserwatywnym liczeniu wydatków i zysków. Paradoksalnie – w tym upatruje też i szanse „zielonej” energetyki. Pod koniec lat 90-tych świat zaprzątały wizje internetowych sklepów, automatycznego porównania cen, a może i pierwowzorów serwisów społecznościowych. Potem nagle to boleśnie upadło, by wrócić tryumfalnie już dekadę później – bo dziś nie wyobrażamy sobie życia bez kupowania w e-sklepie i Allegro, Groupona i Facebooka. Tak też i nowy system energetyczny – musi przejść przez moment zwątpienia i upadku by powrócić w realistycznym rozwiązaniu współpracy z klasyczną, a może i atomową energetyką. Upłynie wiec pewnie i dekada, a i ja będę mógł krzyknąć „Niech żyje energetyczna rewolucja” i korzystać z dobrodziejstwa fotowoltaicznych paneli na dachu mojego domu, które będą ładować stojący w garażu elektryczny, bezemisyjny samochód.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *