Wczoraj (ostatnia sobota marca) odbyła się kolejna ekologiczna impreza „Godzina dla Ziemi”. Sygnowana przez WWF organizację z logo sympatycznej pandy, od 2007 propaguje coś na kształt happeningu lub międzynarodowego wspólnego gestu, polegającego na wyłączeniu niepotrzebnego światła w domu oraz spektakularnego zaciemnienia budynków w niektórych miastach. W ciemnościach była wiec i Wieża Eiffla, egipskie piramidy i nasz Pałac Kultury oraz niektóre warszawskie mosty. Ostatnio start imprezy jest wyznaczony na godzinę 20:30 i wtedy WWF prosi o czasowe – godzinne wyłączenie świateł – a wczytując się głębiej widać , ze impreza nie ma na celu nagłej oszczędności wielkich porcji energii ale raczej cos w rodzaju gestu i nauki „dobrych manier” , zwrócenia uwagi na wyłączenie niepotrzebnego światła i innych odbiorników prądu, które może pomóc naszej planecie. Impreza ma swoich zwolenników jak i przeciwników – przykładowo na oficjalnym profilu Facebookowym znanego dziennikarza i  podróżnika Wojciecha Cejrowskiego pojawił się wpis, żeby bynajmniej nie wyłączaj a raczej włączać żarówki dla przeciwdziałania czegoś co nazwał „efektem wyłączeniowym”, który ma prowadzić do przepalania się kabli i transformatorów.  Ponieważ mnie dla odmiany akurat ten ekologiczny event się podoba, postanowiłem sprawdzić empirycznie jak „Godzina dla Ziemi” może dołożyć systemowi energetycznemu. Poniżej oficjalne (ze strony PSE-Operator) profile zapotrzebowania na energie elektryczna w Polsce w 2011 i 2012 roku –zarówno w ostatnia sobotę marca (wyłączając żarówki o 20:30 jak i tydzień wcześniej). Odpowiednie obrazki poniżej:

Niestety tu przeciwników „Godziny dla Ziemi” musze rozczarować – zarówno teraz jak i rok wcześniej system – w ogóle nie widział imprezy – o 20:30 nie widać nic na profilach. Albo zbyt mało osób wyłączyło żarówki, albo udział domowego oświetlenia w całej konsumpcji energii jest znikomy (chyba total ok 17 %). Dopóki impreza ma wymiar propagandowy i tworzenia ‘ dobrych praktyk” w żądnym wypadku nie jest szkodliwa. Myślę , ze odwrotnie , akurat ta jest fajna i długoterminowo przyniesie pozytywny efekt. Tu akurat strategia ekologów i energetyków wyjątkowo się pokrywa, jeśli nauczymy się oszczędzać energię to łatwiej będzie pokrywać zapotrzebowanie szczytowe, a system będzie bardziej stabilny. Zużycie energii na mieszkańca w Polsce (obecnie gros ok 3 800 kWh/ osobę) rośnie powoli, znacznie mniej niż prognozowano w przeszłości, pomimo ze na osobę jesteśmy znacznie niżej niż średnia europejska (ok 5 800 na dziś) a kupujemy przecież nowe urządzenia elektryczne na potęgę. Dopiero energetyka polska miałaby problem jeśli zużycie stale rosłoby w latach 90 i po 2000 w tempie 6-8 % rocznie, już dziś problemy byłyby niewyobrażalne. Każda inicjatywa oszczędzania – jak w medycynie – to rodzaj profilaktyki, a jak wiadomo zawsze taniej i lepiej jest zapobiegać niż leczyć. Nowe energooszczędne technologie, świadomość ekologiczno- energetyczna – to najlepsza droga do budowy dobrej polskiej energetyki. Myślę że dobrze byłoby gdyby oszczędność energii była podobnie odbierana jako element „dobrych manier” jak oszczędność wody – jeszcze kilkanaście lat temu lanej na potęgę, dziś „kulturalna osoba” zakręca wodę przy myciu zębów i próbuje pomagać planecie. „Dobre praktyki” bynajmniej nie oznaczają ze musimy mniej się myc i globalnie przestać coś zużywać , pewnie i całkowite zużycie energii elektrycznej będzie rosło ale na szczęście powoli i może nawet zatrzyma się na danym poziomie.

Dla „Godziny dla Ziemi” jestem wiec za – bo ta impreza ma sens. Znacznie mniej wszelkie działanie innej organizacji – Greenpeace – i wchodzenie na chłodnie kominowe polskich elektrowni. Pomijając nawet sama strategie na NIE Greenpeace i dlaczego Polska jest na ich celowniku – protestowali już przeciw energii w węgla (2008 i 2009), energii z atomu (2011 i 2012), teraz produkcji z biomasy we współspalaniu (2012 – nawet za pomocą dużych kolorowych reklam w prasie) , czekam z niepokojem na protest przeciw energii z gazu z łupków (jest pewny w okolicach 2013 – 2014). Najbardziej głupie jest samo wchodzenie na kominy i chłodnie kominowe – wysyłają tam nie żadnych doświadczonych taterników a normalnych młodych ludzi, i tylko czekam kiedy może stać się tragedia. Mój apel – jeśli ktoś ma wejść – nich będą to władze, eksperci i rzecznicy tej organizacji – jeśli naprawdę ideologicznie wierzą w swój protest. Przypominam tez kilka wyjątkowych, szczęśliwych zbiegów okoliczności i upadków z wysokości, które wyjątkowo nie zakończyły się tragicznie. Vesna Vulowicz jest absolutną szczęściarą. To jugosłowiańska stewardessa która jako jedyna przeżyła katastrofę samolotu w 1972 (oficjalny powód – bomba podłożona przez chorwackich nacjonalistów). Vesna spadła z wysokości ponad 10 000 (!!!) metrów i przeżyła pomimo ciężkich obrażeń – i jest oficjalnie wpisana do księgi Guinessa jako osoba (żywa) po skoku z największej wysokości (co prawda czytałem tez i teorię ze samolot spadł nie na skutek wybuchu bomby ale omyłkowego – podczas manewrów wojskowych- odpalenia sterowanego pocisku przeciwlotniczego, a pilot wykonywał straceńczy manewr zejścia na minimalna wysokość aby ujść przeznaczeniu , wiec Vesna spadłaby z niższego pułapu, ale sama Vulowicz tego nie potwierdza).  Podobny przypadek zdarzył się w 1971 r kiedy w czasie katastrofy peruwiańskiego samolotu,  nastolatka Juliane Koecpke  spadła do amazońskiej dżungli. Nie dość że przeżyła sam upadek ale jeszcze przez 9 dni wędrowała samotnie przez dzika dżungle w rejonie Ukajali zanim odnalazła jakąś siedzibę ludzką, co wg specjalistów (tu Cejrowski pewnie potwierdzi) jest chyba jeszcze większym osiągnięciem niż sam szczęśliwy upadek. Do grona super- farciarzy należy też doliczyć 12-to letnią Grace Bergere, która w 2010 wpadła do komina (nomen omen) na wieżowcu na Manhattanie (chciała zaimponować kuzynce z prowincji). Jej lot przez 15 pięter (55 metrów jak obliczono) zakończył się szczęśliwie na kilkumetrowej warstwie sadzy i spowodował jedynie złamanie nogi. Do grona upadków na plus można jeszcze doliczyć kilku spadochroniarzy lądujących wyjątkowo na drzewach lub krzakach po częściowych otwarciach spadochronu (choć to już nie „czysty lot i upadek”) ale pomimo tego statystyka „szczęśliwych” do „śmiertelnych” lądowań z dużej wysokości jest około jak 1 do 10 000 000. Warto, żeby Greenpeace pamiętał o tym przy kolejnych wejściach ….

Bądźmy więc konsekwentni. Na TAK jeśli cos ma sens i pomaga, Na NIE jeśli jest bezsensowne. Na dziś gaszę niepotrzebnie zapalona żarówkę i nie wchodzę na komin ….

Jeden komentarz do “Cejrowski nie ma racji ..czyli lepiej zapobiegać niż leczyć …”

  1. „Dopóki impreza ma wymiar propagandowy i tworzenia ‘ dobrych praktyk” w żądnym wypadku nie jest szkodliwa.” – nie zgodzę się z panem. Ta impreza służy samookłamywaniu się konsumpcyjnego społeczeństwa. Ludzie co raz szybciej wymieniają jeszcze sprawny sprzęt, samochody, kupują coraz więcej modnych gadżetów. No ale raz do roku gaszą jedną żarówkę dzięki czemu mogą wierzyć, że żyją eko… To coś podobnego jak z WOŚP – na co dzień my Polacy postępujemy wobec siebie podle. Ale możemy czuć się dobrymi ludźmi, bo raz do roku wrzucamy jakieś drobne Owsiakowi do puszki.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *