Jednym z typowym ludzkich problemów jest krótkowzroczność. Ta jedna z najbardziej powszechnych wad wzroku (posiada ją prawie 30% Europejczyków), polega na nieprawidłowym skupianiu promieni świetlnych ogniskowanych przed siatkówką oka. Wobec tego obraz przedmiotów znajdujących się daleko, staje się niewyraźny i zamazany, a osoby z wadą krótkowzroczności musza skupiać swoją uwagę na wszystkim co jest tylko bardzo blisko. Według lekarzy wada ta jest zwykle uwarunkowana genetycznie, ale niektóre badania wskazują, że może pojawiać się też z przyczyn zewnętrznych – na przykład wczesnego czytania i zwykle też wiąże się z niedoborem witamin A,D,E. Najbardziej popularna metoda leczenia krótkowzroczności jest używanie okularów jednak dostępne są również alternatywne terapie oczywiście o różnej skuteczności. Przykłady to ortokorekcja (zmiana kształtu rogówki przez specjalne soczewki), zakroplenie atropiny (podobno 100 % skuteczne tyle, że mordercze efekty uboczne – wiec jednak zarzucono), podobno nawet samo przebywanie ponad 2 godziny dziennie na zewnątrz daje pozytywne wyniki leczenia. Najczęstsza terapia – okulary, przypisywane są wynalazcy- włoskiemu zakonnikowi (dominikanin) Giordanowi da Pisa w końcu XII wieku, ale niektórzy raczej skłaniają się ku angielskiemu filozofowi Rogerowi Baconowi z tych samych czasów (on z kolei był franciszkaninem). Walkę stronnictw zakonnych o pierwszeństwo, mogą pogodzić antyczne teksty, że pewne pomysły stosowane były już w starożytności – dziś często w filmach widzimy cesarza Nerona lub jego cesarskich następców, obserwujących walki gladiatorów albo inne, raczej prywatne przedstawienia, przez specjalnie zeszlifowany szmaragd. Do dalszego rozwoju przyczynił się zarówno słynny Keppler (teoria optyki) jak i sam Beniamin Franklin (wyleczył sam siebie bo był krótkowidzem), ja z kolei jestem wdzięczny angielskiemu astronomowi, George Airy, który pierwszy wynalazł soczewki do korekcji astygmatyzmu. Jak widać cała historia ludzkości pełna jest ludzi poświęcających się leczeniu ułomności niedostrzegania oddalonych obiektów, niestety przestrzeń i czas to nie to samo i nie da się prosto zastosować okularów do leczenia krótkowzroczności w planowaniu rozwoju na przykład energetyki.

Tymczasem energetyczna sytuacja na rynkach światowych, a zwłaszcza europejskich nabiera gwałtownej dynamiki, i niestety nie są to zmiany dla Polski korzystne. Prawie 90 % naszej produkcji energii elektrycznej pochodzi z węgla – a tu już nic nie będzie takie samo jak kiedyś. Niepokojące jest to, że obecnie wszelkie decyzje gospodarczo-polityczne podporządkowane są bardzo krótkoterminowym horyzontom wydarzeń. W świetle kolejnych wyborów (kilka miesięcy), skala energetycznych problemów (lata i dekada) wydaje się okresem tak odległym, że wszystkie obrazy są zamazane i nie przykuwają uwagi. Tymczasem, warto chyba się temu przyjrzeć.

Zaciskająca się pętla energetyki i górnictwa węglowego (ceny).

Już od dawna nie ma optymistycznych wiadomości, co więcej od niedawna nawet nie mówi się o wiadomościach choćby neutralnych – wszystkie są niekorzystne. Z jednej strony z rynku paliwa – węgiel tanieje i prawdopodobnie będzie coraz tańszy. Ceny węgla energetycznego stabilnie obniżają się – tu najlepszym wskaźnikiem jest indeks ARA (od portów dostaw Amsterdam –Rotterdam-Antwerpia) – dziś jest to cena 58,6 $/tonę. To bolesne dla całego polskiego sektora górniczego i nie napawa optymizmem jeśli analizować zakładane plany restrukturyzacji największych spółek. Jak patrzeć na styczniowa prezentację Ministerstwa Gospodarki i założeń planu ratunkowego w Kompanii Węglowej (jest dostępna np. na portalu www.netg.pl) to już widać, że będzie problem. Założenia były bowiem ostrożne w ocenie możliwości powrotu cen węgla do rekordowych poziomów, ale też nie zakładały dalszych spadków (slajd nr 4 owej prezentacji) i planowały (slajd 13) zmodernizowaną cenę wydobycia węgla w nowej KW na 268 zł/tonę. Jakby tego nie liczyć, przy dzisiejszym kursie dolara wychodzi 70 $/t, a więc nasz węgiel nie jest konkurencyjny na świecie. Nie ma więc szans na eksport (chyba, że ze stratą), a więc górnictwo będzie musiało ratować się ceną uzyskiwaną ze sprzedaży do polskich elektrowni. Dochodzimy więc do systemu naczyń połączonych – energetyka zamiast cieszyć się z obniżek cen paliwa (a więc możliwości produkcji po niższych kosztach) będzie musiała w pewnej mierze utrzymywać przy życiu górnictwo kamienne, gdy tymczasem zagraniczni konkurencji będą mieli dostęp do paliw po niższej cenie. Strach pomyśleć o coraz bardziej prawdopodobnym scenariuszu, że spadek cen węgla jeszcze się pogłębi a indeks ARA przebije w dół nawet 40 $/tonę – arytmetyka na poziomie odejmowania i mnożenia jest bezlitosna, wobec czego zakładane koszty restrukturyzacji są już nieaktualne i będą znacznie większe. Z jednej strony należy z uznaniem patrzeć na widoczne wysiłki w zmianach w KW i innych spółkach i coraz bardziej obustronne zarząd-pracownicy rozumienie sytuacji, ale można obawiać się, że to dopiero początek prawdziwych problemów. Chyba trzeba powiedzieć górnikom prawdę i jeszcze raz usiąść do stołów z wyliczeniami planu rezerwowego – jak ciąć koszty do kości jeśli cena węgla dalej spadnie.

Zaciskająca się pętla energetyki i górnictwa węglowego (regulacje unijne).

Ceny wzmiankowane poprzednio to wypadkowa nadpodaży węgla i mniejszego popytu na rynkach światowych, ale także jasny przekaz wciąż modyfikowanych europejskich regulacji energetyczno-klimatycznych. Nikt już nie ma złudzeń, że Europa daje jeszcze jakąś szanse dla węgla. Wprowadzenie MSR (Market Stability Reserve) wbrew wcześniejszym podpisom i zobowiązaniom, arbitralnie daje mechanizm na podwyższanie cen za certyfikaty CO2, a wobec tego zmniejszanie opłacalności elektrowni węglowych. Preferencje we wszystkich action planach i założeniach przegłosowywanej europejskiej polityki cały czas forsują rozwój energetyki odnawialnej, otwarcie ścieżek finansowania i dotacji i rozbudowę wspólnych połączeń pomiędzy krajami, głównie po to, aby mieć możliwość alokowania nadwyżek OZE produkowanych w jednym kraju do drugiego (OZE zacofanego). Dodatkowo o możliwości unijnego nacisku na naszą politykę za pomocą notyfikacji (lub nie) strategii restrukturyzacji górnictwa już nie ma nawet co wspominać.

Zaciskająca się pętla energetyki i górnictwa węglowego (banki i korporacje).

Trendy są szybko przekładane przez analityków na menadżerskie raporty, a dodatkowo podchwytywane przez lobbystów. Węgiel i energetyka węglowa zostają więc odsuwane na boczny tor w strategiach korporacyjnych (wydzielanie spółek wytwórczych i odpisywanie w straty) oraz odcinanie od rynków kapitałowych. Wzmiankowane wielokrotnie reguły finansowania nowych projektów przez EBI (Europejski Bank Inwestycyjny) to nieprzekraczanie emisji CO2 na poziomie 0,5 -0,55 t CO2/MWh – poziom nieosiągalny przez żadną elektrownię węglową. Nowa informacja o wycofaniu się norweskiego funduszu strategicznego (Norwegian Government Pension Global Fund) z inwestycji w spółki, których ponad 30% przychodów pochodzi z węgla to nowy trend wyrzucenia kopalni i elektrowni jak w 90% polskiego sektora ze światowych rynków kapitałowych. Za Norwegami pójdą na pewno następni i w sektorze kredytów i obligacji zapanuje coś w rodzaju „węglowej alergii”. Efekt jest prosty i przewidywalny – nasze spółki będą musiały liczyć w kredytach (których potrzebuje każda firma w restrukturyzacji lub procesie inwestycyjnym szczególnie) tylko na ewentualnie polskie banki i fundusze (jakoś nie widzę za wiele).

Problemy można mnożyć dalej, a najbardziej chyba groźne jest to, że nie widać do końca jakiejś spójnej strategii co robić z tym wszystkim. W 2015 cieniem kładzie się kolejna konferencja klimatyczna w Paryżu, gdzie ma być finalnie zatwierdzona kolejna światowa mapa drogowa walki ze zmianami klimatu – konferencji gdzie można spodziewać się wszystkiego, ale na pewno nie braku europejskiego lobbingu, wychodzenia przed szereg z ustawami i regulacjami i dalszego zaciskania europejskich zobowiązań. Polska zajęta własnymi wyborami i przetasowaniami, chyba tego wszystkiego nie widzi, a doraźna polityka oparta jest na przeczekaniu do będzie dalej. Będzie źle, bo brak reakcji na pewno spowoduje, że wszyscy przeforsują swoje stanowisko, tylko nie nasze (widać to było już po prezydencji Łotwy i tych nieszczęsnych MSR-ach i naszych całkowicie nieskutecznych staraniach nawet żeby zablokować wprowadzenie czegoś co było sprzeczne z wcześniej podpisanymi dokumentami). Żeby nie było tak wyłącznie pesymistycznie i na NIE – kilka sugestii co może warto byłoby rozważyć, niezależnie od partyjnych sporów i walk wyborczych

ponadpartyjne (i ponadwyborcze) uświadomienie sobie problemu z górnictwem i energetyką i rozpoczęcie dyskusji z samymi zainteresowanymi (górnikami). Najgorsze co jest możliwe (i co może się dziać wyborczo) to odkładanie problemów na bok (dosypywanie pieniędzy) i rozbudzanie nadziei, że będzie lepiej. Lepiej jak widać nie będzie – niestety trzeba przygotować się na restrukturyzację, która będzie o wiele bardziej bolesna niż zakładano.

– zdecydowania – gdzie tak naprawdę chcemy dojść. Zakładana długoterminowa strategia rozwoju energetyki (przynajmniej taka sygnalizowana w PEP 2050 – ale nie zatwierdzona bo odłożona) – już nie mieści się w unijnych regulacjach, które podpisujemy. Nie da się jak we francuskich powiedzeniach „usmażyć omleta bez rozbijania jaj” lub „zjeść ciastka i mieć ciastko”. Albo widzimy co przyniosą kolejne unijne zakazy i na to przygotowujemy górników i energetykę, albo próbujemy modyfikować lub blokować te unijne regulacje (a może na przykład popierając Camerona w jego staraniach, że coś z tą unijną polityką trzeba zrobić – on chce ograniczyć imigrantów, my zakazy CO2)

– spójna strategia dotycząca najbliższych wydarzeń – np. Konferencja Klimatyczna Paryż. Do tej pory tak w praktyce jesteśmy zaskakiwani gotowymi dokumentami (np. konkluzje klimatyczne 2014, unia energetyczna 2015 – tak odległa od naszych wizji, MSR szybsze wdrożeni -2015 i tak dalej). Szczerze mówiąc – nie wiem jaki jest nasz plan negocjacyjny, albo choćby koncepcja na co powinniśmy się zgodzić a na co nie. Dotychczas wygląda na to, że nie ma żadnej komunikacji od naszych negocjatorów, jakie w ogóle są propozycje i co my na to.

Jednocześnie trzeba zdać sobie sprawę z tego, ze to wszystko jest obecnie całkowicie niemożliwe. Pozbawieni korekcyjnych okularów, nie będziemy patrzeć w przód a tylko na najbliższe miesiące. Ośrodki decyzyjne (jak i opozycyjne) skupione będą raczej na doraźnych planach i nowych hasłach, natomiast sama strategia energetyki (a za nim górnictwa) będzie leżała odłogiem. Najgorsze, ze właściwie wszyscy maja tego świadomość ale nic nie można zrobić. No może jedyna szansa w witaminie A i długich spacerach na świeżym powietrzu …

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *