Rano w wiadomościach zobaczyłem kartonowe pudła, w których znajdowało się prawie milion głosów wzywających do referendum w sprawie nowej reformy oświaty. Zaskoczyło mnie, jak duża ilość osób chciałaby nadal trzymać się dawnego progu (7 lat) i dawnego modelu edukacyjnego. Uczenie dzieci jest zawsze dużym problemem. Z jednej strony przewrażliwieni rodzice (wiem coś o tym z mojego doświadczenia), problem szkół i finansów z drugiej (również coś na ten temat z własnego doświadczenia mogę powiedzieć) Mimo wszystko obserwuję chęć, żeby świat został taki jaki znamy i lubimy …. A niestety  świat  się zmienia.

Na początek skok do Korei. Zadziwiające jak wiele – historycznie – mamy wspólnego z Koreańczykami. Kraj (obecnie Korea Południowa to ok 50 mln, Północna 22) historycznie wciśnięty pomiędzy dwa mocarstwa – Chiny i Japonię, na przemian rozkwitający w krótkich momentach świetności żeby za chwile ulec katastrofalnym najazdom, grabieżom i okupacji. Historycznie – tysiące lat zmagań – w pierwszym tysiącleciu głównie ze strony Chin, a potem (szczególnie XVI wiek) to czas Japonii. W międzyczasie niesamowite osiągnięcia techniczne – my znamy czcionki i książki Gutenberga (1450) a Koreańczycy stosowali już metalowe ruchome czcionki drukarskie w połowie XIII wieku (potrzeba jest matką wynalazku –  spalił się wielki pałac cesarski z olbrzymią kolekcją książek – należało je natychmiast przywrócić do życia).  Koszmarem dla Koreańczyków (jak i dla nas) był wiek XX-ty , krajem władała Japonia (protektorat), próby uzyskania niepodległości 1917-1919, potem tragiczne czasy II wojny światowej i efekt wyzwolenia w postaci podziału kraju przez dwa bloki. Na początek jak zawsze niby w kierunku zjednoczenia, finalnie wojna koreańska 1950-1953. Paradoksalnie komunistów na północy wcale nie było (jeśli już to znacznie więcej na terenie obecnej Korei Południowej, było nawet coś co nazywa się powstaniem na wyspie Czedżu – rodzaj krwawo stłumionej rebelii, ale przy twórczym współudziale stalinowskich sił specjalnych stworzono i legendę i siły bezpieczeństwa i armię, i najechano południową część w 1950. Mało kto teraz pamięta, ale wojna koreańska która wybuchła w następstwie tej agresji prowadzona była (oficjalnie) nie przez Stany Zjednoczone, ale przez ONZ (niedopatrzenie radzieckiego członka Rady Bezpieczeństwa umożliwiło przegłosowanie rezolucji potępiającej atak i ustanawiającej siły wojskowe do pomocy Koreańczykom, oczywiście głównie z zasobów amerykańskich). Finałem było przesuńcie najpierw całej wojny do samego południowego krańca półwyspu (atak północy) , potem kontrofensywa amerykańska , odbicie Seulu i dojście prawie do północnego krańca Korei, następnie wmieszanie się Chin (prawie 300 tys. ochotników którzy stracili życie – ochotników teoretycznie, bo były to dywizje regularne), znowu prawie pod Seul, i kolejna kontrofensywa i ustalenie linii frontu prawie jak na początku awantury. Było też niedaleko do globalnej wojny światowej. Głównodowodzący siłami ONZ – McArthur miał już gotowe rozwiązanie, zrzucenie kilkunastu lub kilkudziesięciu bomb atomowych, został jednak odwołany.  Z drugiej strony umarł Stalin i wielkie mocarstwa zabrały swoje zabawki zostawiając swoje kawałki kraju jak poprzednio i Koreańczyków na granicy  technologii (poza wojskowymi) kamienia łupanego. Korea (przynajmniej Południowa) nie była tym zrażona, zniszczenie kraju odbyło się nie raz, w krótkim czasie przeszła więc do ofensywy gospodarczej czego wynikiem jest 15 miejsce w rankingu PKB (1,1 bln) (gdzie Polska jest na 22 z 0,5). W Korei praktycznie nie ma żadnych bogactw naturalnych, jakiś żyznych terenów uprawnych, gigantycznych możliwości technologicznych, handlowych czy w ogóle czegokolwiek co mogłoby pomóc w rozwoju. Poza jednym – uporem i konsekwencją samych Koreańczyków. Postawili na jedno – edukację i szkolenia. Dziś ponad 80 % obywateli kończy wyższe studia, kult wiedzy jest wszechogarniający. Pewnie może i przesadzają bo nacisk jest ogromny – dzieci i młodzież po prostu uczą się bez przerwy. System koreański to klasyczne 6-3-3-4 (jak w Polsce) ale oczywiście do szkół idą już 6-cio latki i każda z rodzin oczywiście przygotowuje je już wcześniej. Matura w Korei jest wydarzeniem ogólnonarodowym (notabene zdaje się ją w jednym tylko dniu ze wszystkich przedmiotów) – łącznie z globalną zmianą ruchu ulicznego, tak aby nie przeszkadzać korkami ulicznymi tym, którzy zdają maturę. System koreański to właściwie też obowiązujący dziś system w całych Chinach – gigantyczne skupienie rodziców na maksymalnej edukacji dzieci – nauka codzienna plus zajęcia dodatkowe, plus zajęcia w weekendy, instrumenty muzyczne, matematyka (dodatkowa), itp. Wakacje zwykle ograniczane do kilku dni (realnie) bo nominalne miesiące jak u nas, spędzane są przez dzieci na dodatkowych obozach naukowych i kursach przygotowawczych.

 

Na pewno jest to przesada i zabranie dzieciom części dzieciństwa, ale są też efekty – w każdej klasyfikacji obecnie – szczególnie jeśli cokolwiek związane z matematyką – we wszystkich światowych (lub amerykańskich) testach – Koreańczycy są na pierwszym miejscu. Pamiętam moją szczególna dumę ojca kiedy moja córka zdobyła zaszczytne 3 miejsce w tzw. „Math Olympics”  , szczególna dumę ponieważ była jedynym nie-azjatyckim dzieckiem w pierwszej 6-tce. Nie zdajemy sobie do końca sprawy z podniesienia poprzeczki konkurencyjności – szczególnie w naukach ścisłych i efektów globalizacji. Jeśli mówimy o jakimkolwiek kierunku rozwoju innowacyjnego, wartości dodanej czy intelektualnej – to niestety musimy pogodzić się z wymaganiami obecnego świata – a w nim 6-cio letnie dzieci w pierwszej klasie to nawet nie standard, a raczej stare rozwiązanie bo kontakt z nauką przesuwa się w kierunku 5-cio latków.

Można nad tym płakać i ubolewać i przedstawiać opinie psychologów że tracą dzieciństwo – ale taki zbudowaliśmy świat. Żadne referendum czy utrzymywanie systemów edukacyjnych do jakich byliśmy przyzwyczajeni – tego nie zmieni. Możemy oczywiście twierdzić, że my wyrośliśmy na rozsądnych ludzi (choć czasami patrząc na wiadomości z kłótni politycznych ma się pewne wątpliwości) a uczyliśmy się w normalnych typowych szkołach.  Tylko że były to czasy bez IT, bez globalizacji i ogólnoświatowego wyścigu edukacyjnego szczurów. Musimy niestety zdecydować się – albo dać wolny wybór rodzicom – czy chcą dzieci wtłoczyć w morderczy wyścig edukacyjny czy też daż im radosne dzieciństwo bez zaprzątania głowy zbyt dużym bagażem wiedzy. W tym drugim przypadku mam czasami wątpliwości czy potem wolny czas i spokojne dzieciństwo nie kończy się też (często) wspaniałymi grami w wirtualnym komputerowym świecie i „Diablo III”, Snajper lub Wiedźmin zamiast matematyki lub języków.

Koreańczyków w nacisku na dzieci nie dogonimy. Pewnie też nie powinniśmy się ścigać w przesuwaniu edukacji na 3-latki lub azjatyckiemu podejściu do kilkudniowych wakacji. Musimy znaleźć odpowiednią kombinację starannej edukacji i kreatywności. Ale 6-cio latki w szkole to w obecnym świecie standard i nawet w technologicznym świecie konieczność. No chyba że chcemy żeby potem …. tylko pracowały przy taśmie i grały w gry całe życie …..

2 komentarze do “6-cio czy 7-dmio latki do szkoły …. Korea Płd. od dawna nie ma wątpliwości ….”

  1. à propos wirtualnego świata gier. Tak się składa, że Korea Południowa to także mekka tzw. e-Sportu, nie tylko ze względu na daleko posuniętą cyfryzację tego kraju, ale również ze względu na obecność godnej reprezentacji „sportowców”. Obserwując przez pewien czas tą scenę, miałem wrażenie, że wszystkim skośnookim „sportowcom” towarzyszy poczucie chęci dążenia do absolutnej perfekcji. To nie była dla nich zabawa. Kierują się prostą zasadą „nie ważne co robisz w życiu, ważne żeby być w tym najlepszy”. Skoro ludzie grając 16h/7 w komputerowe gierki są w stanie być tak zdeterminowani, których edukacja przeważnie kończy się w wieku 12-15 lat, to jakim charakterem muszą się odznaczać wykształceni Koreańczycy? No i oczywiście najważniejsze pytanie : co sprawia, że takich ludzi jest tam aż tak wiele? Poczucie dumy narodowej? Wydaje mi się, że system i to nie tylko edukacji. To po prostu sposób kształtowania myślenia, myślenia zautomatyzowanego, ale skazanego na sukces.

  2. problemem nie jest niechec rodzicow do posylania dzieci do szkoly wczesniej. Problemem jest to ze ta ustawa jest prowizorką.

    A Finowie posyłają 7mio latki i też zyją.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *